Żołnierze półksiężyca
Narastająca wielokulturowość Zachodu sprawia, że w siłach zbrojnych przybywa żołnierzy wyznania innego niż chrześcijańskie.
Wojskowe meczety
Bogate, choć nie zawsze chlubne, doświadczenia z mniejszościami religijnymi, narodowymi i etnicznymi mają Stany Zjednoczone. Szacuje się, że w amerykańskich siłach zbrojnych mniej niż jeden procent żołnierzy to muzułmanie (według innych źródeł to dziesiąta część procenta). Chociaż szczególnie się nie wyróżniają (negatywnie lub pozytywnie), wszelkie incydenty z ich udziałem są nagłaśniane przez media. Jako przykład może posłużyć szaleńczy atak majora Nidala Hasana, który w 2009 roku zabił w Fort Hood trzynaście przypadkowych osób. Starano się wskazać na inne niż religijne motywy jego działania, aby nie podgrzewać atmosfery i nie utrudniać muzułmanom służby. Zdaniem ekspertów, takie incydenty to jednak pojedyncze przypadki.
Preferencje dla muzułmanów
Pierwszego imama Amerykanie zatrudnili w wojsku w 1993 roku. Pięć lat później US Navy otworzyło w Norfolk w Virginii pierwszy wojskowy meczet. Zaczęto zwracać uwagę na to, aby podczas ramadanu stołówki były czynne także po zachodzie słońca. Po 2001 roku wprowadzono przy rekrutacji preferencje dla muzułmanów znających języki arabski, dari, farsi, kurdyjski czy paszto, ważnych z punktu widzenia amerykańskich operacji ekspedycyjnych.
Cały dzień na modłach
Nie wiadomo, ilu wyznawców Mahometa służy we Francji, bo tamtejsze prawo zakazuje klasyfikowania ludzi pod względem religii. Niektóre szacunki mówią, że nawet 15-20 procent żołnierzy to muzułmanie. Wojsko chce zmniejszyć liczbę kapelanów katolickich (jest ich 141), aby zatrudnić więcej imamów (jest 30, a w ciągu pięciu lat ma ich być do 38). Chociaż nie ma doniesień o nielojalności francuskich muzułmanów, w listopadzie 2005 roku, gdy doszło do zamieszek w dzielnicach przez nich zamieszkałych, postanowiono nie używać wojska do tłumienia protestów.
Mniejsza lub większa asymilacja przybyszów spoza naszego kręgu kulturowego rodzi czasem problemy. W 2006 roku trzech muzułmańskich rekrutów w katolickiej Austrii odmówiło złożenia przysięgi na flagę tego państwa. Żeby uniknąć dalszych problemów,
żołnierzy nie ukarano. Niesmak jednak pozostał, tym bardziej że oficerowie żalili się, iż muzułmanie - stanowiący około 3,5 procent austriackiego wojska (dwa stanowiska imamów) - są mniej efektywni od przedstawicieli innych religii, ponieważ muszą modlić się pięć razy dziennie. Niektórzy na modłach spędzają nawet cały dzień, co odbija się na ich służbie.
Pozorny spokój
Premiera Jana Petera Balkenendego określa się mianem "chrześcijanina i hipokryty". Twierdzi on, że trwa wojna islamu z chrześcijaństwem, a talibowie to dumni ludzie, którzy sprawią, iż "więcej holenderskich żołnierzy powróci do kraju w plastikowych workach". Po takich wypowiedziach trudno się dziwić narastającej niechęci Holendrów do imigrantów.
Holenderski wywiad ostrzega, że coraz więcej wojskowych sympatyzuje z kręgami radykalnymi. Podobne doniesienia docierają z Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Czy na naszych oczach rośnie muzułmańska piąta kolumna, doskonale znająca europejskie zwyczaje, ale trudna do zidentyfikowania i zneutralizowania?
Robert Czulda
Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL