USA wystrzeliły już pociski za miliard dolarów. Rebelianci z Jemenu ledwo to odczuli
Amerykanie już od wielu miesięcy walczą z bojownikami Huti, którzy mocno utrudniają handel morski przepływający przez Kanał Sueski. Jak się okazuje, na prowadzenie działań wydali już miliard dolarów, a rebelianci dalej niewzruszenie kontynuują sabotowanie handlu międzynarodowego.
Najnowszy raport wywiadu USA pokazuje, że kraj wydał już około 1 miliarda dolarów na kontrowanie działań bojowników Huti w obszarze Morza Czerwonego. Mimo drakońskiej sumy, jaką Amerykanie wydali na walkę z jemeńskimi rebeliantami, to arsenał oraz zdolności bojowe Huti pozostają w dużej mierze nienaruszone.
Zdania ekspertów są podzielone
Ogromna ilość nowoczesnej amunicji, jaką wykorzystały już amerykańskie okręty oraz samoloty wojskowe nie dały zbyt wymiernych rezultatów. O ile działania USA znacznie zwiększyły bezpieczeństwo w regionie, to, zdaniem Behnama Ben Teleblu, eksperta jednego z waszyngtońskich think tanków - zapasy broni agresywnych bojowników nawet nie zbliżają się do wyczerpania.
Opinia Teleblu jest sprzeczna z wcześniejszym oświadczeniem generała Alexusa Grynkewicha z Sił Powietrznych USA, który na podstawie analiz częstotliwości ataków Huti w pierwszym kwartale 2024 roku uznał, że rebeliantom kończą się drony oraz pociski balistyczne i przeciwokrętowe.
Trudno określić, kto z nich ma rację, jednak faktem jest to, że Huti wciąż intensywnie atakują statki przepływające przez Morze Czerwone. Niedawno uderzyli w masowiec pod banderą Liberii - ofiarami ataku padli marynarze. Bojownicy w tym roku zatopili także brytyjski statek przewożący nawozy, który poważnie zagraża teraz środowisku wodnemu.
Walka z Huti coraz droższa
Podsekretarz Obrony w Pentagonie, William LaPlante wcześniej w tym roku informował już, że koszty prowadzenia walki z jemeńskimi rebeliantami na Morzu Czerwonym zaczęły rosnąć. Podczas konferencji prasowej LaPlante powiedział, że średni koszt zestrzelenia pojedynczego jemeńskiego drona wynosi ponad 100 tys. dolarów.
Zdaniem Huti ich drony kosztują zaledwie 2 tys. dolarów za sztukę. Rebeliantów bardzo rozbawił fakt, że Amerykanie do ich zestrzeliwania wykorzystują często bardzo drogie pociski przeciwlotnicze. Mowa tu m.in. o ESSM wartych milion dolarów za sztukę oraz SM-2 kosztujących 2,5 miliona.
USA ma poważny problem, bo ich okręty nie posiadają żadnej broni, poza systemem CIWS, która byłaby w stanie tanio i efektywnie zwalczać drony przeciwnika. Okręty US Navy mogłyby oczywiście korzystać do tego celu jedynie z CIWS Phalanx, który dysponuje sześciolufowym działkiem systemu Gatlinga. Jego zasięg jest jednak dość niewielki i z reguły jest to broń stosowana jako ostatnia warstwa obrony okrętu. Gdyby system zawiódł, mogłoby to kosztować życie i zdrowie wielu marynarzy. Z tego powodu USA aktywnie poszukuje niskokosztowych rozwiązań o większym zasięgu, które sprawdziłyby się przeciwko tanim dronom.