King Kong żył naprawdę. Co się z nim stało?
Jak to możliwe, że mniejsze małpy były w stanie przetrwać próbę czasu, a te mierzące blisko trzy metry wzrostu - największe, jakie kiedykolwiek chodziły po naszej planecie - tego nie potrafiły? Naukowcy przekonują, że w końcu poznali odpowiedź.
Prawdziwy King Kong nie przetrwał próby czasu
Największa zarejestrowana małpa miała prawie trzy metry wzrostu i ważyła nawet 300 kg, czyli prawie dwa razy więcej niż goryl, co z miejsca przywodzi na myśl skojarzenia z King Kongiem. A mowa o Gigantopithecus blacki, którego ok. 100 lat temu zidentyfikował paleontolog G.H.R. von Koenigswald.
Co ciekawe, badacz natknął się na niego, a konkretniej jego duże zęby, w pewnej aptece w Hongkongu, gdzie były sprzedawane jako lecznicze "kości smoka". Od tego czasu w jaskiniach w południowych Chinach odkopano około 2000 skamieniałych zębów i cztery szczęki tego wymarłego gatunku.
Ale jak to w ogóle możliwe, że tak ogromne i potężne stworzenie nie było w stanie przetrwać próby czasu, podczas gdy inne naczelne przystosowały się i przeżyły? To jedna z największych zagadek paleontologii, którą naukowcy próbują rozwikłać od wielu lat.
I wygląda na to, że są na dobrej drodze, bo jak przekonują autorzy nowego badania opublikowanego w czasopiśmie naukowym Nature, w końcu udało się rzucić na sprawę więcej światła. Wszystko za sprawą rekonstrukcji środowiska, w którym żył G. blacki około 2 mln lat temu, kiedy po raz pierwszy pojawił się w zapisie kopalnym oraz późnego środkowego plejstocenu, kiedy to wyginął.
Myślę, że dziecko w nas chce wiedzieć o tych niesamowitych stworzeniach i o tym, co się z nimi stało
Jak wyjaśniają naukowcy, zapisy kopalne nie są w stanie definitywnie odpowiedzieć na pytanie o przyczyny wymarcia gatunku, ale mogą przynieść wskazówki na temat zmian środowiskowych i behawioralnych, które towarzyszyły zjawisku.
Mówiąc krótko, solidne datowanie pozwala szukać odpowiedzi we właściwych miejscach. Badacze przeanalizowali więc skamieniałości i próbki osadów z 22 jaskiń w południowych Chinach, z których połowa zawierała szczątki G. blacki - to największy zbiór dowodów na istnienie tych naczelnych.
Następnie na podstawie 157 dat radiometrycznych wygenerowanych przy użyciu sześciu różnych technik datowania ustalili, że Gigantopithecus blacki wyginął między 295 000 a 215 000 lat temu. Warunki środowiskowe w lasach południowych Chin mocno się wtedy zmieniły, tzn. z gęstych i obfitujących w wodę i owoce w bardziej suche, podatne na pożary i ze zwiększoną sezonowością.
I to właśnie ta zmienność klimatyczna była ich zdaniem zgubą G. blacki, bo analizy dentystyczne wykazały, że nie przystosował się dobrze do zmian środowiskowych. W miarę zbliżania się końca gatunku na zębach G. blacki pojawiają się oznaki chronicznego stresu, co wynika z mniejszego zróżnicowania diety (małpy były uzależnione od owoców bogatych w składniki odżywcze) i wysychania lasów.
Liczba przedstawicieli gatunku stopniowo malała, jego zasięg geograficzny kurczył się, a ostatecznie "prawdziwy King Kong" wymarł. I chociaż miało to miejsce bardzo dawno temu, naukowcy podkreślają znaczenie tego typu analiz, które mogą pomóc w lepszym zrozumieniu naszej obecnej sytuacji:
W obliczu grożącego nam szóstego masowego wymierania istnieje pilna potrzeba zrozumienia przyczyn wymierania gatunków