Dał się zamrozić. Liczy, że kiedyś medycyna przywróci go do życia

Pewien Australijczyk poddał się krioprezerwacji w nadziei na to, że w przyszłości uda się go przywrócić do życia. "Usługa" kosztowała 170 tys. dolarów, a realizująca ją firma oczywiście nie daje żadnych gwarancji powodzenia.

Pewien Australijczyk poddał się krioprezerwacji w nadziei na to, że w przyszłości uda się go przywrócić do życia. "Usługa" kosztowała 170 tys. dolarów, a realizująca ją firma oczywiście nie daje żadnych gwarancji powodzenia.
Dał się zamrozić. Liczy na to, że przyszła medycyna przywróci go do życia /123RF/PICSEL

Bohater zostaje zamrożony, a po wielu latach budzi się w najlepszej formie życia i spieszy ratować ludzkość - to koncepcja dobrze znana z filmów sci-fi, ale czy możliwa w rzeczywistości? Pewien 80-letni mieszkaniec Sydney postanowił to sprawdzić i to w wersji najtrudniejszej do realizacji, a mianowicie mężczyzna zmarł w połowie maja, więc w jego przypadku mówimy nie o zachowaniu funkcji życiowych, ale ich przywróceniu.

Mamy tu do czynienia z krioniką, czyli techniką głębokiego ochładzania ciała i przechowywania w temperaturze ciekłego azotu (-196 °C), która zatrzymuje wszelkie reakcje chemiczne (ten stan nazywa się kriostazą), z intencją przywrócenia do życia w przyszłości. Zwolennicy tej koncepcji są zdania, że medycyna może w końcu rozwinąć się wystarczająco, żeby przywrócić do życia osoby, których obecnie nie jest w stanie przy nim utrzymać.

Krioprezerwacja to skomplikowany proces

Reklama

80-latek jest pierwszym pacjentem australijskiego Southern Cryonics, która dokładnie wyjaśniła, jak wyglądał proces krioprezerwacji "Pacjenta 1". Jak dowiadujemy się z oficjalnego oświadczenia, zaraz po śmierci ciało zostało zapakowane w lód i przeniesione z chłodni szpitalnej do domu pogrzebowego, a po wstępnych przygotowaniach przetransportowane do placówki firmy w Holbrook.

Aby przeprowadzić proces stabilizacji, zespół specjalistów (składający się z perfuzjonistów klinicznych i lekarza) "pracował niestrudzenie przez 10 godzin", przestrzegając specjalnych protokołów. Wykorzystał w tym celu najnowszy typ aparatu ECMO (ang. ExtraCorporeal Membrane Oxygenation), będący odmianą urządzenia do pozaustrojowego utlenowania krwi za pomocą sztucznego płuco-serca.

Później pacjent został bezpiecznie owinięty w specjalny śpiwór, który pozostaje nienaruszony w ciekłym azocie, stopniowo doprowadzony do temperatury minus 200 stopni Celsjusza w kontrolowanej komputerowo komorze chłodzącej, a następnie przeniesiony do aparatu Dewara.

Nie wszyscy są na "tak". Pojawiają się wątpliwości

Warto jednak wspomnieć, że nie wszyscy są tak entuzjastycznie nastawieni do procesu krioprezerwacji i wielu naukowców wyraziło swoje obawy dotyczące jej podstaw naukowych i etycznych. Bo chociaż biolodzy są obecnie w stanie zregenerować kilkaset komórek wyhodowanych w laboratorium, przywrócenie do życia całego człowieka to wciąż science fiction. Jak wyjaśnia w wypowiedzi dla ABC News dyrektor Melbourne School of Health Science, Bruce Thompson, już "samo rozmrożenie niektórych komórek znajdujących się w małej probówce, a następnie ożywienie ich to znaczący proces".

Inny z badaczy, Gary Bryant z Królewskiego Instytutu Technologii w Melbourne, przekonuje zaś, że chemikalia stosowane obecnie do konserwacji zamrożonych ciał są toksyczne. Jego zdaniem proces ten bardziej przypomina balsamowanie niż konserwowanie, więc wizualnie może i wszystko wygląda w porządku, ale w środku organizmu "wszystko ulega zniszczeniu".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: krionika
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy