​Płyn Lugola. Dlaczego nie wolno go zażywać na własną rękę?

Tuż po ataku Rosji na Ukrainę, została przejęta elektrownia jądrowa w Czarnobylu. Na Polaków padł strach przed potencjalną katastrofą, więc wiele osób ruszyło do aptek po płyn Lugola. Okazuje się, że takie działanie nie ma sensu, co potwierdzają lekarze. Co więcej, nieuzasadnione spożywanie tej substancji może powodować poważne problemy z tarczycą.

Przejęcie przez Rosjan elektrowni jądrowej w Czarnobylu, a także postawienie w najwyższy stopień gotowości sił odstraszania nuklearnego, wzbudziły w Polakach strach przed widmem atomowej apokalipsy. Masowo ruszyli do aptek po płyn Lugola, który był podawany w naszym kraju po awarii czarnobylskiej elektrowni w 1986 r., w celu ochrony przed wchłanianiem radioaktywnego izotopu jodu. Z perspektywy czasu, naukowcy kwestionowali zasadność tej decyzji, zwracając uwagę na możliwe negatywne skutki takiej terapii. Teraz tym bardziej nie ma ona sensu, bo Państwowa Agencja Atomistyki uspokaja, że obecnie nie ma zagrożenia dla życia i zdrowia.

Reklama

Wiara w ochronne właściwości płynu Lugola wciąż jest silna w naszym kraju, co potwierdzają kolejki w aptekach. Czy słusznie? Wręcz przeciwnie, na co zwrócił uwagę endokrynolog Szymon Suwała.

Co to jest płyn Lugola?

Płyn Lugola to wodny roztwór czystego jodku w jodku potasu, który został opracowany przez Jeana Lugola w 1829 r. Wykazuje silne działanie odkażające, jest stosowany w leczeniu niektórych schorzeń tarczycy - pobudza lub hamuje czynności tego gruczołu (w zależności od dawki). Rozcieńczony może być stosowany jako środek antyseptyczny do płukania gardła.

Płyn Lugola zyskał sławę w 1986 r., kiedy to na wniosek specjalistów z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie ze Zbigniewem Jaworowskim na czele, został zaaplikowany wielu obywatelom, szczególnie dzieciom. Miał zapobiegać wchłanianiu radioaktywnego izotopu jodu-131 z odpadów promieniotwórczych, powstających w wyniku pożaru budynków elektrowni. Jod obecny w płynie Lugola miał na celu zapobiec wbudowywaniu radioaktywnych izotopów jodu w hormony tarczycy - tyroksynę i trójjodotyroninę.

W 2006 roku Jaworowski przyznał się do błędu i powiedział w wywiadzie, że gdyby nie blokada informacyjna ze strony ZSRR, nie zdecydowałby się na takie rozporządzenie. W 1986 r. naukowcy brali pod uwagę najbardziej pesymistyczny wariant, nie znając realnych prognoz nasilenia promieniowania.

Czy zażywanie płynu Lugola ma sens?

Zdaniem endokrynologa Szymona Suwały, nie ma sensu zaopatrywać się w płyn Lugola i inne preparaty zawierające jod. 

"Nieuzasadnione stosowanie płynu Lugola (jak i też innych preparatów jodu) może za to w ramach efektu Wolffa-Chaikoffa spowodować lub pogarszać przebieg niedoczynności tarczycy, w ramach efektu Jod-Basedow indukować (przewrotnie) również rozwój nadczynności tarczycy. Jod może też wywoływać lub nasilać postęp choroby Hashimoto. W aktualnej sytuacji, bilans potencjalnych zysków i strat przeważa zdecydowanie w stronę strat - zatem podkreślam, nie warto martwić się na zapas i biec do apteki po płyn Lugola!" - czytamy we wpisie doktora Suwały na Facebooku.

Nieuzasadnione spożywanie płynu Lugola może przekładać się na nadczynność lub niedoczynność tarczycy, a w niektórych przypadkach nawet prowadzić do zmian nowotworowych tego gruczołu.

Czas połowicznego rozpadu jodu wynosi osiem dni, więc pierwiastka tego nie ma już w Czarnobylu od 30 lat. Wszelkie wzrosty promieniowania w tym regionie pochodzą od innych izotopów promieniotwórczych, np. cezu, na który płyn Lugola nie ma wpływu. Trzeba pamiętać, że z promieniotwórczymi pierwiastkami mamy kontakt każdego dnia, które nie mają większego wpływu na nasz organizm.

Podsumowując: zażywanie płynu Lugola nie ma obecnie sensu, a wręcz może być niebezpieczne. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: płyn lugola | promieniowanie | katastrofa w Czarnobylu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy