Tajemniczy bunkier w Poznaniu otworzył swe podwoje

Wicedyrektor muzeum przechadzał się po schronie z pałką ZOMO-wca a przed obiektem zaparkowana była milicyjna nyska - tak w Poznaniu wyglądała w czwartek pierwsza otwarta prezentacja bunkra przeciwatomowego. Zorganizowano ją w rocznicę ogłoszenia stanu wojennego.

Obiekt z okresu zimnej wojny znajduje się na obrzeżach miasta, zbudowano go pod ziemią, na zewnątrz stoi willa. Bunkier został odtajniony już ponad 10 lat temu, ale dotąd nie był pokazywany zwiedzającym. W czwartek po raz pierwszy mógł do niego wejść każdy chętny.

"To miejsce nie było w żaden sposób powiązane ze stanem wojennym, ale to nasza słodka zemsta na gen. Jaruzelskim, który nam zepsuł młodość. Teraz my pokazujemy jedną z jego tajemnic" - mówił w czwartek zastępca dyrektora Wielkopolskiego Muzeum Walk Niepodległościowych w Poznaniu, Jacek Bartkowiak.

Dyrektor sam oprowadzał zainteresowanych po pomieszczeniach znajdujących się pod ziemią. Zamiast wskaźnika używał.... pałki ZOMO.

Reklama

Wśród tłumnie odwiedzających bunkier nie zabrakło mieszkańców okolicznych domów. "Tyle razy przejeżdżałem koło tej willi, nigdy bym nie pomyślał, że tu pod ziemią są takie podziemia. Władza lubi mieć tajemnice" - powiedział PAP Life odwiedzający schron poznaniak.

Wewnątrz schronu jest zimno, wyraźnie wyczuwalny jest specyficzny zapach. Na ścianach wiszą bardzo stare mapy Poznania, hasła "Strzeż tajemnicy służbowej i państwowej", na biurkach ustawione są telefony na korbkę. Są centralki telefoniczne, własne ujęcie wody, agregaty. W przypadku wojny jądrowej to tu mieli się schronić i dowodzić rządzący Poznaniem.

"Do schronu doprowadzone są telefony łączące to miejsce z poznańskimi fabrykami, ale przecież gdyby tam gdzieś nastąpił wybuch jądrowy, to nie wiem, jak miałyby się zachować kable telefoniczne. Na taki przypadek w schronie zachował się motocykl, którym goniec mógłby pojechać do miasta zobaczyć, co ocalało" - objaśniał Lech Dymarski, dyrektor Wielkopolskiego Muzeum Walk Niepodległościowych.

"Są tu wprawdzie agregaty, filtry powietrza, składane łóżka, zachowały się nawet poduchy z pierzem, nie ma za to kuchni i magazynu żywności. Nie wiemy, jak sobie wyobrażano pracę w tym miejscu, bo chyba nie tak, że po wybuchu jądrowym prezydent i jego załoga o godzinie 16.00 jadą do domu na obiad" - dodawał dyrektor.

Obiekt nie jest na razie oznaczony tablicami, w czwartek willę, pod którą znajduje się schron oznaczała stojąca przy niej milicyjna nyska. Kolejną okazją do zwiedzania poznańskiego bunkra będzie 21 grudnia. Muzeum przygotowuję na ten dzień imprezę nawiązującą do terminu rzekomego końca świata.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: schron | bunkier | zimna wojna | Poznań
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy