A miały być takie bezpieczne... naukowcy ostrzegają przed toksycznością tatuaży

Mistyczne wzory, podobizny bliskich, rośliny, zwierzęta... tatuaże to forma sztuki, którą ozdabiamy swoje ciała od tysiącleci - kiedyś w celach ceremonialnych i religijnych, a teraz najczęściej ze względów estetycznych. Najnowsze badanie pokazuje jednak, że przed wykonaniem kolejnego wzoru powinniśmy się dobrze zastanowić. Dlaczego?

Mistyczne wzory, podobizny bliskich, rośliny, zwierzęta... tatuaże to forma sztuki, którą ozdabiamy swoje ciała od tysiącleci - kiedyś w celach ceremonialnych i religijnych, a teraz najczęściej ze względów estetycznych. Najnowsze badanie pokazuje jednak, że przed wykonaniem kolejnego wzoru powinniśmy się dobrze zastanowić. Dlaczego?
Coraz chętniej po nie sięgamy, a mogą być... toksyczne /123RF/PICSEL

Jak wynika z badań zaprezentowanych podczas ostatniej konferencji American Chemical Society, "uzależnienie" od tatuaży to najmniejsze ryzyko, jakie podejmują fani ozdabiania swojego ciała w ten sposób - zdecydowanie większym problemem okazują się stosowane tusze, które wcale nie są takie bezpieczne, jak przekonują nas ich producenci. A przynajmniej do takich wniosków doszli naukowcy, którzy przeanalizowali blisko 100 tuszów i odkryli, że znajdujące się na opakowaniach składy produktu najczęściej nie zgadzają się z zawartością.

Tusze do tatuażu mogą być toksyczne

A mówiąc precyzyjniej, tusze w rzeczywistości zawierają substancje pominięte w składzie i potencjalnie szkodliwe nanocząsteczki. Jak to możliwe? W wielu miejscach świata, również w Polsce, tatuaże traktowane są jak usługi kosmetyczne, więc osoby je wykonujące nie muszą posiadać żadnych licencji, a wykorzystywane w ich pracy tusze specjalnych certyfikatów - mówiąc krótko, polega się tu zupełnie na rzetelności producentów pigmentów i prowadzonych przez nich badaniach.

Reklama

Jak się szybko okazało, w branży tuszów panuje dosłownie "wolna amerykanka", a duża część ich producentów zajmuje się również produkcją pigmentów do farb i tkanin, co z miejsca budzi pytania, czy mowa o tych samych substancjach chemicznych.

John Swierk i jego zespół postanowili więc wykorzystać spektroskopię magnetycznego rezonansu jądrowego oraz spektroskopię Ramana, aby dokładnie sprawdzić, co dajemy sobie wstrzykiwać w skórę. W fazie wstępnej przeanalizowali w ten sposób blisko 100 tuszów i jak tłumaczą, praktycznie w każdym czekała na nich nieprzyjemna niespodzianka:

Generalnie uznawane są one za bezpieczne i wykorzystywane we wspomnianym farbiarstwie włókienniczym oraz przy produkcji farb, a czasem także w przemyśle spożywczym, np. czerwień koszenilowa A (E124). Tyle że na skutek działania promieniowania ultrafioletowego czy bakterii mogą zmieniać się w cząsteczki znane ze swojego kancerogennego działania.

Co więcej, dalsze analizy 16 tuszów ujawniły, że połowa produktów zawiera też nanocząsteczki o wielkości poniżej 100 nanometrów, czyli tak małe, że zdolne do migrowania do innych części ludzkiego ciała (w badaniach z 2017 roku znaleziono takie cząsteczki z tuszu w węzłach chłonnych). Mówiąc krótko, dopóki branża nie doczeka się regulacji, ozdabianie ciała tatuażami może być bardziej ryzykowne, niż się wszystkim wydawało.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: tatuaże
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama