​Ryby uratują nas przed zmianami klimatu? Pewnie nie, ale mogą pomóc

Jedzenie ryb i produktów pochodzenia morskiego może być kluczem do ocalenia naszego środowiska przed kompletną dewastacją. Tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele pewnej organizacji, która postuluje rozpoczęcie "Rewolucji Błękitnej Żywności". Ich zdaniem podwojenie konsumpcji ryb, roślin morskich i owoców morza mogłoby znacząco pomóc w walce ze zmianami klimatu.

Zastąpienie większości tradycyjnych produktów żywnością pochodzenia morskiego może pomóc w walce o czyste środowisko
Zastąpienie większości tradycyjnych produktów żywnością pochodzenia morskiego może pomóc w walce o czyste środowiskoSergei Malgavko/TASSGetty Images

Blue Food Assessment, w skrócie BFA, to inicjatywy zawiązana przez ponad 100 uczonych i działaczy z Uniwersytetu Stanforda, szwedzkiego Stockholm Resilience Center oraz organizacji EAT, za którą stoi Fundacja Stordalen.

W niedawno opublikowanym na łamach renomowanego czasopisma "Nature" raporcie członkowie BFA utrzymują, iż ryby i owoce morza dostarczają więcej składników odżywczych wołowina, jagnięcina, drób czy wieprzowina. Dodatkowo wzbogacenie diety o morskie rośliny ma dobroczynny wpływ na nasz organizm.

Swój projekt nazywają "Rewolucją Błękitnej Żywności", choć można spotkać się także z polskim określeniem "Błękitna Rewolucja". Ta druga jest jednak dość niefortunnym tłumaczeniem, jako że kojarzy się raczej ze zbrojnym powstaniem,

Badania, których wyniki przedstawiono w raporcie BFA, zakładały analizę 3 753 rodzajów żywności, w tym różnego rodzaju ryb, alg i skorupiaków pod kątem zawartości kwasów tłuszczowych omega-3, witaminy A, B12, wapnia, jodu, żelaza i cynku.

"Małe społeczności, których gospodarka oparta jest na rybołówstwie, są niedoceniane" - mówi prof. Beatrice Crona z BFAWolfgang Kaehler/LightRocket Getty Images

Okazało się, że pstrąg ma 19 razy więcej kwasów omega-3 niż kurczak. Ostrygi i mule 76 razy więcej witaminy B12 i pięć razy więcej żelaza. Popularny w Polsce karp dostarcza dziewięć razy więcej wapnia. Najlepiej z całej próby ponad 3700 produktów wypadły wodorosty i małże.

Idąc dalej naukowcy opracowali matematyczny model, zgodnie z którym wzrost produkcji żywności pochodzenia morskiego zaledwie o osiem procent, obniżyłoby wyraźnie jej ceny do 2030 roku. Wzrost konsumpcji natomiast mógłby wzbogacić dietę 166 mln osób na świecie. Nie mówiąc o tym, że regiony, których mieszkańcy trudnią się poławianiem, zyskałyby na tym finansowo. Do tego grona zalicza się oczywiście Polska.

Co najważniejsze jednak, ograniczenie produkcji mięsa ptaków i ssaków zmniejszyłoby wydzielanie gazów cieplarnianych i zanieczyszczeń. BFA podaje konkretne wyliczenia na ten temat. I tak ślad węglowy łososia, sardynki, skorupiaków czy karpia jest niższy nawet od tego przypisanego do kurczaka, uważanego za "najczystsze" w produkcji mięso od zwierząt lądowych.

- Błękitna żywność jest o wiele bardziej zróżnicowana niż uważa się powszechnie - tłumaczy profesor Beatrice Crona ze Stockholm Resilience Centre. - Przez to małe społeczności, których gospodarka oparta jest na rybołówstwie, są niedoceniane. A to one zaopatrują nas w produkty, które mogą pomóc w walce ze zmianami klimatu.

- Niewiele krajów rozwija sektor błękitnej żywności tak, aby wykorzystać jej pełen potencjał względem środowiska, ekonomii i zdrowia publicznego - twierdzi z kolei inny członek BFA, profesor Rosamond Naylor z Uniwersytetu Stanforda - Nasza inicjatywa skierowana jest do osób decyzyjnych, które mogą to zmienić.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas