To jeden z największych wynalazków ludzkości. Bez map jesteśmy zgubieni

Od niepamiętnych czasów człowiek migruje, zdobywa i poznaje nowe tereny. Aby się nie zgubić w przestrzeni zaczęto kreślić proste rysunki, które zamieniły się w niezwykle bogate w treść mapy. Bez nich świat wyglądałby zupełnie inaczej.

Jeśliby tak spróbować zastanowić się nad najważniejszymi wynalazkami ludzkości, to spokojnie można byłoby na taką lista wpisać nie tylko koło i ogień, ale także ubiór, pismo, komputer, a nawet sztuczna inteligencja i wiele więcej. Wyobrażacie sobie dzisiejsze życie choćby bez smartfona? Dawny telefon komórkowy służący do dzwonienia w zasadzie został zastąpiony zminiaturyzowanym komputerem, którego funkcja związana z dzwonieniem to tylko procent (a może i promil) możliwości.

Ja zaś do tych najważniejszych wynalazków pozwolę sobie dorzucić jeszcze jeden - mapy, bez których nasz świat funkcjonowałby zupełnie inaczej. 

Reklama

Mapy zmieniały świat od starożytności

Warto zauważyć, że już starożytni koncentrowali się nie tylko na zdobywaniu pożywienia i rozmnażaniu, ale także tworzyli kulturę wyższą i chcieli podbijać kolejne ziemie. W tym celu potrzebowali czegoś, co ułatwi im nawigację i pozwoli zaznaczyć własne ziemie.

Te najwcześniejsze zachowane mapy w zasadzie obejmują już malowidła jaskiniowe i przeróżne ryciny wykonywane na kamieniach. Później były wykonywane w Babilonie, Grecji, Rzymie, Chinach czy Indiach.

Co to jest mapa?

Już w szkole podstawowej poznajemy definicję mapy, która mówi, że mapa jest odwzorowaniem Ziemi na płaszczyźnie, wykonanym w skali przy użyciu odpowiednich symboli (znaków kartograficznych) wyjaśnionych w legendzie. Tradycyjnie przypisalibyśmy je do geografii lub geodezji, bowiem specjaliści tych właśnie nauk tworzeniem map zajmują się najczęściej, choć oczywiście zakres wykorzystania jest znacznie większy i obejmuje także pozostałe nauki przyrodnicze, przez historię po nauki społeczne.

Ale tak naprawdę, dzisiejsze mapy to niezwykle zaawansowane dzieła (przez miłośników tematu niektóre opracowania traktowane są wręcz jak sztuka), które tworzone są dzięki matematyce. To właśnie królowa nauk daje kartografom odpowiednie narzędzia zwane odwzorowaniami, co pozwala choć w minimalnym stopniu rozwiązać jeden z głównych problemów, jakim jest...

... zamiana powierzchni kuli na płaszczyznę

Aby nie ucierpiał żaden globus, pozostańmy przy eksperymencie myślowym. Gdy spojrzymy na wspomniany model Ziemi, możemy zauważyć, że składa się on często z niewielkich kawałków papieru w kształcie łódeczek naklejonych na plastikową kulkę. Gdybyśmy je wszystkie oderwali, a następnie ułożyli równo obok siebie na kartce, zauważylibyśmy, że wszystkie stykają się tylko na jednej linii - na równiku. W miarę przesuwania się w kierunku biegunów, odległości pomiędzy tymi łódeczkami stają się większe. Ciężko byłoby nam korzystać z takiej mapy, gdzie jest więcej przerwy niż grafiki, prawda?

Możemy dociągnąć do siebie brzegi, ale wówczas powiększymy dany obszar. Jak poradzić sobie z tym problemem? Odpowiedź jest prosta. Nie da się. I taka jest prawda, nie da się przenieść powierzchni kuli na płaszczyznę, bez pogodzenia się z pewnymi zniekształceniami. Dlatego patrząc na atlas, możemy dostrzec przeróżne mapy - kwadratowe, okrągłe, owalne i te o bardziej fikuśnych kształtach. Odwzorowania pozwalają zachować jedynie wybrane elementy. I tak mapy wiernopowierzchniowe zachowają prawidłową powierzchnię obszarów, wiernokątne - odpowiednie kąty między południkami i równoleżnikami, a wiernoodległościowe - jak sama nazwa wskazuje, odległość pomiędzy dwoma punktami.

Dlatego właśnie mapy używane do nawigacji (m.in. Google Maps, OpenStreetMap) tak strasznie fałszują powierzchnię. Nie wierzycie? Przypomnijcie sobie, jak wygląda na nich Antarktyda, lub jakiej powierzchni jest Grenlandia. Ale zachowują to, co najważniejsze dla oprogramowania wytyczającego trasę - kąty pomiędzy południkami i równoleżnikami.

Ściśle tajne

Mapy służyły i służą także (a może przede wszystkim), co celów wojskowych. Nawet współczesne wojsko nie idzie w teren bez pracy wojskowych geografów, o czym przeczytasz w jednym z wcześniejszych artykułów na GeekWeeku. Obecnie w znacznym stopniu wykorzystywane są techniki satelitarne pozwalające uzyskać niezwykle precyzyjny obraz ziemi. Niekiedy jest zbyt precyzyjny, stąd dla celów cywilnych niektóre dane trzeba utajniać.

Teraz jest to wykonywane bardziej... z głową. Ale na mapach z czasów PRLu, można znaleźć ciekawe "kwiatki". Zacznijmy od tego, że wówczas ludność cywilna nie miała prawa otrzymać prawidłowo wykonanej mapy, bo władze paranoicznie bały się, że wpadną one w niepowołane ręce (czyt. amerykańskie czy NATOwskie). Tak więc na potęgę fałszowano odległości, mapy pozbawiano skali, aby nie można było jej obliczyć. Maskowano także obiekty o przeznaczeniu wojskowym, ale gdy teraz na to patrzymy, metody wydają się nieco śmieszne. Np. bywało, że pomiędzy zabudowaniami biegła ulica koszarowa i urywała się w... lesie. No cóż, naprawdę nikt by się nie domyślił, dokąd rzeczywiście prowadzi (podobnie jest z wszelkiej maści ulicami szkolnymi, ale tych nie trzeba było cenzurować).

Wracając do obecnej cenzury, teraz nikt nie próbuje udawać, że w danym miejscu jednostki wojskowej nie ma. Ale nie pokazują obiektów w dużej szczegółowości, a na mapach z uzbrojeniem terenu w takich miejscach infrastruktura nie jest pokazywana.

Google Maps to nie mapa

Współcześnie mapy są nadal wykorzystywane (wojsko, turystyka, planowanie przestrzenne, ochrona środowiska i wiele więcej), ale coraz większe znaczenie ma GIS, czyli systemy informacji geograficznej (ang. Geographic Information System), w którym mapa jest jednym z elementów. W GISie istotna jest również warstwa informacyjna, dzięki której można dokonywać pewnych mniej lub bardziej zaawansowanych analiz.

Znane nam wszystkim Google Maps to nie są typowe mapy. Gdy korzystamy z nich, możemy znaleźć najbliższy sklep spożywcy, szkołę, muzeum, wyznaczyć trasę pieszą, samochodem czy komunikacją miejską. Mamy możliwość zobaczenia terenu, przeglądania zdjęć, Street View, czy nawet natężenia ruchu. Warto przypomnieć, że godziny przed inwazją Rosji na Ukrainę, to właśnie na Google Maps pojawiły się pierwsze oznaki, gdyż smartfony rosyjskich żołnierzy przekazując dane, spowodowały pojawienie się "korka drogowego" w okolicy Biełgorodu w Rosji. Zaczynał się on dokładnie w miejscu stacjonowania rosyjskich żołnierzy, którzy zaczęli się przemieszczać w stronę ukraińskiej granicy.

O mapach dałoby się w zasadzie napisać całe książki. Was jedynie na koniec chcę zachęcić, abyście nie zapominali także o tych tradycyjnych, papierowych. Warto zabrać je ze sobą, chociażby na wakacje, ale o tym przeczytasz już w innym artykule.

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: mapy | Mapy Google
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy