Czy topniejące lodowce obudzą wulkany na Antarktydzie?
Pod czapą lodową Antarktydy znajduje się ponad 100 wulkanów. Naukowcy obawiają się, że zmiany klimatu mogą doprowadzić do ich uaktywnienia, co mogłoby mieć katastrofalne skutki. Zaledwie kilka tysięcy lat temu ustępujące zlodowacenie rozbudziło aktywność wulkaniczną kilkukrotnie.
Myśląc o krainie lodu i ognia prawdopodobnie w pierwszej kolejności przyjdzie nam na myśl Islandia. Choć to słuszne skojarzenie, to nie jedyne możliwe. Również na Antarktydzie, poza lodową czapą, znajduje się ponad 100 wulkanów. Niektóre z nich są nieaktywne, część jedynie uśpiona, a przy tym nie wszystkie widoczne, ponieważ chowają się pod lodem. Naukowcy w ostatnim czasie zastanawiają się, czy zmiany klimatyczne i topnienie pokrywy lodowej może ponownie obudzić ziejące lawą bestie.
Ostatni raz z dużym topnieniem pokrywy lodowej mieliśmy do czynienia około 10 tys. lat temu, po ostatniej epoce lodowcowej, która swoim zasięgiem objęła północną część Polski. To dzięki niej nad Bałtykiem mamy klify (składają się one z gliny zwałowej), malownicze wzniesienia (m.in. Kaszuby), czy liczne jeziora w północnej Polsce przyciągające każdego roku tysiące Polaków.
Ale oprócz rzeźbienia terenu, zmiany, które wówczas zachodziły, sprawiły, że aktywność wulkaniczna wzrosła 2- a nawet 6-krotnie. Naukowcy uważają, że było to spowodowane zmniejszeniem ciśnienia na płaszcz Ziemi, co umożliwiło wydostanie się większej ilości magmy na powierzchnię. W Science porównano to do gazu w butelce szampana, który po odkorkowaniu powoduje niekiedy widowiskową erupcję.
Czy wulkany na Antarktydzie mogą ponownie wybuchać?
Żyjemy w erze ocieplającego się klimatu. Dawniej uważano, że południowy kontynent będzie stosunkowo odporny na te najostrzejsze skutki antropogenicznych zmian. Teraz wiemy, że ta nie jest, ostatnie badania ujawniły, że Antarktyka jest 10 razy bardziej zielona niż 35 lat temu. A będzie gorzej, ponieważ 2024 r. jest pierwszym, który przekroczy granicę 1,5 st. C w porównaniu do epoki przedindustrialnej.
Najbardziej znanym wulkanem jest Erebus, którego erupcje od dziesięcioleci powodują wyrzucanie do atmosfery złota. Jednak gdyby zaczęły wybuchać również inne wulkany, mogłoby to stworzyć nakręcającą się pętlę. Wzmożona aktywność wulkaniczna powodowałaby osadzanie się popiołu na śniegu, zmniejszając tym samym albedo, tj. światło, zamiast odbijane przez jasną powierzchnię, byłoby w większym stopniu pochłaniane. Do tego same gazy zatrzymałyby większą ilość ciepła w atmosferze, co wzmocniłoby topnienie lodu.
Problem w tym, że wszystkie tego typu rozważania mają charakter czysto teoretyczny. Już samo wcześniejsze przewidywanie erupcji (pomijając już zmiany klimatu) jest trudne. Do tego naukowcy uważają, że powinniśmy być ostrożni w porównywaniu zlodowaceń Ziemi ze zmianami wywołanymi przez człowieka. Naukowcy nieustannie podejmują próby lepszego zrozumienia mechanizmów rządzących przyrodą, a obecną sytuację możemy porównać do gigantycznego eksperymentu dziejącego się na naszych oczach.
Źródła: science.org, cam.ac.uk, iflscience.com