Tomahawki - to nimi USA i Wielka Brytania zaatakowały Huti w Jemenie
Sytuacja na Morzu Czerwonym z dnia na dzień stawała się coraz bardziej napięta, a USA wielokrotnie ostrzegały Jemen, że zmuszone będą do drastycznych działań, jeśli ataki dronowe i rakietowe na komercyjne statki nie ustaną. I stało się.
Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii zdecydowały się na przeprowadzenie ataku na cele w Jemenie związane z Huti, czyli lokalnym ruchem o charakterze polityczno-militarnym. Wcześniej przez kilka tygodni ostrzegały o takiej możliwości, apelując do tej wspieranej przez Iran grupy bojowników o zaprzestanie ataków dronowych i rakietowych na międzynarodowe statki komercyjne na Morzu Czerwonym, a także prób uderzenia w Izrael i wspierania Hamasu. Zamiast tego Huti wybrali drogę wojenną, chociaż nie mają najmniejszych szans w starciu z potęgą militarną połączonych sił zachodnich.
Dzisiaj pod moim kierunkiem siły zbrojne USA - wraz z Wielką Brytanią i przy wsparciu Australii, Bahrajnu, Kanady i Holandii - z powodzeniem przeprowadziły ataki na szereg celów w Jemenie, wykorzystywanych przez rebeliantów Huti do zagrażania wolności żeglugi na jednej z najważniejszych dróg wodnych na świecie.
Huti wybierają wojnę, której nie mogą wygrać
Jednocześnie amerykański prezydent zapowiedział, że "nie zawaha się zastosować dalszych środków w celu ochrony naszych obywateli i swobodnego przepływu handlu międzynarodowego, jeśli będzie to konieczne". A wystarczy tylko wspomnieć, że w okolicach Jemenu stacjonuje od pewnego czasu amerykański lotniskowiec USS Dwight D. Eisenhower (CVN-69) ze swoją grupą uderzeniową, w skład której wchodzą m.in. krążownik rakietowy i niszczyciel, a oprócz nich na wodach Morza Czerwonego i Zatoki Adeńskiej znajduje się co najmniej 5 innych okrętów wojennych koalicji.
W ramach nocnego ostrzału siły zachodnie przeprowadziły ataki na ponad 60 celów w 16 lokalizacjach, obejmujących centra dowodzenia i kontroli, składy amunicji, systemy wyrzutni, obiekty produkcyjne i systemy radarowe obrony powietrznej. Łącznie wystrzelono ponad 100 sztuk precyzyjnej amunicji różnego typu, m.in. niezwykle skuteczne i trudne do wykrycia pociski Tomahawk.
Tomahawk. Co to za pociski?
BGM-109 Tomahawk to amerykański taktyczny pocisk manewrujący, którym dysponują również brytyjska, australijska i kanadyjska marynarka wojenna, odpalany z wyrzutni umieszczonych w okrętach nawodnych i podwodnych. Może on atakować cele naziemne (Tomahawk Land Attack Missile - TLAM) oraz nawodne (Tomahawk Anti-Ship Missile - TASM), a także zostać uzbrojony w głowicę nuklearną (TLAM-N), wycofaną z użytku w 1991 roku lub konwencjonalną: burzącą (TLAM-C) i zawierającą ładunek kasetowy (TLAM-D).
Gdy Tomahawk zostanie odpalony, uruchamia się niewielkich rozmiarów rakietowy silnik startowy napędzany paliwem stałym, który po starcie rozpędza pocisk do odpowiedniej prędkości, a następnie uruchomiony zostaje marszowy silnik turbowentylatorowy Williams International F107-WR-402. Dzięki tej kombinacji BGM-109 Tomahawk osiąga prędkość nawet 880 km/h, a jego zasięg wynosi w zależności od wersji:
- TLAM-N - 2500 km,
- TASM - 450 km,
- TLAM-C - 1300 km,
- TLAM-D - 1300 km.
Rakiety mogą być naprowadzane w sposób bezwładnościowy, GPS, radarowo i/lub dzięki TERCOM, odznaczają się wysoką celnością uderzenia, która wynosi 10 metrów, a do tego są trudne do wykrycia, gdyż charakteryzują się obniżoną obniżoną sygnaturą radarową i cieplną.