Najbardziej niedoceniony kraj wśród turystów. Tak, chodzi o nasz
Wiele świetnie wyglądających miast, coraz lepsza sieć transportu kolejowego i drogowego, lotniska, wspaniała przyroda od gór po morze - na papierze Polska prezentuje się jak turystyczny raj, ale popularnością nie grzeszymy. Dlaczego nasz kraj nie jest kojarzony z kolejnym miejscem na wakacyjną wyprawę? Istnieją istotne powody.
Spis treści:
Polska, czyli wakacje za granicą
Turystyka w Polsce istnieje, ma się nie najgorzej - ale nie sposób stawiać naszego kraju w światowej czołówce, jeżeli chodzi o liczbę przyjezdnych zza granicy. Dość powiedzieć, że każdego roku najważniejszym elementem rodzimej branży turystycznej jest turysta lokalny, czyli Polak, który pojechał nad morze, w góry lub inne miejsce w naszym kraju. W przypadku 2022 roku mówimy o 35,4 milionach turystów, z których tylko nieco poniżej 6 milionów to goście z innych państw.
Jakie nacje najczęściej przyjeżdżają do Polski? To przede wszystkim:
- Niemcy
- Ukraińcy
- Anglicy
- Amerykanie
- Czesi
- Włosi
Ogółem nie jest źle - sektor turystyczny w naszym kraju rozwija się, ale można odnieść wrażenie, że do osiągnięcia pełni potencjału brakuje mu sporo. Polska to duży, europejski kraj - mamy do zaoferowania wiele. Wybrzeże Morza Bałtyckiego może i nie raduje wysokimi temperaturami wody, ale wygląda zjawiskowo i stanowi wspaniałą odskocznię od kamienistych, małych plaż na południu. Góry, choć wcale nie najwyższe, przyciągają niezliczonymi szlakami. Samych miejscowości, w których możemy rozpocząć wędrówkę jest wiele, nie jesteśmy ograniczeni tylko do Tatr. A co z miastami? Te regularnie zachwycają zagranicznych śmiałków, którzy zdecydowali się przylecieć do Krakowa, Gdańska czy Wrocławia.
Ważnym czynnikiem przy wzmacnianiu polskiej turystyki jest przede wszystkim promocja, zarówno ta krajowa, jak i zagraniczna. Chcemy jako Polska Organizacja Turystyczna docierać zarówno do Polaków, jak i obcokrajowców, pokazywać im naszą kulturę, tradycję, to, co w Polsce jest najpiękniejsze, a jednocześnie zachęcać turystów krajowych do tego, żeby tutaj właśnie spędzali czas wolny.
Czy w takiej sytuacji Warszawa może konkurować z Barceloną? Czy Trójmiasto ma szansę odbić część odwiedzających włoskim kurortom? A może Wrocław będzie wybierany częściej, niż Manchester, Lyon czy Madryt? Cóż, mamy ku temu możliwości - ale szanse na razie są niewielkie. Wszystko przez to, że... Polska jest bardzo niedoceniona.
Piętno historii
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest... wcale nie najlepiej? Aż chciałoby się zapytać widząc, że kolejne miliony urlopowiczów zmierzają do Włoch, Francji czy Portugalii - według serwisu schengeninsuranceinfo.com, nie jesteśmy nawet w topowej dziesiątce europejskich państw pod względem liczby zagranicznych turystów. Gdzie leży przyczyna? Cóż, na pierwszy ogień warto byłoby wskazać historię.
A tę mamy burzliwą, choć przy okazji niezwykle piękną - można być dumnym z tysiąca lat istnienia państwowości na naszych ziemiach, podczas których zawsze staraliśmy się jednoczyć i wyznawać określony system wartości. Nie było łatwo, bo rąk łasych na te tereny było sporo. Po licznych wojnach przyszły rozbiory, a na ponad 120 lat po prostu zniknęliśmy - tak samo, jak nie było nas w świadomości przynajmniej kilku europejskich pokoleń. Rzut na mapę Europy z XIX wieku nie wskazywał na istnienie Rzeczpospolitej.
Zobacz też: Nieoczywiste miejsca w Polsce na weekend
I to nie tak, że po raz kolejny "widać zabory", lecz ciąg niefortunnych i tragicznych zdarzeń nie zatrzymał się. Były dwie wojny, wreszcie sowieckie zwierzchnictwo - Polska z całą swoją historią, bogactwem kulturowym, odwagą i doświadczeniem została na zachodzie wpakowana do szuflady pod nazwą "ZSRR i przyjaciele". Bez znaczenia było, że chętnie się spod tego jarzma wyrywaliśmy. W wyobrażeniu Francuzów czy Anglików staliśmy się kolejną szarą, smutną nacją, mieszkającą na szarych blokowiskach i niemającą wiele do zaoferowania poza nostalgią.
Było za czym tęsknić, bo wraz z wojennym dymem w powietrze ulotniła się Warszawa nazywana "Paryżem północy", czy wiele innych dzielnic i ulic największych polskich miast. Nie było już Lwowa czy Wilna, a to, co nam zostało, trzeba było odbudować, nie zawsze zachowując oryginalny charakter miast kreowany przez wieki przez mieszczaństwo, szlachtę i artystów. W efekcie miejsce Polski w wyobrażeniach zagranicznych turystów nie jest obecnie najlepsze. Ci, którzy decydują się nas odwiedzić, są często mile zaskoczeni. Jest ładnie, smacznie, czysto i bezpiecznie. Większość to jednak sceptycy, dla których Polska wygląda wyłącznie tak:
A nie m.in. tak:
Trochę nie ma się co dziwić, że stereotypowy turysta z zachodu widzi w nas głównie szarobure bloki. Polska jako marka nie umocowała się w powszechnej świadomości na tyle mocno, aby rozpisywano się o nas w podręcznikach. Nie chcę pisać, że jesteśmy "krajem dla koneserów", ale poniekąd tak jest. Osoby bardziej zaznajomione z historią czy po prostu ciekawe świata z pewnością wiedzą, jak wiele mamy w kraju do zaoferowania. To jednak da się zmienić - wystarczy odpowiedni marketing. No i dochodzimy do kolejnego problemu.
Gdzie jest ta promocja?
Słyszeliście o jachtach "I Love Poland", których zadaniem była promocja Polski? Cóż, ja tak, ale przypadkiem - gdy ktoś wyśmiewał tę akcję w internecie. Niestety, nie umiem "sprzedawać" swojego kraju za granicą. Gdy wjeżdżam do Poznania, jestem regularnie bombardowany plakatami i bilbordami zachęcającymi mnie do wakacji w Turcji, Jordanii, Słowacji czy niedawno nawet Omanu. Ciężko znaleźć tak szeroko zakrojone akcje za granicą, które zachęcają do wizyty w Kołobrzegu, Krakowie czy Gdańsku.
A promocja nie musi być wcale trudna czy kosztowna, bo w dobie social mediów liczy się pomysł i konsekwencja. Natrafiłem w sieci na ciekawy wątek porównujący działania promocyjne dwóch europejskich stolic kultury z 2016 roku - hiszpańskiego San Sebastian i naszego Wrocławia. Hiszpanie podeszli do sprawy na całego. Na Twitterze/X stworzono dwa profile, jeden w języku hiszpańskim i baskijskim, drugi po angielsku, które regularnie informują o wydarzeniach w mieście. Nie sposób przeoczyć tego, jaki festiwal się akurat odbywa, gdzie jest festyn, co można zrobić w weekend. Miasto żyje, podobnie jak social media.
W przypadku Wrocławia było znacznie słabiej, bo powstał zaledwie jeden profil, na dodatek informujący głównie w języku polskim. Słaby pomysł, aby tak dotrzeć do ludzi z innych państw. A brak odpowiedniej reklamy bezpośrednio łączy się z poprzednim argumentem o nieciekawych wyobrażeniach nie-Polaków na temat naszego kraju. Skąd mają wiedzieć, że jest tu bezpiecznie, kolorowo i niezwykle ciekawie? Z kampanii docierających za granicę - jest ich jednak dość mało.
Cudze chwalicie, swego nie znacie
To chyba jedno z najlepszych powiedzień, które idealnie opisuje nas samych - bo narzekamy i to zdecydowanie zbyt często. Nawet wszystkie powyższe akapity są przecież niczym innym, jak wykazywaniem niezadowolenia. Sami często nie potrafimy emanować entuzjazmem wobec tego, co u nas. Na pewno niejednokrotnie spotkaliście się z negatywnymi opiniami dotyczącymi np. Warszawy - dość często słyszałem, że miasto jest za duże, zbyt takie i owakie i ogółem nie warto tam jechać. Owszem, były to słowa Polaków. Bo wszyscy pozostali wyjeżdżali stamtąd zadowoleni.
Może warto zacząć od nas samych? Nie ma chyba lepszej reklamy dla kraju, niż naród zadowolony ze swoich walorów turystycznych. A pozytywne podejście może być zaraźliwe, dzięki czemu więcej osób przychylnie spojrzy na pomysł urlopu w Polsce.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
***
Co myślisz o pracy redakcji Geekweeka? Oceń nas! Twoje zdanie ma dla nas znaczenie.