Japońscy Oshiya. Kim są upychacze w tokijskich pociągach?
Kiedy warszawskie metro obsługuje w ciągu roku około 200 milionów pasażerów, a Dworzec Warszawa Centralna 42 miliony, to trudno sobie wyobrazić, że gdzieś na świecie znajdują się dworce, przez które przewija się nawet miliard pasażerów rocznie. Takim jest tokijski Shinjuku, na którym w 1955 roku pojawili się nietypowy funkcjonariusze, których zadaniem było… upychanie ludzi do wagonów już wtedy zatłoczonych kolei. Kim są oshiya?
Więcej o Japonii i jej niezwykłej kulturze dowiesz się, oglądając program "Deciphering Japan / Japonia jakiej nie znacie odc. 3" w sobotę 12 lutego o godzinie 22.00 na antenie kanału Polsat Doku.
Błyskawicznie rozrastająca się metropolia tokijska już w latach 50. XX wieku zaczęła wywierać ogromną presję na lokalnym transporcie. W pociągach zaczął panować nieznośny ścisk - zwłaszcza w godzinach porannego i wieczornego szczytu komunikacyjnego.
Wówczas pojawili się oni - oshiya - japońscy upychacze. Pierwsi tzw. pracownicy ds. porządkowania pasażerów zostali wprowadzeni w 1955 roku. Zaczęli oni swoją pracę na najbardziej oblężonym dworcu w Japonii, czyli na tokijskim Shinjuku.
Dzisiaj ta stacja obsługuje około 3,6 mln pasażerów dziennie, co daje zawrotną liczbę ponad 1,3 mld osób rocznie. Jest to najbardziej ruchliwy dworzec kolejowy na świecie - odjeżdżają stąd pociągi dalekobieżne, lokalne, kolejka miejska i metro.
Oshiya w całym Tokio
Początkowo oshiya byli studenci, którzy chcieli sobie dorobić w taki dość, jak na owe czasy, nietypowy sposób. Dzisiaj "upychacze" są pracownikami na etacie i pracują na wszystkich stacjach, w których pociągi są wypełnione co najmniej w 120 proc.
Czym się zajmują oshiya? Tak, jak można zobaczyć na wielu nagraniach w sieci, upychaniem ludzi w wagonach oraz odciąganiem tych, którzy już do danego składu się nie zmieszczą. Są oni ubrani w mundury z czapkami i białymi rękawiczkami.
Upychacze, podobnie jak pracownicy płyty lotniska, posiadają specjalny system gestów i sygnałów, które przekazują między sobą i do maszynisty pociągu. Dzięki nim kierujący składem wie, kiedy może bezpiecznie ruszyć ze stacji.
Można zauważyć, że pomimo olbrzymiego tłoku na stacjach, większość Japończyków zachowuje się spokojnie podczas wsiadania do pociągu, czeka cierpliwie w kolejce i podporządkowuje się komunikatom oshiya. Wynika to w dużej mierze z uwarunkowań kulturowych Japończyków.
Upychacze w odstawkę?
Zwiększenie przepustowości japońskich kolei oraz spadek populacji sprawiły, że dzisiaj oshiya nie są już tak bardzo potrzebni, jak przed laty. O ile w 2000 roku pociągi jeździły ze średnią pojemnością 183 proc. dopuszczalnej, to po 20 latach jest "jedyne" 163 proc.
Poza godzinami szczytu i na mniej popularnych stacjach nie spotkamy już popularnych upychaczy. Skądinąd można uważać to za dobry znak, ponieważ koleje w metropolii tokijskiej stały się bardziej wydolne do obsługi tylu milionów pasażerów dziennie.
Ciekawym aspektem w organizacji ruchu w zatłoczonych pociągach jest to, że od dłuższego czasu funkcjonują w składach wagony wyłącznie dla kobiet. Takie rozwiązanie ma celu ochronę kobiet przez nieetycznym zachowaniem mężczyzn, o co w takiej ciasnocie nietrudno. Przyznać trzeba, że w kraju, w którym równość kobiet i mężczyzn w wielu płaszczyznach życia po prostu nie istnieje, to w kolejach można dopatrywać jakiejś nadziei.
Więcej o Japonii i jej niezwykłej kulturze dowiesz się, oglądając program "Deciphering Japan / Japonia jakiej nie znacie odc. 3" w sobotę 12 lutego o godzinie 22.00 na antenie kanału Polsat Doku.