Ukraiński snajper: Wybieram AK-47. Wojna to nie pojedynki znane z Hollywood

Snajperka? Nie, poproszę Kałasznikowa. Ukraińscy snajperzy postanowili opowiedzieć w materiale Military Times o swojej roli w konflikcie zbrojnym i o tym, jak naprawdę wygląda ich życie na froncie, które w żaden sposób nie przypomina tego, jakie znamy z filmów.

Ukraińscy snajperzy podczas szkolenia strzeleckiego w lutym 2022 r.
Ukraińscy snajperzy podczas szkolenia strzeleckiego w lutym 2022 r. Mustafa Ciftci/Anadolu AgencyGetty Images

Myśląc o udziale snajperów w konfliktach zbrojnych najczęściej mamy w głowie sceny z hollywoodzkich produkcji, w których możemy oglądać tych wyspecjalizowanych strzelców z bezpiecznej pozycji eliminujących kolejnych wrogów lub wręcz toczących "pojedynki" snajperskie. Jak jednak przekonuje jeden z ukraińskich instruktorów, rzeczywistość nie ma nic wspólnego z filmami i na co dzień chętniej i częściej sięgają po AK-47 z celownikiem termowizyjnym.

Wierzcie lub nie, ale ta z odpowiednią optyką jest najskuteczniejszą bronią, jakiej użyłem w tej wojnie. Karabin snajperski kosztuje 20 000 lub 30 000 dolarów i może szybko zabić tylko jednego Rosjanina. AK może obronić się przed całym atakiem
komentuje jeden z żołnierzy.

Kałasznikow skuteczniejszy niż snajperka

Przy okazji wyjaśnia też, że linia frontu w ostatnich miesiącach się zmieniła, więc zapotrzebowanie na umiejętności snajperskie jeszcze spadło. W związku z tym snajperzy działali raczej w sabotażu, rozstawiając miny, niszcząc tory kolejowe czy zbierając dane wywiadowcze. Brzmi jak filmowy scenariusz? Może i tak, ale z pewnością nie "Wroga u bram" z kultowym pojedynkiem snajperskim podczas bitwy stalingradzkiej z II wojny światowej, do której czasami porównuje się walki w Bachmucie.

Pojedynki snajperskie to tylko głupia rzecz z filmów. Kiedy rosyjscy żołnierze naprawdę chcą nas dopaść, używają moździerzy lub - jeśli mamy naprawdę pecha - białego fosforu
wyjaśnia Artiom, bo tak przedstawia się instruktor.

Co zresztą dobrze widać po tym, w jakim stanie jest Bachmut - po miesiącach krwawych walk miasto zostało dosłownie zrównane z ziemią, a jego obrona jest już czysto symboliczna. 

Inny dodaje zaś, że snajperzy nie są tam już potrzebni, bo mamy do czynienia z bitwą, którą rozstrzyga artyleria i piechota, więc ryzykowanie życiem wyspecjalizowanych strzelców mija się z celem.

Nie będą przecież siedzieć w okopach i czekać na kolejne fale rosyjskich żołnierzy, bo tak właśnie wyglądają walki o Bachmut, którym bliżej do I wojny światowej niż hollywoodzkich ekranizacji (Ukraina stosuje do odpierania rosyjskich sił nawet karabiny maszynowe z tego okresu!). Wbrew rosyjskim deklaracjom medialnym, Ukraina nie oddała jednak miasta i nieustannie odpiera kolejne ataki w tym regionie, który pozostaje epicentrum walk.

„Staram się zachować zimną głowę”. Medycy przy linii frontu w BachmucieAFP
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas