To dzieje się z nami po śmierci. Zaczyna się już po kilku minutach
Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz... chociaż nie wszyscy zgodzą się z pierwszą częścią tego chrześcijańskiego obrzędu pogrzebowego, której początków należy upatrywać w Księdze Rodzaju, to druga nie ulega już żadnej wątpliwości. Nasze ciała ostatecznie zamienią się w pył, chociaż zanim do tego dojdzie, zajdzie w nich wiele interesujących procesów, a pierwsze rozpoczną się już kilka minut po naszej śmierci.
Spis treści:
Trupia farma
Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do lasu i pewnym momencie trafiacie na polanę pełną zwłok w różnym stopniu rozkładu albo taką, na na której stoi 70 identycznych walizek... a jakże, wypełnionych zwłokami. Brzmi jak koszmarny sen albo materiał na horror kiepskiej klasy? Zdecydowanie, ale to rzeczywistość naukowców, którzy poświęcają swoją karierę na zbadanie tego, co dokładnie dzieje się z naszym ciałem po śmierci.
A mowa o tzw. trupich farmach, na których ciała ochotników - chcących przysłużyć się nauce po śmierci - są zakopywane w ziemi, pozostawiane na powierzchni, zanurzane w wodzie czy trzymane we wrakach samochodów. Najsłynniejszą placówką tego typu jest Anthropological Research Facility w Knoxville, ale w samych tylko Stanach Zjednoczonych działa ich w sumie pięć, a swoje mają też Kanadyjczycy czy Australijczycy.
W proch się obrócisz. Ale nie tak szybko
Walizki w lesie to zresztą pomysł tych ostatnich, którzy w ramach największego tego typu eksperymentu na świecie postanowili sprawdzić, jak zachowują się zwłoki w zamkniętych pojemnikach (tym razem wykorzystują jednak świńskie modele). Bo chociaż wydaje się to dziwne, zwłoki w walizkach, torbach podróżnych, koszach na śmieci, bagażnikach, lodówkach i zamrażarkach to dość powszechna sprawa.
Jak wyjaśnia policja, mordercy najczęściej sięgają po takie właśnie obiekty, aby łatwiej transportować ciało i ograniczyć nieprzyjemny zapach czy dostęp owadów, utrudniając tym samym pracę specjalistów, którzy na tej podstawie są w stanie oszacować m.in. czas śmierci ofiary.
Ale jak, zapytacie? Śmierć postrzegana jest często jako koniec drogi i trudno się temu dziwić, skoro już po kilku minutach tracimy coś, co czyni nas tym, kim jesteśmy, a mianowicie aktywność mózgu. Tyle że dla naszego organizmu to dopiero początek długiego procesu, podczas którego 36 bilionów komórek, z których się składamy, na dobre zakończy ziemską wędrówkę.
Fazy rozkładu zwłok
I chociaż tempo rozpadu tkanek po śmieci różni się w zależności od wielu czynników, w tym pogody, temperatury, wilgotności, pH, poziomu tlenu, przyczyny śmierci i pozycji ciała, wszyscy przechodzimy przez te same procesy rozkładu zwłok, które są w stanie odpowiedzieć na wiele pytań. Procesy, w ramach których narządy i złożone cząsteczki ciał ludzi rozkładają się na prostą materię organiczną, a są to:
Pallor mortis
Bladość pośmiertna, czyli zanik charakterystycznego zabarwienia powłok istniejącego za życia w wyniku pośmiertnego ustania krążenia, przemieszczania się krwi do najniżej położonych części ciała i spadku napięcia tkankowego. Bladość zwłok jest jednym z elementów wczesnych zmian pośmiertnych, wykształcających się w ciągu pierwszych 12 godzin od śmierci.
Livor mortis
Plamy pośmiertne, czyli miejscowe zabarwienia skóry na kolor sinoczerwony, pojawiające się w zależności od ułożenia ciała w częściach położonych najniżej. Ich pojawienie się jest wynikiem grawitacyjnego spływania krwi po zatrzymaniu krążenia.
Algor mortis
Oziębienie pośmiertne, czyli spadek temperatury ciała do temperatury otoczenia, który w warunkach klimatu umiarkowanego trwa przeciętnie 16-20 godzin.
Rigor mortis
Stężenie pośmiertne, czyli przejściowe usztywnienie mięśni szkieletowych oraz mięśnia sercowego. Pojawia się zazwyczaj 2 do 4 godzin po śmierci, osiąga maksimum po ok. 12 godzinach i ustępuje po 3-4 dniach na skutek enzymatycznego rozkładu.
Rozpad gnilny
Zachodzący w warunkach beztlenowych proces rozkładu związków białkowych odbywający się pod wpływem enzymów proteolitycznych wydzielanych głównie przez saprofityczne bakterie gnilne (obecne w dużych ilościach m.in. w przewodzie pokarmowym) oraz niektóre grzyby. Zmiany rozkładowe nakładają się na autolizę, czyli samotrawienie, bo jak obrazowo opisuje to Jonathan Jarry, biolog molekularny i popularyzator nauki z organizacji The Office for Science and Society, gdy tylko krążenie krwi i oddychanie ustają, a organizm przestaje być zasilany w tlen, nasze ciało zaczyna dosłownie "ucztować na sobie".
Na tym etapie bakterie gnilne i mikroorganizmy, które żyły w organizmie jeszcze za życia człowieka (zwłaszcza w jelitach), zaczynają intensywnie się rozwijać, prowadząc do rozkładu tkanek. Bakterie te wydzielają enzymy trawienne, które powodują dalszy rozpad tkanek miękkich, a produktem ubocznym tej działalności są gazy takie jak metan, amoniak, dwutlenek węgla i siarkowodór, które gromadzą się w jamach ciała, powodując jego puchnięcie i charakterystyczny zapach. Proces gnicia może trwać od kilku dni do tygodni, w zależności od warunków zewnętrznych.
Po kilku tygodniach następuje zaawansowany etap gnicia, podczas którego skóra nabiera czarnego odcienia wskutek przemian chemicznych zachodzących w tkankach oraz intensywnych reakcji oksydacyjnych. W tej fazie ciała są już bardzo zniszczone, a skóra i tkanki miękkie rozpadają się pod wpływem działania enzymów gnilnych i insektów. Wokół ciała pojawiają się larwy owadów, które żerują na rozkładających się tkankach, a ich obecność przyspiesza rozpad ciała.
Po kilku miesiącach od śmierci ciało zaczyna przechodzić w etap butwienia, podczas którego następuje dalszy rozpad tkanek miękkich, a odsłonięciu ulegają kości. W tej fazie organizm staje się bardziej podatny na działanie mikroorganizmów glebowych oraz grzybów, które przyspieszają proces rozpadu. Tkanki miękkie zamieniają się w tłustą, mazistą masę, która stopniowo jest pochłaniana przez mikroorganizmy.
Zeszkieletowanie
Ostatnie stadium rozkładu zwłok, gdzie widoczny jest już pełny szkielet bez skóry czy innych tkanek miękkich. Czas, w którym przebiega zeszkieletowanie, jest zależny od wielu czynników, ale na wolnym powietrzu dochodzi do niego w ciągu 1,5-2 lat, a w przypadku zwłok pogrzebanych do zupełnego zeszkieletowania, czyli rozpadu również ścięgien, chrząstek i więzadeł, dochodzi po upływie 5-10 lat. Ostatecznym etapem rozkładu jest powolna erozja szkieletu, podczas której kości są stopniowo degradowane pod wpływem czynników zewnętrznych i zmieniają się w postać mineralną, co trwa zwykle od kilkudziesięciu do kilkuset lat.
Dlaczego musimy dobrze poznać te procesy
Zrozumienie etapów rozkładu ciała po śmierci ma duże znaczenie praktyczne, pomaga lekarzom w określaniu czasu zgonu i jest nieoceniona w medycynie sądowej, przyczyniając się do skuteczniejszej pracy techników kryminalistyki - ciała zmarłych pozwalają często odpowiedzieć na pytanie, gdzie i w jakich okolicznościach doszło do śmierci, a tym samym zidentyfikować sprawców przestępstw. Naukowcy analizujący skamieniałości również korzystają z wiedzy o rozkładzie, by określić wiek znalezisk i wyciągnąć wnioski dotyczące warunków, w jakich zostały zachowane. Są one ważne również dla samego obrzędu pogrzebowego i... bezpieczeństwa, zwłaszcza te początkowe etapy, które mają miejsce do kilku dni po śmierci człowieka.
Nie oszukujmy się, chociaż rozkład ciała to proces całkowicie naturalny, który spotka każdego z nas, nie jest to nic przyjemnego dla oka, ucha czy nosa, więc lepiej uniknąć jego oglądania u najbliższych nam osób. Co więcej, rozkładające się ciało to teoretycznie również zagrożenie dla żyjących osób, zwłaszcza tych zajmujących się zmarłymi, które mogą się zarazić gruźlicą, wirusami przenoszonymi drogą krwi (np. wirusowe zapalenie wątroby typu B i C oraz HIV) oraz zakażeniami przewodu pokarmowego (np. cholerą, E. coli, wirusowym zapaleniem wątroby typu A, biegunką rotawirusową, salmonellozą, czerwonką bakteryjną oraz durem brzusznym/durem rzekomym).
Co prawda jak informuje Światowa Organizacja Zdrowia, wbrew powszechnemu przekonaniu nie ma dowodów na to, że zwłoki stanowią ryzyko epidemii, np. po katastrofach naturalnych, bo większość czynników nie przeżywa długo w ludzkim ciele po śmierci. Ludzkie szczątki to jednak poważne ryzyko dla zdrowia publicznego w kilku szczególnych przypadkach, jak zgony z powodu cholery lub gorączki krwotocznej i jeden z powodów, dla których chowamy ciała w trumnach. Obok znaczenia symbolicznego i prozaicznego ułatwienia transportu zwłok na miejsce pochówku w sposób wygodny i godny. Służby ratunkowe używają do tego celu worków, ale trudno wyobrazić sobie, by sięgnęła po nie pogrążona w żalu rodzina.
Taka solidna konstrukcja daje też możliwość ukrycia ciała, oszczędzając żałobnikom kontaktu z zapachem i widokiem śmierci, jeśli sobie tego nie życzą. Do tego dochodzi też symboliczny aspekt ochrony ciał bliskich, choćby przed dzikimi zwierzętami czy złodziejami - w wielu kulturach zmarłych chowa się z cennymi przedmiotami, a nie brakowało też przypadków kradzieży samych zwłok (niedawno pisaliśmy o przypadku pewnej Amerykanki sprzed 150 lat). O ironio, często do badań naukowych!
Dlaczego nie możemy rozrzucać prochów zmarłych?
Wydaje się jednak, że całe to zagrożenie ze strony patogenów znika, kiedy decydujemy się na kremację zwłok. Bo skoro w procesach dezynfekcyjnych wyrobów medycznych stosuje się dezynfekcję końcową w temperaturze 90 stopni Celsjusza, a przy 134 stopniach Celsjusza uzyskuje już wyrób jałowy, czyli pozbawiony wolnych do życia mikroorganizmów wraz ze sporami, to przy 800-1200 stopni w piecu krematoryjnym nie mają szans żadne patogeny.
Powszechnie kremacja zwłok wykonywana jest w temperaturze 120 stopni Celsjusza. Są to standardowe warunki współczesnych pieców. W piecach starszego typu stosowana jest temperatura 800-850 stopni Celsjusza. Spaliny pieców są dopalane mieszanką powietrza wzbogaconego tlenem. Jeżeli w tej temperaturze spalane są tkanki zawierające białko, tłuszcze i inne składniki, to z pewnością spaleniu ulegają także drobnoustroje zarówno w formach wegetatywnych, jak i przetrwanych
Taki sam wydźwięk ma opinia Głównego Inspektoratu Sanitarnego, który podaje, że skremowane szczątki nie stanowią żadnego zagrożenia bakteriologicznego dla zdrowia i życia ludzi. To dlaczego w Polsce wciąż nie możemy rozrzucać prochów zmarłych czy przechowywać ich we własnym domu, skoro są biologicznie czyste, więc z sanitarnego punktu widzenia ich rozsypywanie jest bezpieczne?
Na przeszkodzie stoją przepisy prawda, dość stare swoją drogą. Zgodnie z art. 12 Ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych z dn. 31.01.1959 roku (a w gruncie rzeczy z 1932 r., bo nowsza ustawa praktycznie przepisała stary tekst), urny ze szczątkami pochodzącymi ze spopielenia zwłok mogą być przechowywane tylko w grobach ziemnych, murowanych, katakumbach albo kolumbariach - mówiąc krótko, jedynie na terenie nekropolii, a ich rozsypywanie jest nielegalne.
Wszystko dlatego, że w momencie pisania ustawy kremacja nie była procedurą dobrze poznaną, w związku z czym zwłoki poddane spopieleniu są traktowane tak samo jak szczątki ludzkie. Pozostaje więc mieć nadzieję, że niemal 100-letnie regulacje w końcu zostaną dostosowane do nowej rzeczywistości, bo obecnie są problemem nie tylko dla rodzin zmarłych, ale i branży pogrzebowej czy administracji - nie ma mechanizmów pozwalających na sprawdzenie, czy w urnie rzeczywiście znajdują się deklarowane szczątki, a nikt nie prowadzi też centralnego rejestru kremacji.
Mamy tylko napisane jak postępować z prochami, ale brakuje regulacji dotyczącej procedury spopielania zwłok. Nie ma też w Polsce państwowego certyfikatu kremacji, który potwierdzałby, że w urnie znajdują się prochy danej osoby
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!