Jak upada polskie e-państwo
Wystarczyło kilka dni sporów o ACTA, aby znowu okazało się że król jest nagi. Wizja e-państwa, które w dobie ery cyfrowej wychodzi naprzeciw potrzebom obywateli, legła w gruzach. Chociaż tak naprawdę od dawna istniała tylko na papierze. Niekoniecznie elektronicznym.
Politycy kochają technologie. Oczywiście tylko w swoich programach politycznych i przedwyborczych obietnicach. Informatyzacja urzędów, cyfryzacja zbiorów narodowych, edukacja przy wykorzystaniu internetu oraz wykorzystanie potencjału informatyki jako przemysłu, który może stać się narodową specjalnością - we wspieraniu tych haseł wszystkie partie biorące udział w jesiennych wyborach 2011 roku były zgodne w stu procentach. Potwierdził to raport "Cyfrowy Portret Ugrupowań Politycznych 2011" przygotowany przez Polską Izbę Informatyki i Telekomunikacji. Na tym jednak w większości kończą się plany informatyzacji i rozwój cyfrowego społeczeństwa.
- Politycy mają zwykle jedno z dwóch rygorystycznych podejść do internetu. Albo omijają go z daleka, zlecając prowadzenie profilu na portalach społecznościowych, administrowanie strony i odpowiadanie na maile swoim pracownikom, samemu nie angażując się w to, albo też są na tyle zafascynowani siecią, że rozumieją potrzebę atrakcyjnego przedstawienia siebie w internecie i dbają o wiele szczegółów. Przykładem może być Lech Wałęsa, który sam robi zdjęcia i umieszcza je na mikroblogu - mówi Mateusz Ostachowski z agencji Kompan, która przygotowywała strony dla biura i fundacji politycznego konkurenta Wałęsy z lat 90., Aleksandra Kwaśniewskiego. Jest to jednak bardziej element dbania o własny wizerunek i posiadania domeny z własnym nazwiskiem niż realna manifestacja e-państwa.
Rzeczywiście, w sieci nie brakuje kilku walczących o popularność internautów polityków, których blogi, profile w serwisach społecznościowych oraz strony internetowe cieszą się dużą popularnością. Niektórzy z nich odpisują nawet swoim wyborcom i internautom. Ale są w mniejszości.
Pod koniec zeszłej kadencji Sejmu RP Stowarzyszenie Studentów, Absolwentów i Przyjaciół Kolegium MISH Uniwersytetu Warszawskiego "Pro Collegium" przygotowało raport dotyczący funkcjonowania biur poselskich. Opublikowane wyniki pokazują, że poseł i e-mail nie zawsze idą w parze.
Prowadzący badania wysłali po dwa maile do 459 biur poselskich. Pierwszy zawierał prośbę o poradę prawną, drugi dotyczył informacji o konkretnej ustawie. Potem oceniano szybkość odpowiedzi oraz ich jakość. Tylko 153 biura poselskie odpisały na pierwszą korespondencję, a na kolejną - jedynie 108. Sprawdzano także, czy posłowie mają swoje strony internetowe.
Z 459 biur poselskich swoją stronę internetową miało 382. Z tej liczby na 355 stronach dało się odnaleźć numer telefonu, 302 strony miały aktywny link prowadzący ze strony Sejmu, a tylko 199 podało godziny otwarcia!
Biura poselskie oceniano także na podstawie częstotliwości odbierania telefonów oraz wypełnienia podesłanej ankiety. Każda kategoria otrzymywała punktację. W sumie można było zdobyć 40 punktów.
Najwyższą notę (38 punktów) w rankingu uzyskało biuro posłanki Elżbiety Zakrzewskiej z okręgu legnickiego (klub SLD). Wysokie noty zebrali także: Krystyna Łybacka (SLD) - 36; Stanisław Gawłowski (PO) - 35; Grażyna Ciemniak (SdPL) - 35. Natomiast 0 (zero!) punktów otrzymały m.in, biura Stefana Niesiołowskiego (PO), Witolda Czarneckiego (PiS), Waldemar Wiązowskiego (PiS) i Ryszarda Zbrzyznego (SLD). Co ciekawe, 1 punkt otrzymało biuro Waldemara Pawlaka z PSL, który od lat jest jednym z największych propagatorów technologii w polskim rządzie.
Może zatem przez ostatnie lata rządowi, którego przecież członkiem jest Waldemar Pawlak, udało się dokonać obiecywanego postępu w cyfryzacji i informatyzacji kraju? Chociaż od 2009 roku działa specjalny zespół "Polska Cyfrowa", który angażuje przedstawicieli środowisk związanych z nowoczesnymi technologiami i koordynuje inicjatywy w zakresie społeczeństwa informacyjnego, to ich współpraca z rządem kończy się w większości na obietnicach dokończenia wielu inwestycji.
Tak dzieje się na przykład z inwestycjami w infrastrukturę szerokopasmową w ramach projektu sieci szerokopasmowej Polski Wschodniej. Z planów wynika, że w ciągu trzech lat ma zostać wybudowana lub zmodernizowana infrastruktura zapewniająca przyłączenie co najmniej 1,2 mln nowych łączy szerokopasmowych. Obietnic, jak zawsze, jest znacznie więcej, ale ich wypisywanie mija się z celem.
O tym, że koncepcje, takie jak elektroniczny obieg dokumentów czy długoterminowa strategia cyfryzacji Polski, nadal pozostają w sferze teorii najlepiej świadczy powołane do życia w tej kadencji Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, jedno z przedwyborczych założeń Platformy Obywatelskiej. Jego szef, minister Michał Boni, najpierw planuje przygotować na luty tzw. raport otwarcia, który w symboliczny sposób nazwano projektem "stajnia Augiasza".
- Chodzi o to, by system sprawnie działał, by narzędzia poprawiały efekt działania. Dziś wiele dziedzin życia jest zinformatyzowanych - tyle że nie ma między nimi związku - tłumaczy min. Boni. - Musimy dokładnie obejrzeć wszystkie szczegóły. W połowie lutego będziemy wiedzieli, na czym stoimy, i będzie można zaproponować nowy kalendarz działań - dodaje.
Zapowiadany na 20 stycznia gotowy zarys projektu zmiany w ustawie o świadczeniach zdrowotnych, pozwalającej uruchomić od połowy roku centralny wykaz ubezpieczonych, został zaprezentowany zgodnie z planem. System - jako portal internetowy - miałby być dostępny we wszystkich jednostkach służby zdrowia.
Dzień później przestała jednak działać strona polskiego Sejmu i większość stron rządowych.
Kontrowersje towarzyszące podpisaniu porozumienia ACTA doprowadziły 24 stycznia do największego protestu w polskim internecie. Ponad 800 polskich stron na 24 godziny zmodyfikowało swój wygląd. Dodatkowo, między godziną 19 a 20, wszystkie protestujące serwisy zniknęły z sieci, zastąpione przez stronę informacyjną o porozumieniu ACTA. Był to precedens na skalę polskiego internetu.
"Lęk przed ACTA to wypadkowa mitów i braku informacji" - zapis rozmowy z naszym ekspertem
Wszystkiemu towarzyszy oburzenie internautów na skalę niespotykaną dotychczas w naszym internecie. W wielu miastach odbyły się manifestacje przeciwników podpisania przez Polskę umowy ACTA. Największe z nich odbyły się w Warszawie oraz Krakowie. Wystarczyło niecałe 7 dni od momentu, kiedy informacja o podpisaniu ACTA została upubliczniona, aby polscy internauci udowodnili, że władza, która korzysta na stronach rządowych z haseł, takich jak "admin1", nie sprawdza się jako forpoczta e-państwa. Czy politycy zdadzą kolejny przygotowany dla nich egzamin?
Portal INTERIA.PL wraz radiem RMF FM zmobilizował internautów do aktywności i tym samym odpowiedzialności społecznej, dając im do ręki narzędzie, dzięki któremu mogą powiedzieć posłom, co myślą o porozumieniu ACTA - jest nim referendum dostępne na stronie: www.referendum-acta.interia.pl. Dzięki zorganizowanej akcji, użytkownicy internetu mogą nie tylko opowiedzieć się za lub przeciwko ratyfikowaniu przez polski Sejm porozumienia ACTA, ale także - za pośrednictwem INTERIA.PL - wysłać swoją opinię do parlamentarzystów ze swojego okręgu wyborczego. Teraz od nich, posłów, przedstawicieli narodu zależy, czy odnajdą się w realiach nowoczesnego, zinformatyzowanego państwa i wykorzystają szansę na efektywną komunikację ze społeczeństwem.
Pojawiły się już pierwsze reakcje polityków na korespondencję od internautów uczestniczących w referendum w sprawie ACTA. Ruch Palikota po otrzymaniu 1300 maili postanowił wydać oświadczenie w tej kwestii:"Ruch Palikota podejmie wszystkie działania, by uniemożliwić podpisanie i ratyfikację haniebnego porozumienia ACTA. Umowa ta godzi w podstawowe wolności obywatelskie, w wolność wypowiedzi oraz prawo do zachowania i tak już wątpliwej anonimowości w sieci" - napsano w specjalnym oświadczeniu.
Do tej pory w referendum internauci - za pośrednictwem INTERIA.PL - wysłali już niemal 600 tys. e-maili do posłów. Aż 98 proc. internautów głosowało przeciwko ratyfikowaniu przez Parlament RP porozumienia ACTA