Ukraina zaatakowała na Krymie. Rosjanie stracili swoje najlepsze wyrzutnie

Siły zbrojne Ukrainy przeprowadziły śmiały atak na cele na okupowanym przez Krymie, zadając poważne straty wrogiej obronie przeciwlotniczej. Doniesienia mówią o zniszczeniu m.in. jednego z najnowocześniejszych na świecie systemów przeciwlotniczych.

Ukraińskie dowództwo pochwaliło się uderzeniem na jednostki obrony przeciwlotniczej na Krymie. Na celowniku miał być dywizjon przeciwlotniczy wyposażony w bardzo nowoczesny system S-400 stacjonujący w regionie miasta Dżankoj oraz dwie wyrzutnie S-300 w okolicy miejscowości Czornomorskie oraz Eupatoria.

Reklama

Wyrzutnie S-400 miały być, zdaniem ich producentów, zdolne do przechwytywania najnowocześniej zachodniej broni lotniczej. Jak się jednak okazuje S-300 i S-400 są niszczone w znacznych liczbach od samego początku używania przez Ukrainę NATO-wskiego sprzętu. Problemy miały zresztą nawet w czasach stosowania przez Ukrainę radzieckiej broni.

Potwierdzeniem skuteczności ataku są pożary, które wykryto na Krymie właśnie w okolicy miast Dżankoj i Czornomorskie. Co ciekawe ogień odkryto także w okolicy miasta Teodozja, które znajduje się 40 kilometrów od mostu Krymskiego. Możliwe więc, że Ukraińcom udało się unieszkodliwić element obrony przeciwlotniczej tej ważnej przeprawy przez cieśninę Kerczeńską.

Wszystkie wykryte pożary znajdowały się na otwartych przestrzeniach takich jak m.in. pola czy łąki. Dokładnie w takich miejscach najczęściej rozstawia się obronę przeciwlotniczą dalekiego zasięgu, gdyż ważne jest, aby widoczność jej radarów nie była w żaden sposób ograniczona przez przeszkody. 

Poza pożarami lokalni mieszkańcy Krymu odnotowali także liczne eksplozje m.in. w okolicy miasta Saki, które leży niedaleko Eupatorii oraz w dystrykcie Krasnoperekopskim, który stanowi jedyne połączenie lądowe Krymu z kontynentalną Ukrainą. 

S-400 miało zwalczać każdą zachodnią broń lotniczą - co poszło nie tak?

Najnowszy system przeciwlotniczy produkcji rosyjskiej był swego czasu uważany za bardzo tajemniczą i groźną broń. Kupiły go nawet armie Turcji, Indii i Chin. Wypowiedzi samych Rosjan dodatkowo potęgowały poczucie zagrożenia ze strony S-400.

Podczas trwającego konfliktu na Ukrainie S-400 jednak zawodził już na tyle często, że opinia o jego sile wydaje się być znacznie przesadzona. Podobnie jednak stało się z większością nowoczesnej rosyjskiej broni użytkowanej w konflikcie. Rosyjski przemysł zbrojeniowy mocno utracił na renomie i z pewnością odbiję się to na popularności moskiewskiej broni na świecie.

Najpewniej Rosjanie popełniają sporo błędów w organizacji swojej obrony przeciwlotniczej, która ich zdaniem miała "nie mieć odpowiedników na świecie". Nie tak łatwo jest bowiem zlokalizować wyrzutnie, która do czasu wystrzelenie działa całkowicie pasywnie i nie emituje promieniowania, tak jak chociażby radary. Możliwe, że Rosjanie zbyt leniwie podchodzą do ważnej zasady, która nakazuje regularnie zmieniać pozycje zestawów przeciwlotniczych, tak aby nie zostały one namierzone. Problemy sprawia im także znalezienie odpowiedniej lokalizacji dla swoich systemów, gdyż na Krymie formalnie nie toczy się wojna, więc muszą brać pod uwagę m.in. własność pól oraz bezpieczeństwo ludności.

Dodatkowo ukraińskie rozpoznanie na Krymie staje się coraz lepsze, a ich drony bardzo często latają nad półwyspem. Rosjanie natomiast nie posiadają w okolicy systemów wczesnego ostrzegania. Jakiś czas temu jeden z ich samolotów typu AWACS - A-50 został przez nich utracony w okolicy Krymu, więc najpewniej wolą uważać w tym regionie na swoje bardzo cenne, a nieliczne maszyny.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Krym | Ukraina | Rosja | obrona przeciwlotnicza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy