Żyją krótko, nikt ich nie leczy. Najbardziej schorowany kraj świata
Są takie miejsca, którym daleko do pierwszych stron gazet. Niestety nie oznacza to, że nic się tam nie dzieje. W przypadku Republiki Środkowoafrykańskiej mieszkańcy mają na głowie aż za dużo. Od wielu lat są ofiarami różnych konfliktów, a największą walkę toczą każdego dnia - o własne zdrowie. To najbardziej chory kraj na świecie.
Spis treści:
Gdzieś w środkowej Afryce
Na kontynencie afrykańskim znajdują się 54 państwa, z których każde ma do opowiedzenia własną historię. Zacząć można już na poziomie samej geografii, bo tamtejsze nacje, plemiona i grupy ludności zostały pokrzywdzone już na poziomie wytyczania granic państw. Nie da się zliczyć, ile konfliktów spowodowało sztuczne uznawanie konkretnych barier pomiędzy jednym krajem a drugim - wiemy jednak, że mieszkańcy Afryki często nie mieli w tym względzie nic do powiedzenia.
Dziś na mapie Afryki równie łatwo, co kanciaste granice, znaleźć można również skupiska ludzkich tragedii i problemów. Przybierają różne formy, od naturalnych katastrof przez lokalne konflikty zbrojne, na kryzysach humanitarnych kończąc. Tak się składa, że pod względem warunków życia codziennego i zdrowia mieszkańców, zwłaszcza jedno państwo wysuwa się na niechlubną pozycję numer 1. To Republika Środkowoafrykańska, czyli najbardziej schorowany kraj na świecie.
Wszystko ma swój początek
Republika Środkowoafrykańska to śródlądowe państwo położone w centrum kontynentu, które powstało 13 sierpnia 1960 roku. Uzyskanie niepodległości nie było jednak początkiem ani dobrobytu, ani też stabilizacji w jakiejkolwiek akceptowalnej formie. Miejsce to można było wówczas uznać za jedno z najbardziej zdestabilizowanych w całej Afryce. Dość powiedzieć, że lata 60. ubiegłego wieku to czas stagnacji, szerzenia się rebelii i niepokojów społecznych. Początkiem dużych problemów w młodym państwie okazały się dwa kierunki rozwoju. Prezydent David Dacko szukał wsparcia w Chinach, odwracając się od dawnych zwierzchników.
Nie było to po myśli wojskowych. Pułkownik Jean-Bédel Bokassa namawiał Francuzów do zbrojnej interwencji w kraju. Tak się nie stało, ale rząd Charlesa de Gaulle'a poparł militarne stronnictwo w działaniach mających na celu obalenie rządu. 1 stycznia 1966 roku doszło do zamachu stanu, a na czele nowej władzy stanął Bokassa. Był to początek skrajnie autorytarnych rządów, które cechowała przemoc i brutalne zgniatanie jakichkolwiek przejawów sprzeciwu.
W 1976 roku Bokassa proklamował powstanie cesarstwa, samemu mianując się cesarza Bokassą I. W czasach jego władzy nikt nie czuł się bezpieczny. Pacyfikowano nawet protestujące dzieci, a ulice notorycznie były patrolowane przez funkcjonariuszy aparatu państwowego, m.in. w postaci tzw. brygad moralności, które stały na straży skrajnie konserwatywnych zasad. Aż chce się zadać pytanie - gdzie byli Francuzi?
Okazuje się, że francuskim władzom na rękę była sytuacja w Republice Środkowoafrykańskiej. Kraj, a w zasadzie jego klasa polityczna otrzymywała wsparcie wojskowe i finansowe w zamian za możliwość eksploatowania przez Francuzów złóż uranu. Dopiero pod koniec lat 70. Francja postanowiła wesprzeć opozycję w obaleniu nieudolnych rządów cesarskich. Na chwilę wróciła republika, jednak tylko po to, aby w 1981 roku znowu upaść. Instytucja wyborów prezydenckich wróciła w latach 90., jednak wielokrotnie, aż do XXI wieku włącznie zdarzały się przypadki zamachów, obalania głów państwa, rebelii i konfliktów wewnętrznych.
Wojna domowa, najpierw z pobudek politycznych, później o charakterze religijnym trwa z przerwami od 2007 roku. Konflikt ma ogromny wpływ na sytuację mieszkańców, którą dziś można bez przesady określić jako beznadziejną.
Najbardziej chory kraj na świecie
Szybki rzut oka na statystyki i dane powoduje zawroty głowy. Średnia oczekiwana długość życia przy narodzeniu mieszkańca Republiki Środkowoafrykańskiej wynosi dziś około 54 lata. To przerażająca informacja, która jest jedynie wypadkową całej góry problemów. Chcąc rozmawiać o systemie ochrony zdrowia w kraju, tak naprawdę nie ma o czym. Zorganizowany system czy strategia nie istnieją, a mieszkańcy mogą liczyć jedynie na kilka placówek, które starają się zapewnić jakąkolwiek pomoc. W Bangui (stolica kraju) znajduje się tylko jeden duży szpital. Kilka mniejszych placówek, bardziej przypominających niedofinansowane kliniki znajdziemy w innych ośrodkach miejskich.
Nawet największa placówka nie spełnia żadnych standardów - a mowa o niskich oczekiwaniach, bo takich, które międzynarodowe organizacje nałożyły na kraj ze względu na jego niski standard funkcjonowania i brak pieniędzy. Według Inicjatywy Pomiaru Praw Człowieka, kraj wypełnia 65% założeń prawa do zdrowia wobec swoich dochodów. Nie jest to zatem wysoko postawiona poprzeczka, a mimo to nie udaje się tego założenia spełnić. Warto zaznaczyć, że mowa o niemal 5-milionowym narodzie.
To nie koniec przerażających statystyk. Według Legatum Prosperity Index, Republika Środkowoafrykańska to najbardziej niezdrowy, schorowany kraj świata, który uzyskał 31,95 punkty na 100 możliwych w prowadzonym przez LPI indeksie. Codzienne choroby, wypadki i urazy to niejedyne sytuacje, w których mieszkańcy nie uzyskują należytej pomocy. Dużym problemem pozostaje malaria, którą próbuje się zwalczyć przy pomocy szczepionek, np. dostarczanych przez UNICEF. W tym roku do kraju trafiło ich 43 tysiące.
Groźne pozostają również gruźlica, trąd oraz HIV/AIDS. Rozwijane i roznoszenie się chorób jest możliwe nie tylko ze względu na brak odpowiedniej opieki zdrowotnej. Istotny wpływ ma na to również ograniczony dostęp do wody pitnej - na ten pozwolić sobie może zaledwie 37% mieszkańców.
Próba niesienia pomocy
Największą nadzieją dla mieszkańców okazują się być lekarze i organizacje humanitarne, które niosą pomoc na miejscu. Pierwsze starcie z rzeczywistością bywa jednak trudne:
Kiedy tu przyjechałem, poczułem, że wpadam w pustkę. Przez 12 lat nie było tu ani jednego lekarza. Szpitalem zarządzał asystent medyczny. Cóż, kiedy mówię „szpital”, to duże słowo. Nie ma prądu, karetki pogotowia, a łóżka są bez materacy. Kiedy przyjechałem, nie było nawet termometru, ciśnieniomierza, pulsoksymetru ani glukometru. Apteka też była pusta.
Nawet szpital z załogą niewiele pomoże, gdy brak w nim prądu i narzędzi. Bez energii niemożliwe jest przeprowadzanie większości procedur, jak choćby USG czy prześwietlenia. Chociaż podejmowane są próby zbudowania systemu ochrony zdrowia w kraju, to przed medykami i organizacjami jeszcze długa droga. A notorycznie wybuchające konflikty w niczym nie pomagają.