Niezwykły świat Santi Dewi. Czy to dowód na istnienie reinkarnacji?
Reinkarnacja - to jedna z najbardziej fascynujących wizji świata, w którą wierzy co najmniej półtora miliarda ludzi na Ziemi. Poznaj historię hinduskiej dziewczynki Santi Dewi, której przypadek w Indiach został uznany za dowód na istnienie życia po życiu. Opisała świat, którzy jedni uznają za konfabulację, a inni za prawdziwy i realny. Jedno jest pewne - jej relacja jest wstrząsająca.
Sprawa tego, co jest po śmierci, od dawna dzieli ludzkość. Część uważa, że śmierć jest kresem wszystkiego i nie ma po niej absolutnie nic. Bardzo popularny jest pogląd, że po śmierci fizycznej następuje ocena tego, co wyczynialiśmy na naszej planecie, a następnie udajemy się do cudownego świata zwanego rajem lub nieco gorszego miejsca, które znane jest jako piekło.
Oczywiście są wierzenia religijne mówiące o etapach pośrednich (czyli np. czyściec), ale generalnie pomysł jest bardzo prosty - żyje się tylko raz, a Ziemia jest jedynie "przystankiem" na drodze do raju, więc nie ma sensu przykładać do niej zbyt dużej wagi. Można ją eksplorować w dowolny sposób nie przejmując się konsekwencjami, bo przecież "i tak już tu nie wrócimy", lecz czeka nas wieczna radość w rajskich ogrodach.
Wśród alternatywnych wizji świata "po śmierci" szczególnie osobliwy wydaje się ten związany z założeniem, że nie żyje się raz, ale wiele razy, a każdy z nas wraca na Ziemię w nowym wcieleniu. W Polsce, gdzie dominuje religia chrześcijańska, ludzie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo doktryna reinkarnacji jest popularna na świecie.
Zakłada się, że na naszej planecie w alternatywny świat "wędrówki dusz" wierzy prawie półtora miliarda ludzi. Warto poznać ten świat na podstawie tylko jednej historii, która przez miłośników reinkarnacji jest uważana za dowód świadczący o jej prawdziwości.
Niezwykły świat Santi Dewi. Powrót na Ziemię z krainy światła?
Historia Santi Dewi stała się słynna na całym świecie dzięki temu, że szwedzki pisarz Stur Linnerstrand zainteresował się jej niezwykłym przypadkiem, kiedy przebywał w Indiach. Po powrocie napisał książkę "Żyłam już wcześniej" (ang. I have Lived Before), która w Polsce została wydana pod tytułem "Prawdziwa Opowieść o Reinkarnacji".
Zacznijmy od początku. Jest 11 grudnia 1926 roku, kolonialne Indie. W małym szpitalu w Delhi młoda kobieta, Prem Pjari, rodzi dziewczynkę. Już wcześniej razem ze swoim mężem ustalili, że nadadzą dziecku imię Santi Dewi. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jej dziecko będzie tak wyjątkowe.
Lekarze zapamiętali, że tuż po urodzeniu dziewczynka nie płakała jak inne dzieci, ale uważnie rozglądała się wokół. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi. Kiedy Santi Dewi miała dwa lata, zaczęła wypowiadać słowa w dziwnym dialekcie. Jej akcent był podobny do tego, w jakim mówią ludzie w mieście Mahura.
Rodzice byli tym zaskoczeni, ale uznali, że jest to jeszcze jedno dziecięce dziwactwo. Dziewczynka była małomówna, wręcz nieufna. Przełom nastąpił wtedy, kiedy ukończyła cztery lata. Wtedy ku przerażeniu rodziców powiedziała, że jest żoną bramina z miejscowości Mutra, która zmarła i teraz, jako Santi Dewi, ponownie przyszła na świat.
Dziewczynka opisywała dokładnie dom, w którym mieszkała, swojego męża i rodzinę. Pamiętała nawet, jaki był jej adres w Mutrze. Prosiła o możliwość odwiedzenia swojego prawdziwego domu i zobaczyć syna. Według jej słów zmarła przy jego narodzeniu.
Rodzice byli wstrząśnięci tym, co mówi ich córka. Santi Dewi wyrażała się w sposób, w jaki mówią dorosłe kobiety. Mówiła wyraźnie: - To nie jest mój prawdziwy dom. Jestem mężatką, a mój mąż mieszka w Mutrze.
Pamiętała wszystko, numer ulicy i domu, nawet imię męża. Czteroletnia dziewczynka powtarzała zapłakanym rodzicom, że tak naprawdę nazywa się Ludżi Dewi, i mieszkała ze swoim mężem w żółtym domu przy ulicy Chaubych w Mutrze.
Podawała przy okazji setki, jeśli nie tysiące szczegółów: mówiła np. jak wygląda pobliska świątynia, jaki jest rozkład pokoi w jej prawdziwym mieszkaniu. Santi Dewi wiedziała o wiele za dużo, jak na czteroletnie dziecko. Rodzice myśleli, że jej to przejdzie, dziecko jednak uparcie opowiadało, że jest jedynie wcieleniem innej osoby. Przełom nastąpił, kiedy Santi Dewi skończyła 9 lat.
Jej ojciec nagle zrozumiał, że miasto, o którym mówi jego córka, to Mahura. Mieszkańcy Mahury nazywali swoje miasto Mutrą. Wraz z dyrektorem szkoły, do której chodziła jego córka, postanowił poszukać mężczyzny z opowieści córki. W książce adresowej był człowiek, który nazywał się dokładnie tak, jak mówiła Santi Dewi. Obaj mężczyźni napisali do niego list.
Wielce Szanowny Panie! W dzielnicy Delhi jest dziewczynka, Santi Dewi, córka kupca Ranga Bahadura . Jest ona niespełna 9-letnim dzieckiem, i podaje niezwykłe informacje dotyczące Pana osoby. Twierdzi, co następuje: "w moim poprzednim wcieleniu przynależałam do kasty Chaubych, żyłam w Mutrze i miałam męża, Kedara Nata. Posiadał on sklep w pobliżu świątyni Władcy Dwaraki. Miałam na imię Ludżi Dewi, a dom, w którym mieszkałam był żółty".
Autorzy listu wyjaśnili, że chcą jedynie sprawdzić, czy informacje podawane przez dziewczynkę są zwykłymi fantazjami dziecka, czy może mają oparcie w faktach. Odpowiedź przyszła już po trzech tygodniach. Treść listu była poruszająca.
Szanowni Panowie! Jestem wstrząśnięty treścią listu, który od Panów otrzymałem. Wszystko się zgadza, co do joty. Moja zmarła żona miała naprawdę na imię Ludżi Dewi. Posiadam także sklep niedaleko świątyni Władcy Dwaraki. Kim jest dziewczynka posiadająca te dane? W Delhi mam kuzyna, któremu zleciłem natychmiastowe skontaktowanie się z Panem. Będę wdzięczny, jeśli będę miał możliwość spotkania się z tym dzieckiem. Niech Kryszna ma nas w swojej opiece.
Kuzyn, o którym wspomniał w liście Kedar Nat, natychmiast przyjechał do domu Santi Dewi. Kiedy dziewczynka spojrzała na niego bez problemu rozpoznała kuzyna swojego męża.
Świadkowie ich spotkania nie mogli wyjść ze zdumienia. Dziewczynka powiedziała dokładnie, jak się mężczyzna nazywa i gdzie mieszka. Pamiętała także, że kuzyn odrzucił propozycję pracy w sklepie jej męża. Można przytoczyć tylko jeden krótki fragment rozmowy.
Na pytanie, ilu braci miał jej mąż, Santi Dewi odpowiedziała: "tylko jednego! Nazywał się Jet, był słaby i chorowity, skarżył się na bóle pleców". I znów informacje podawane przez dziecko zgadzały się w najdrobniejszych szczegółach.
9-latka dokładnie opisywała okoliczności swojej rzekomej śmierci. Według jej słów umarła w szpitalu podczas porodu. Ale w jej historii było jeszcze coś więcej: pamiętała, co się z nią działo w przerwie między jednym życiem i drugim. Chodzi w sumie o ponad rok. Ludżi Dewi zmarła podczas porodu 4 października 1925 roku, a na ziemię, już jako Santi Dewi, powróciła po roku, dwóch miesiącach i siedmiu dniach, 11 grudnia 1926 roku.
Spotkanie "dwóch światów"
Do rodziny dziewczynki przyjechał mężczyzna, którego ona uważała za swojego męża z poprzedniego wcielenia. Kedar Nat otrzymał list od swojego kuzyna. W liście kuzyn napisał: "...ta dziewczynka wie o tobie wszystko, a także wie wszystko o sprawach, które wydarzyły się w Mutrze. Przyjedź sam i przekonaj się na własne oczy".
Na spotkanie z Santi Dewi Kedar Nat przyjechał razem ze swoją ówczesną żoną oraz synem z poprzedniego małżeństwa. Jeżeli informacje o ponownym wcieleniu jego nieżyjącej małżonki okazałyby się prawdziwe, to właśnie ten chłopiec miał być jej synem.
Oto zapis wydarzeń, który znajduje się w raporcie specjalnej rządowej komisji badającej ten przypadek.
Kedar Nat był czterdziestoletnim mężczyzną. Na spotkanie z Santi Dewi postanowił przyjść w przebraniu. Postanowił przedstawić się jako własny kuzyn. Kiedy jednak wszedł do pokoju, dziewczynka natychmiast rozpoznała w nim swojego męża. Dokładnie pokazała, w którym miejscu ma bliznę po dawnym wypadku. Najbardziej wstrząsające było jej spotkanie z jej własnym synem. Tak długo na Ciebie czekałam - mówiła szlochając - i wreszcie przyszedłeś...
Kedar Nat był w szoku. Siedząca naprzeciwko niego 9-letnia dziewczynka wiedziała o nim wszystko, znała nawet najbardziej intymne szczegóły ich wspólnego życia. W pewnym momencie zapytała, czy dotrzymał obietnicy danej jej na łożu śmierci. Kedar obiecał, że już się więcej nie ożeni. Mężczyzna według świadków zaczął płakać i prosić Santi Dewi o wybaczenie. "Wybaczam ci, bo ciebie kocham" - odpowiedziała dziewczynka.
Podróż do domu "z poprzedniego życia"
Na prośbę Mahatma Gandhiego rodzina Santi Dewi zgodziła się, że ich 9-letnia córka odwiedziła dom w Mutrze, w którym rzekomo spędziła poprzednie życie.
24 listopada 1935 roku z Delhi wyrusza grupa piętnastu szanowanych w mieście osobistości wraz z Santi Dewi i jej rodziną. Do Mutri udaje im się dotrzeć w okolicach południa. Oto fragment opisu wydarzeń tego dnia:
Tuż po wyjściu z wagonu dziewczynka podbiega do starszego mężczyzny, w którym rozpoznaje starszego brata swojego męża. Ten łapie się za głowę i mówi: mój Boże, a więc to jest prawda!
W trakcie drogi do domu Santi Dewi ze szczegółami opisuje każdą ulicę i sklep. Wreszcie grupa dociera do domu. Dziewczynka opisywała budynek jako żółty, tymczasem jest on biały. Po chwili konsternacji ktoś powiedział, że budynek zawsze był żółty, ale ostatnio został przemalowany. Tego Santi Dewi nie mogła wiedzieć.
W domu w Mutri Santi Dewi rozpoznaje przedmioty i domowników. Zna wszystkie zakamarki, wszystkie skrytki. W pewnym momencie pokazuje miejsce, gdzie była studnia. Po studni nie ma jednak ani śladu. Ktoś odsłania jednak kamień, a pod nim znajduje się wlot studni, o której zapomnieli wszyscy domownicy.
Schowane pieniądze
Jednym z najbardziej ciekawych wątków tej historii była sprawa pieniędzy, które były ukryte w domu mężczyzny w Mutrze. Okazało się, że umierając Santi Dewi poprosiła swojego męża, aby 150 rupii z budżetu rodzinnego przeznaczył na wychowanie ich syna.
Jednak Kedar Nat nie dotrzymał tej obietnicy. Santi Dewi dokładnie opisała skrytkę, gdzie razem kiedyś ukryli pieniądze. W pewnym momencie Santi Dewi podniosła jedną z desek w podłodze, pod którą był tajemny schowek na pieniądze. Zapytała, gdzie znajduje się 150 rupii, które schowała dla syna. Zawstydzony mąż odpowiedział, że musiał je wydać na inny cel, i że bardzo ją za to przeprasza. Mężczyzna po chwili zalał się łzami.
Ustalenia komisji Gandhiego
Historią Santi Dewi zainteresował się polityk i duchowy przywódca Hindusów, czyli Mahatma Gandhi. To na jego polecenie zostaje powołana specjalna rządowa komisja, która bada ten ewidentny dowód na istnienie reinkarnacji. Oto fragment wypowiedzi Santi Dewi, który został zaprotokołowany do sprawy. Dotyczy okoliczności jej śmierci w poprzednim wcieleniu.
W czasie porodu czułam się bardzo źle. Wszystko przez odłamek kości, który wbił mi się w stopę wiele lat wcześniej podczas pielgrzymki do Hadvardu i zaczął przemieszczać się w górę nogi. Lekarze tego nie rozpoznali, ale i ja nie byłam u żadnego specjalisty. Sprawa wyszła dopiero wtedy, kiedy operowano mnie przed porodem w szpitalu w Agrze. Wtedy powiedziano mi, że nie mam szans na urodzenie dziecka, jeżeli nie będę miała wcześniej operacji.
W swoim raporcie komisja Mahatma Gandhiego nazwała historię Santi Dewi jako "w pełni dowiedzionym przypadkiem reinkarnacji". O Santi Dewi zaczynają pisać europejskie gazety. Traktują ją jednak jako "ciekawostkę z Indii".
Ta historia zawiera tysiące elementów, które naprawdę wprawiają w zdumienie. Oto przykład - podczas zwiedzania domu w Mutri, lokator domu nagle zapytał Santi Dewi o to, gdzie znajduje się "jai-zarur". W ten sposób w miejscowym żargonie nazywano łazienkę. Nikt, poza mieszkańcami miasta, nie zorientował się, o co chodzi. Miał to być rodzaj testu. Dziewczynka prawie natychmiast uśmiechnęła się i pobiegła do małych drzwi w korytarzu, gdzie była łazienka. Jeszcze przed otworzeniem tych drzwi szczegółowo opisała, co znajduje się w środku.
Kolejna sprawa to rozpoznawanie osób i pamiętanie przez dziewczynkę ich imion. Oto jedna ze scen, które znalazły się w rządowym raporcie.
Na ulicy Chaubych w Mahurze szedł 30-letni mężczyzna. Na jego widok Santi Dewi zaczęła radośnie podskakiwać, po czym rzuciła się mu na szyję. Zdumionym członkom komisji oświadczyła, że jest to jej brat, Nutura Nat.
- Ładnie wyglądasz - powiedziała do niego Santi Dewi - czy pamiętasz, jak bardzo byliśmy do siebie podobni? I jak często śmialiśmy się z tego?
Mężczyzna nie mógł ukryć wzruszenia. Głośno dziękował Bogu za możliwość spotkania swojej siostry po tylu latach. Zadał dziewczynce kilka pytań dotyczących ich rodziny, ale odpowiadała na nie szybko i pewnie, wymieniała nazwiska, ulice i imiona. Kiedy 9-letnia dziewczynka udzielała odpowiedzi, zmieniała się jej twarz. Wyglądała wtedy niczym dorosła, doświadczona kobieta.
Ani jedna z udzielonych przez Santi Dewi informacji dotyczących okoliczności jej poprzedniego życia nie okazała fałszywa. Dziewczynka zachowywała się jak dorosła kobieta. Wobec męża, Kedara Nata, Santi Dewi była powściągliwa, jak przystało na strzegącą obyczajów hinduską żonę. Natomiast w stosunku do syna swoim zachowaniem przypominała troskliwą matkę. Tuliła syna do piersi i płakała, choć przecież był on prawie jej rówieśnikiem.
Hinduska komisja wykluczyła, aby na dziecko ktoś wywierał presję na opowiadanie historii o poprzednim życiu. Ustalono nawet, że rodzice stanowczo nakłaniali ją do wyrzucenia z pamięci wspomnień z poprzedniego życia, gdyż obawiali się o jej zdrowie. Odrzucono także możliwość zahipnotyzowania dziewczynki, gdyż i taki wariant brano pod uwagę. Znała ona tak intymne szczegóły życia swojego męża, że ten wręcz prosił ją, aby przestała mówić, gdyż czuje się skrępowany.
Sięgnijmy jeszcze raz do raportu opisującego pobyt Santi Dewi w domu swojego męża z poprzedniego wcielenia. W pewnym momencie dziewczynka sama zaczęła oprowadzać po domu komisję i rodzinę.
Proszę bardzo, wchodźcie państwo. Jako mężatka tutaj spędzałam najwięcej czasu. Tutaj trzymałam moje tulsi, ozdoby, ubrania, no wszystko. A tutaj jest kuchnia... pokój sypialny. Tutaj stało moje łóżko, a teraz został po nim tylko ślad. A tu był mój ołtarzyk Kriszny, ale teraz ktoś go zabrał. Na tej ścianie wieszałam ubrania, a tutaj stały te skrzynie, które teraz są w przedpokoju. W tej szafie trzymałam moją biżuterię. O... jest tu nadal! A ten sznur pereł dostałam od Ciebie Kedar. Czyż nie jest piękny?
Kiedy komisja rządowa wróciła do Delhi, na prośbę Mahatmy Gandhiego powstał raport. Ustalono w nim, że reakcje Santi Dewi były autentyczne, zaś jej historia jest niezaprzeczalnym dowodem na istnienie reinkarnacji.
Raport ten opublikowano, ale także przekazano do analizy wielu znanym naukowcom. Żaden z nich jednak nie zdołał podważyć przedstawionych w nim dowodów.
I jeszcze jeden fragment raportu komisji Mahatma Gandiego. Mówi Rang Bahadur, ojciec Santi Dewi z obecnego wcielenia:
Do czwartego roku życia Santi Dewi nie mówiła praktycznie nic, jakby wstydziła się swojej wiedzy. I nagle zaczęła opowiadać, że tak naprawdę jest mężatką, ma syna i rodzinę w Mutri. Czteroletnie dziecko nagle oświadczyło, że jej rodzice nie są jej prawdziwymi rodzicami, jej dom nie jest jej prawdziwym domem i że tak naprawdę mieszka w mieście, o istnieniu którego nikt z nas wcześniej nie słyszał. W jaki sposób można nakłonić małą dziewczynkę do mówienia obcym dialektem i przekonywania, że jest mężatką i ma syna? Kto mógłby dokonać takiego oszustwa? I po co?
Ja tam byłam i wróciłam na Ziemię
Santi Dewi wyrosła na spokojną, opanowaną kobietę. Z Kedarem Natem, swoim mężem z poprzedniego wcielenia, utrzymywała kontakt listowny, ale ich korespondencja ograniczała się do serdecznych pozdrowień. Traktowała go jak kogoś w rodzaju osobliwego krewnego. Po ukończeniu studiów powróciła do Delhi. Wtedy zresztą ku wielkiemu niezadowoleniu rodziców zdecydowała, że nigdy już nie wyjdzie za mąż.
Czuję się, jak wdowa. A według niepisanego prawa wdowa nie może powtórnie wychodzić za mąż. Zresztą nadal kocham swego męża, pamięć o nim jest dla mnie święta i nikt nie potrafiłby go zastąpić. Moja decyzja jest ostateczna.
Najbardziej ciekawy wydaje się jednak czas, który spędziła Santi Dewi w niezwykłym świecie pomiędzy jednym i drugim życiem. Mówiła o nim niechętnie, gdyż obawiała się, że ta wiedza nie jest dla zwykłych śmiertelników. Przełom nastąpił dopiero wtedy, kiedy szwedzki pisarz Stur Lonerstrand spotkał się z Santi Dewi. Po wielu namowach zgodziła się opowiedzieć o swojej śmierci i świecie, do którego na chwilę trafiła.
Santi Dewi uważała, że poprzez swoje doświadczenie otrzymała klucz do poznania jednej z największych tajemnic świata. Dokładnie i szczegółowo zaczęła opisywać, co działo się z nią, gdy jako Ludżi Dewi zaczęła umierać podczas porodu.
Śmierć nie następuje tak szybko, jak to się ludziom wydaje. Najdłużej pozostaje zmysł powonienia. Nie chciałam umierać. Bez przerwy modliłam się do Kriszny i powtarzałam mantrę, aby pozostać na Ziemi. I był to mój wielki błąd, bo gdyby nie moje prośby, z pewnością podczas następnych narodzin nie pamiętałabym swojego wcześniejszego wcielenia. Leżałam w szpitalu i wiedziałam, że muszę umrzeć, ale wciąż kurczowo trzymałam się życia. Byłam cały czas świadoma tego, że przestaje bić moje serce.
Santi Dewi mówiła, że nagle poczuła się wolna i "nieskończenie pomniejszona". Miała rzekomo czuć się niczym punkt w przestrzeni. A jednocześnie miał być w niej cały wszechświat.
Otoczyły mnie istoty, które znałam i kochałam. Wszystko było jednością. Myślę, że gdyby tu, na ziemi, ludzie zrozumieli, jak bardzo jesteśmy ze sobą połączeni, to nie robiliby sobie nawzajem krzywdy. Po śmierci bowiem uświadamiamy sobie związki, których nie dostrzegaliśmy podczas życia. Wiedziałam, że jest tam źródło nieskończonego dobra, niczym centralne słońce, którego nie widziałam, ale czułam, że istnieje. Nie byłam gotowa na połączenie z tym światłem, musiałam wracać na ziemię, aby dalej się uczyć. Mój rozwój nie był dokończony, taki bowiem jest sens wędrówki dusz, taki jest sens istnienia świata. Pamiętam wstąpienie w łono mojej matki, i potworny ból narodzin. Wiem, że kiedy znowu umrę, wrócę do tego cudownego światła. Nie boję się śmierci, bo ona nie istnieje.
Wielokrotnie zadawano Santi Dewi pytanie, dlaczego akurat ona pamiętała swoje wcześniejsze wcielenie. Santi Dewi zawsze odpowiadała, że podczas śmierci prosiła Boga o to, aby pozwolił jej spotkać się z mężem w tym ziemskim świecie. Prośby jej zostały wysłuchane. "Popełniłam błąd, za bardzo chciałam powrotu na ziemię" - mówiła.
Santi Dewi zmarła 27 grudnia 1987 roku. Do końca swojego życia zapewniała, że jej historia jest prawdziwa, a ona naprawdę poznała inny, "równoległy" do naszej rzeczywistości świat.