Rekordowe upały i gwałtowne ulewy. To dopiero początek

Najgorsze jest to, że występowanie anomalii pogodowych zaczyna być normą... /NASA Earth Observations/Science Photo Library/East News /East News
Reklama

Kończące się powoli lato przyniosło wiele ekstremalnych zjawisk pogodowych nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. W lipcu i sierpniu odnotowaliśmy rekordowe temperatury w historii pomiarów meteorologicznych, byliśmy świadkami trąb powietrznych, pożarów i powodzi, które pochłonęły wiele istnień ludzkich i zrujnowały w jednej chwili dobytek setek tysięcy rodzin. O rekordowych upałach, gwałtownych ulewach i tym, co nas czeka w niedalekiej przyszłości rozmawiamy z doktorem Michałem Chilińskim z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Zobacz także: Rzucił wszystko i zamieszkał w środku lasu

Dariusz Jaroń: Za nami wakacje pełne ekstremalnych zjawisk pogodowych. Odstępstwa od normy czy mamy poważny problem?

Dr Michał Chiliński, Wydział Biologii UW: - Powody do niepokoju są i to ogromne. Tegoroczny lipiec był najcieplejszym miesiącem w historii pomiarów globalnych temperatur, gdzie pierwsze pomiary datowane są na rok 1880. To co obserwujemy w ostatnim czasie - rekordowe temperatury, ale też wysoki poziom opadów, to jest dokładnie to, czego spodziewaliśmy się w środowisku akademickim mówiąc o ocieplaniu klimatu. Niestety, powinniśmy się zacząć oswajać z myślą, że to, co dziś nazywamy rekordami, wkrótce stanie się naszą codziennością. Jeszcze zatęsknimy za obecnymi czasami, bo nowe rekordy będą padać coraz częściej.

Reklama

Musimy się liczyć z większą gwałtownością zjawisk pogodowych?

- Z większą gwałtownością i dalszym przesunięciem tych wszystkich zjawisk. Kiedy myślimy o klimacie, mamy przed oczami rozkład prawdopodobieństwa, statystyki, które mówią nam, jak było kiedyś. W tej chwili porównujemy pogodę do tej, jaką średnio obserwowano w latach 1950-2000, ewentualnie z włączeniem pierwszych dekad XXI wieku. Widzimy, że średnia temperatura rośnie, od obszaru Ziemi zależy, czy zmiana jest większa czy mniejsza. Nad lądami, szczególnie na półkuli północnej, ta zmiana jest większa. Średnie wartości przesuwają się ku wyższym wskazaniom, automatycznie rosną zatem wartości nie tylko średnie, ale też ekstremalne. Skrajny upał będzie coraz większy.

To samo dotyczy opadów?

- Tak. Im wyższa temperatura, tym większe parowanie wody, a im większe jest parowanie, tym ta woda musi szybciej wypaść z atmosfery i w postaci opadu deszczu spaść na ziemię. Paradoksalnie będzie dochodzić do tego, że możemy mieć więcej dni suszy i więcej gwałtownych ulew, które wcale nie będą nawadniały gleby, bo woda będzie bardzo szybko spływać. Lipiec, poza falą upałów, był też miesiącem bardzo intensywnych powodzi na całym świecie, zarówno w Europie - w Belgii czy Niemczech, ale też w Azji i po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego. Powtarzam, takich zjawisk, a co za tym idzie wartości w pogodzie dotąd ekstremalnych, wpływających negatywnie na nasz spokój, będzie więcej.

Wysokie temperatury przyniosły też wielkie pożary.

- A jak sobie przypominamy doniesienia medialne z zachodniego wybrzeża Ameryki Północnej, to w lipcu, w Vancouver oraz całej prowincji Brytyjskiej Kolumbii w Kanadzie odnotowano najwięcej zgonów spowodowanych upałem. Za nami też kolejny rok wielkich pożarów w Kalifornii. Kiedy się rozpędzą, trudno je zatrzymać. Każdy taki pożar to zagrożenie życia i ewakuacja lokalnej ludności, nie wspominając o zwierzętach, które nie mają dokąd uciec przed ogniem. Bez wątpienia świat w lipcu był ekstremalny. Problem ogromnych pożarów dotyczy także Australii - w czasie lata na półkuli południowej. Wielkie upały, susze, pożary, a zarazem ulewne opady, które przeradzały się w powodzie, stały się naszą codziennością.

Po fali upałów przyszły ulewne deszcze, gwałtowne wychłodzenie. Przeciwnicy ocieplenia klimatu mówią, że marzną, wobec czego problemu w ich ocenie nie ma. Jak ich przekonać do zmiany poglądów i przyjęcia do wiadomości wiedzy naukowej?

- Jeśli ktoś po takiej ilości faktów, przekazywanych w trakcie edukacji i każdego dnia w mediach, nadal powtarza, że ocieplenia klimatu nie ma, to próba zmiany nastawienia takiej osoby dyskusją na argumenty nie ma sensu. Niestety, często niedowiarkom otwierają się oczy dopiero wtedy, kiedy spotka ich coś złego. Tak jak przeciwników pandemii, którzy powtarzają, że koronawirus to fikcja, do momentu, kiedy sami ciężko nie przejdą covid-19. Z ociepleniem klimatu jest podobnie - komuś spłonie dom w pożarze lasu, przejdzie tornado tam, gdzie wcześniej ich nie było, powódź zdziesiątkuje czyjś dobytek. Po takim przeżyciu często przychodzi refleksja, że to może ludzie są winni, a zmieniający się klimat jest przyczyną powstawania tych zjawisk? Obserwujemy efekt dotychczasowych lat zaniedbań, nie ma co ukrywać, że będą kolejne, te zjawiska będą się nawarstwiały. Jeśli teraz zaczniemy działać, efekty zobaczymy za dekadę bądź dwie. Musimy zacząć myśleć o przyszłości, żeby dało się w niej doszukać odrobiny optymizmu.

Póki co u pana jej nie słyszę.

- Niestety. Jesteśmy jako ludzkość niesamowitym gatunkiem. Z jednej strony stworzyliśmy wielką cywilizację, rozwijamy kulturę, mamy bardzo zaawansowane technologie, potrafimy wpływać za ich sprawą na całą planetę. Z drugiej natomiast jako jednostki myślimy w skali dnia powszedniego, a żeby zrozumieć jak wielkim problemem jest ocieplenie klimatu trzeba spojrzeć poza codzienny horyzont. Nie jesteśmy do tego przygotowani, ponieważ rozwój technologiczny naszego gatunku znacznie wyprzedził ewolucję myślenia, dlatego niektórym tak ciężko pojąć ocieplenie klimatu, zrozumieć je i połączyć ze sobą zjawiska, które obserwujemy na całym świecie każdego dnia. To, że nagle gdzieś spada temperatura albo jest więcej opadów nie oznacza wcale, że nie ma ocieplenia klimatu, to się wszystko składa w jeden obraz. Nie wiemy o nim wszystkiego, wiedza o atmosferze czy oceanach rozwija się, ale wiemy na pewno, że to ludzie wpływają na zmiany klimatu. 

Wielu ludzi w Polsce nie akceptuje tego faktu?

- Coraz mniej, ale problem dostrzegam gdzie indziej. Bardzo dużo ludzi nie tylko przyjmuje do wiadomości zmiany klimatyczne, ale je rozumie, zna mechanizmy stojące za ociepleniem klimatu, ale niewiele zmienia w swoim życiu, by coś z tym faktem zrobić. Nie widzę u nas takiego myślenia, że musimy podjąć zdecydowane ruchy w stronę ochrony klimatu. Wcale nie chodzi o gwałtowne zmiany, odejście od wygodnego życia, tylko pokazanie, że dorośliśmy do tego, by pełnić rolę gospodarzy naszej planety. 

Mam wrażenie, że jako społeczeństwo zbyt często spoglądamy w stronę polityków, kogoś, kto wprowadzi zmiany za nas, tymczasem politycy toczą własne gry, w których ochrona klimatu, spojrzenie nie na kolejne wybory, a perspektywę kilku pokoleń do przodu, nie mają mocnej pozycji. Co wobec tego możemy robić jako jednostki?

- Przede wszystkim możemy się zastanowić w jaki sposób gospodarujemy. Co, w jakim tempie i w jakiej ilości zużywamy? Dużo mówi się o energii. Możemy łatwo skalkulować w domu jaki sprzęt zużywa energię elektryczną i ograniczyć jej zużycie, chociażby częściej gasząc światło, korzystając z żarówek energooszczędnych, gotując tyle wody ile rzeczywiście potrzebujemy na herbatę czy wymieniając starą lodówkę na nową, z wysoką klasą energetyczną. Inwestycja w taki sprzęt może nam się po kilku latach zwrócić w niższych comiesięcznych rachunkach za prąd.

Ograniczamy zużywanie energii. Co dalej?

- W polskich miastach wprowadzono opłatę za śmieci uzależnioną od zużywania wody. Jest to o tyle atrakcyjne rozwiązanie z punktu widzenia spojrzenia na środowisko, że zmusza do zastanowienia się nad optymalną gospodarką wody w naszym domu. Może częściej ją zakręcimy? Albo zastanowimy się, jak ekonomiczniej umyć naczynia? To samo dotyczy odpadów. Jeśli generujemy ich sporo, nawet poddając recyklingowi, zużywamy energię potrzebną do tego, by wytworzyć następne potrzebne nam pudełka i opakowania. A zatem - mniej prądu, wody i śmieci - to pierwsze drobne kroki, które może wykonać każde gospodarstwo domowe. Kolejna sprawa dotyczy podróżowania, szczególnie transport lotniczy emituje ogrom dwutlenku węgla. Zastanówmy się, czy drogi do pracy lub szkoły nie możemy pokonać na rowerze, spacerem lub komunikacją miejską. Samochód to najgorsze rozwiązanie, chyba, że dojeżdżamy do pracy w większej grupie. Nie zapominajmy przy tym, że w transporcie publicznym zyskujemy czas dla siebie - zamiast w skupieniu patrzeć się na drogę, możemy poczytać książkę. 

Samochody elektryczne nie rozwiązują problemu spalin?

- Z tymi samochodami jest pewien problem. Myślimy o nich, że są dobre dla środowiska. Jeśli spojrzymy wyłącznie na emisję spalin, to tak rzeczywiście jest, ale taki pojazd musimy naładować prądem. Kiedy policzymy emisję dwutlenku węgla potrzebnego na wyprodukowanie jednej kilowatogodziny prądu w polskich elektrowniach opalanych węglem, to wychodzi, że przejechanie stu kilometrów samochodem elektrycznym generuje więcej dwutlenku węgla niż samochód spalinowy. Mamy paradoks, ale przynajmniej w tej chwili taka jest w Polsce rzeczywistość. Wracając do gospodarstw domowych wspomnę jeszcze o inwestycji w izolację cieplną. Im będzie lepsza, tym mniej prądu lub gazu zużyjemy na ogrzanie domu, co przełoży się, poza ograniczeniem zużycia energii, na ograniczenie naszych wydatków. Te wszystkie małe kroki przekładają się na stan naszego portfela, dlatego nie powinniśmy od nich uciekać. Warto jeszcze powiedzieć słowo o diecie.

To co jemy wpływa na klimat?

- Tak. Ślad węglowy różnych pokarmów może się diametralnie różnić. Dieta wegańska nie tylko jest wyrazem troski o ograniczenie cierpienia zwierząt, ale także jest pozytywna z punktu widzenia klimatu. Co ważne przy okazji może być także bardzo smaczna i zrównoważona, warto spróbować, nawet gdyby na początek to były tylko pojedyncze posiłki w tygodniu. Jak widać myśleć o klimacie możemy nie tylko ograniczając zużycie energii w kuchni, ale także w czasie podejmowania decyzji o tym, co znajdzie się na naszym talerzu.

Zachęcamy oczywiście do tego, by od takich małych kroków zacząć, ale czy to nie okaże się za mało? Zmiany klimatyczne postępują zapewne z większą dynamiką.

- Mówimy o tych małych kroczkach od dawna, grupa ludzi stara się tak postępować, ale jeśli przez kolejne dekady będziemy się zajmowali wyłącznie poszukiwaniem tych drobnych rozwiązań, faktycznie nigdzie nie dojdziemy. Pytanie, jak działać skutecznie? Jak wytłumaczyć, że możemy i musimy działać wszyscy, bo pożary w Kalifornii czy powodzie w Azji to jest też nasz problem? Odczyty temperatur w lipcu w Polsce pokazały, że dotkliwe fale upału mogą i będą nawiedzać także nasz kraj. Ekstremalna temperatura przekłada się na zdrowie i życie nasze i naszych bliskich. Jako gospodarze planety musimy myśleć o jej przyszłości, żeby za kilka dekad to miejsce było nadal dobre do mieszkania, bo jeśli będzie nękane pożarami, suszami i gwałtownymi tornadami, a średnie temperatury będą rosły, to tę wygodę utracimy. Powinniśmy zadbać o to, by klimat zmieniał się jak najmniej, żeby zachować korzystne warunki dla istnienia naszej cywilizacji. W innym wypadku będziemy mogli tylko próbować przeciwdziałać katastrofalnym skutkom zmian klimatycznych. Nie wiadomo czy nam się ta sztuka powiedzie...

Zobacz również:

Gdzie na grzyby w 2021 r.? Ulubione gatunki Polaków rosną właśnie tutaj

Czas zrezygnować z auta?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zmiany klimatyczne | nauka | Dariusz Jaroń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy