Wagnerowcy oskarżają rosyjską armię o swoje porażki. "Nie dają nam sprzętu"

Grupa Wagnera od miesięcy próbuje zdobyć Bachmut, gdzie toczą się najcięższe walki na froncie w Ukrainie. Najemnicy poskarżyli się, każdy dom, o jaki walczą, jest prawdziwą fortyfikacją Ukraińców. Dodatkowo usprawiedliwiają brak swoich postępów tym, że Rosjanie nie dali im odpowiedniego sprzętu.

  • W rejonie Bachmutu trwają jedne z najcięższych walk na froncie wojny w Ukrainie. Stronę rosyjską w tym mieście wspierają najemnicy Grupy Wagnera.
  • W pobliżu linii frontu znajduje się także przywódca grupy, Jewgienij Prigożyn, który wraz ze swoimi żołnierzami udzielił wywiadu dla rosyjskiej agencji RIA Novosti. Jego treść na pewno nie spodoba się rosyjskiemu dowództwu.
  • Prigożyn i jego żołnierze poskarżyli się, że muszą walczyć o każdy dom, nie mając wsparcia i "odpowiedniego sprzętu". Sprecyzowali, że chodzi im o rzadkie wozy BMP-3 oraz pociski 100 milimetrów.
  • Z wypowiedzi wynika, że Wagnerowcy dosłownie boją się walczyć o Bachmut i szukają wymówek, dlaczego nie robią postępów.

Reklama

Wagnerowcy oskarżają Rosjan o swoje porażki na froncie

Bachmut w obwodzie donieckim przypomina obecnie prawdziwe piekło na ziemi, dla jednej, jak i drugiej strony konfliktu. W przypadku Rosjan jednak walka o region wywołuje ogromną frustrację, ze względu na masę niepowodzeń w próbach jego zdobycia.

Emocje wyrażają szczególnie najemnicy grupy Wagnera, którzy często są na szpicy natarcia. Wiedząc, że muszą szybko przynieść jakiekolwiek wyniki, postanowili poskarżyć się oficjelom, czemu ich nie osiągają. Powodem ma być zarówno silny opór Ukraińców... jak i brak sprzętu od Rosjan.

We fragmencie wywiadu dla rosyjskiej agencji RIA Novosti, przywódca Wagnerowców, Jewgienij Prigożyn wraz z żołnierzami z uznaniem wypowiada się o Ukraińcach. Twierdzi, że walka o każdy dom przypomina szturmowanie linii obrony o sile fortecy. W ten sposób Wagnerowcy chcąc zająć Bachmut muszą przejść aż "500 takich linii". 

Już takie uznanie dla wroga w mediach nie będzie ciepło przyjęte przez rosyjskie dowództwo. Niemniej najemnicy na tym nie kończą i mówią, że niepowodzenia w Bachmucie to właśnie wina dowództwa. Te bowiem nie wysyła, według nich, potrzebnej broni w postaci opancerzonych wozów piechoty BMP-3 i pocisków kalibru 100 milimetrów. W ten sposób najemnicy nie mogą pewnie prowadzić ofensywy, na terenie, który Rosjanie zrównali z ziemią.


Słowa, które mogą się obrócić przeciw Wagnerowcom

Czy Wagnerowcy mogą mieć rację, że rosyjskie dowództwo nie wysyła odpowiedniego sprzętu? Oczywiście, w końcu rosyjska armia jest znana z braków wyposażenia. Chociażby wozy BMP-3, o których mówią najemnicy, mogą być przed nimi chowane ze względu na duże straty. Według portalu Oryx Rosjanie stracili aż 206 sztuk tych pojazdów. Jego główne uzbrojenie stanowi 100 mm armata 2A70 i 30 mm działko 2A72, czyniąc go najmocniej uzbrojonym IVF na świecie, co na pewno przykuwa uwagę najemników.

Wątpliwe jednak jest, że oskarżania, jakie rzucają Wagnerowcy coś zmienią. Najemnicy publicznie oskarżyli rosyjskie dowództwo o brak postępów. Tymczasem sytuacja pokazuje, że sami są tego winni. Ich ciągłe walki nie przynoszą bowiem rezultatów. Nie mówiąc o tym, że wykorzystują do tego zaawansowaną broń. W regionie Bachmutu Wagnerowcy używają między innymi najnowocześniejszych czołgów rosyjskiej armii w Ukrainie, T-90M Proryw, sami zresztą je ulepszając.

Rosyjskie dowództwo widząc, że Wagnerowcy nie robią żadnych wyników na froncie, a jeszcze zwalają na nich winę, mogą zmienić podejście do tej jednostki. Tłumaczenia Wagnerowców dla wojskowych muszą brzmieć jak słabe wymówki, a żądania sprzętu przypominają cios w policzek. Kto więc wie, czy niedługo najemnicy zamiast nowych czołgów nie otrzymają zardzewiałych kałachów, wysyłanych do jednostek zmobilizowanych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy