Zbombardować Amerykę
Plany zaatakowania przez Niemcy i Japonię terytorium Stanów Zjednoczonych nigdy nie nabrały realnych kształtów.
Budowa wielkiej bazy
Dzięki podbojowi Francji bazę dla transatlantyckich bombowców mogły stanowić zachodnie tereny tego kraju (okolice Bordeaux). Pojawił się też dość nierealny pomysł zajęcia portugalskich Azorów, by znacznie skrócić trasę samolotów. Niemcom nigdy nie udało się jednak zająć neutralnej Portugalii, a nawet gdyby do tego doszło, budowa wielkiej bazy lotniczej na atlantyckich wyspach wobec przewagi floty alianckiej i tak nie byłaby możliwa.
Tajemniczy Ju-390
Focke-Wulf ustąpił miejsca czterosilnikowemu Messerschmittowi Me-264. Zbudowano nawet trzy prototypy Me-264, po czym skoncentrowano się na Junkersie Ju-390. Powstały morskie wersje rozpoznawcze i bojowe tej maszyny, wyposażone w rakietowy pocisk przeciwokrętowy. Pod bombowiec można było podczepić niewielki myśliwiec do samoobrony.
Chociaż pierwszy prototyp Ju-390 został zbudowany już w 1940 roku, to pomimo obiecujących osiągów liczba wyprodukowanych egzemplarzy nie przekroczyła trzech. Ju-390 to jedna z najbardziej tajemniczych maszyn III Rzeszy. W latach pięćdziesiątych gruchnęła sensacyjna wiadomość, że dwa samoloty tego typu doleciały w czasie wojny nad Nowy Jork w trakcie misji rozpoznawczej.
Konwencjonalny nalot na Stany Zjednoczone musiałby wiązać się z poważnymi stratami zarówno w sprzęcie, jak i w ludziach. W kolejnych latach wojny Niemcy zaczęli więc skłaniać się ku koncepcjom bardziej rewolucyjnym. Chcieli maszyny nieosiągalnej dla alianckich myśliwców, prawdziwego Wunderwaffe. Rozważano coraz bardziej szalone projekty.
Jedną z koncepcji była na przykład budowa lotniskowca, z którego mogłoby wystartować kilka samolotów kamikadze o olbrzymiej sile rażenia. Projekt upadł w obliczu bezdyskusyjnej przewagi aliantów na morzach - taki lotniskowiec nie miałby szans na wykonanie swojego zadania.
Z kolei projekt "Świński grzbiet" ("Huckepack") miał polegać na wysyłaniu ciężkich bombowców Heinkel He-177 Greif z podwieszonym... bombowcem Do-215. Ten ostatni byłby odłączany nieopodal brzegów USA. Po ataku jego załoga miała skakać do Atlantyku i być podejmowana przez U-boota. Projekt zarzucono ze względu na wysokie koszty jednorazowych maszyn.
Skrzydło braci Horten
W prace nad tą ambitną konstrukcją zaangażowano komisję złożoną z przedstawicieli innych firm lotniczych. Między Hortenami a bardziej konserwatywnymi projektantami szybko doszło do kłótni. Komisja żądała usunięcia wielu ryzykownych jej zdaniem rozwiązań. Silniki umieszczone w tyle kadłuba przesunięto pod skrzydła, dodano też długi statecznik pionowy. Po wielu bojach, w których czasie Hortenowie poskarżyli się nawet Hermannowi Göringowi, osiągnięto kompromis. Bombowce miały wejść do użycia pod koniec 1945 roku.
Inny niemiecki projekt, nad którym prace rozpoczęto jeszcze w latach trzydziestych, nosił nazwę Silbervogel (srebrny ptak). Miał się rozpędzać na odrzutowych saniach do 1930 kilometrów na godzinę, znaleźć na orbicie, wejść w atmosferę nad celem, zrzucić bomby i odlecieć do Japonii. Miał on jednak wady. Po pierwsze, zabrałby na pokład niewiele bomb. Po drugie, po wojnie wykryto błąd w obliczeniach: Silbervogel za ostro wchodziłby w atmosferę i do celu doleciałby co najwyżej w postaci żużlu. Projekt ten nigdy nie został zrealizowany, nawet w formie prototypu, ale jego koncepcja posłużyła po wojnie do konstrukcji balistycznych pocisków międzykontynentalnych.
Zaprojektowano je tak, że mogły dopłynąć do każdego miejsca na Ziemi i wrócić do Japonii. Podstawowym uzbrojeniem każdego z nich były nie torpedy, ale trzy samoloty Aichi M6A Seiran. Przewożone w specjalnym hangarze, miały być katapultowane z pokładu i atakować za pomocą torped, bomb i bomb szybujących. Po powrocie specjalnym dźwigiem pobierano je z wody. Seiranów planowano użyć nie tylko do zniszczenia śluz na Kanale Panamskim, lecz także do zbombardowania wielu amerykańskich miast, w tym nawet odległego Nowego Jorku. Pomysł okazał się jednak nierealny.
Japończycy pokładali jeszcze nadzieje w projekcie Nakijima G10N Fugaku. Ten sześciosilnikowy gigant miał być zdolny do pokonywania Pacyfiku i zbombardowania każdego celu w USA. Po ataku na zachodnie wybrzeże samolot mógłby spokojnie jeszcze wrócić do Japonii. Gdyby celem było wybrzeże atlantyckie, bombowiec mógłby znaleźć przystanek w okupowanej Europie. Jako bazę wypadową dla Fugaku przewidywano Wyspy Kurylskie. Przed myśliwcami i artylerią przeciwlotniczą chroniłby tę maszynę wysoki pułap.
Niestety, skończyło się na nadziejach. Cudowny samolot, podobnie jak większość niemieckich Amerikabomberów, powstał jedynie na deskach kreślarskich.
Maciej Szopa
Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.