NAWIEDZONE MIEJSCA W POLSCE

Duch, choć nie straszny. Legenda Białej Damy z Kórnika

Gdy dochodzi północ, z ram osiemnastowiecznego obrazu schodzi postać. Wkraczająca do świata żywych kobieta określana jest mianem Białej Damy. Jej pierwszym zadaniem jest spacer w kierunku tarasu kórnickiego zamku. To tam dochodzi do spotkania z tajemniczym jeźdźcem. Nim nastanie świt, para pod osłoną nocy dogląda dawnych włości, aby ponownie skryć się w tajemnicy legendy wielkopolskiego ducha.

Duch z Kórnika, czyli legenda Białej Damy i zamku

Zamki i pałace to idealne miejsce do rozwijania legend i niejasnych historii, z których większość ma w sobie domieszkę mistycyzmu, tajemnicy i niekiedy mroku. Choć w kórnickim zamku nie straszy, ani nie był on świadkiem makabrycznych scen, to legenda o Białej Damie schodzącej z obrazu i doglądającej swych włości jest z nami od wielu lat.

W drodze do regionalnej perełki

Aby naszym oczom ukazała się XV-wieczna budowla otoczona fosą, musimy wybrać się kilkanaście kilometrów na południe od Poznania. Po niedługiej trasie nasza droga spotka się z miejscowym jeziorem. Te towarzyszyć będzie naszej dalszej eskapadzie aż do zamkowej oficyny, nazywanej “Australią".

Reklama

W wyprawie najbardziej interesujący jest jednak zamek. Choć jego budowa została ukończona pod koniec XV wieku, to zdążył on przejść wiele modernizacji. Jedna przebudowa odbyła się z inicjatywy jednej z późniejszych właścicielek włości. Była nią Teofila Działyńska, która dziś spogląda na odwiedzających z obrazu autorstwa Antoine Pesne'a. Według legendy, pod osłoną nocy osobiście przechadza się po pomieszczeniach i okolicy.

Legenda od szkolnych lat

Mieszkańcy tego niewielkiego miasta często spotykają się z twierdzeniami przyjezdnych, iż kojarzą oni zarówno zamek, jak i powstałą wokół jego dawnej właścicielki legendę. Najczęściej wspomnienia te wyniesione zostały jeszcze w czasach szkolnych, kiedy to wspólna wyprawa do co by nie mówić, magicznego na swój sposób miejsca budziła duże emocje wśród najmłodszych.

Historia i mistycyzm narośnięte wokół Teofili, czyli Białej Damy, są jednak znacznie starsze od naszych szkolnych wspomnień. Jak czytamy w publikacji “Biała Dama w gorsecie mitów i legend" autorstwa Anety Falk, Małgorzaty Potockiej i Mikołaja Potockiego, legenda swoimi początkami sięga XIX wieku. Wówczas duch utożsamiany był z nieszczęściem, a opowieść była przekazywana pomiędzy pracownikami zamku.

Wraz z łagodzeniem obyczajów i napływem odwiedzających, zmianie uległy również opowiadane przez mieszkańców wersje legendy. Dziś spotkać można kilka z nich, chociaż najbardziej przyjęła się ta o nocnym spotkaniu i przechadzce ducha Białej Damy z tajemniczym rycerzem na czarnym koniu. Pozostałe zaś nawiązują do różnych ziemskich przywar zmarłej przed laty — ot, choćby przyzwyczajenia do dbania o majątek i chęci doglądania go nawet zza grobowej deski. W tym wszystkim jest jednak pewna nieścisłość, na którą słuszną uwagę zwracają autorzy wspomnianej wcześniej publikacji.

Czy duch musi cierpieć?

Gdy przyjrzymy się duchom w różnych mitologiach i wierzeniach, to najczęściej łączy je jeden wspólny mianownik — swego rodzaju nieszczęście lub grzech, które spotkało danego człowieka za życia. Łatwo w tym kontekście wpaść na tzw. północnicę, czyli żeńskiego ducha narodzonego z grzesznej lub skrzywdzonej za życia duszy. Niełatwo mają również duchy w mitologii nordyckiej.

Ci, którzy zmarli na skutek starości, choroby lub samobójstwa (nie zaś w walce), trafiać mieli do Helheimu, nie zaś upragnionej Walhalli. Okazuje się, że Teofila Działyńska zwana Białą Damą niekoniecznie spełnia którykolwiek z nieszczęśliwych warunków. Bo życie jej, w czym badacze są zgodni, pełne było ciężkiej pracy, pomyślunku i w gruncie rzeczy czynienia dobra.

Inne światło na sprawę rzuca mało popularna wersja historii, w której palce maczał sam diabeł. Ten miał strzec niewielkiego zamku znajdującego się na terenie dzisiejszej Mościenicy (niewielka wioska obok Kórnika), którego rozbiórkę zleciła Teofila. W tym wypadku konieczne jest przypomnienie sobie ówczesnych wierzeń i zwyczajów. Diabły strzegące danej kryjówki opuszczały ją dwa razy do roku, w Noc Świętojańską i Niedzielę Palmową.

Jak łatwo się domyślić, pech chciał, że to właśnie w jednym z tych dwóch okien czasowych nastąpiła zaplanowana rozbiórka. W efekcie, na Działyńską spaść mogła klątwa, niedająca jej duchowi zaznać spokoju po śmierci. Trzeba przyznać, że to dość brutalny kres zasłużonej dla regionu osobistości.

Dawna businesswoman

W kontekście Białej Damy, czyli Teofili Działyńskiej często mówi się o dalekowzroczności, przedsiębiorczości i zdroworozsądkowym spojrzeniu na świat. Kobieta władała zamkiem nie tylko w teorii, lecz również w praktyce, a jej decyzje często stanowiły o rozwoju miasta i polepszaniu standardu życia mieszkańców. Choć była nowoczesna, żyła w dobrych relacjach z duchownymi — sama jednak do najpobożniejszych nie należała. Brak było jednak w jej życiu ekscesów, które przysporzyłyby jej kłopotów.

Abstrahując od niepotwierdzonych doniesień czy mocno naciąganych teorii (jak ta z okradzionym Diabłem), życiorys Białej Damy z Kórnika naznaczony był pracą i rozwojem z dobrymi pomysłami. Gdy tereny polskie przeżywały zapaść, Kórnik i okoliczny Bnin rozkwitał gospodarczo i społecznie. Pańszczyźniane więzi zastąpiono czynszami, na terenie dzisiejszej gminy zawitało osadnictwo olęderskie, poprawione zostały relacje ze społecznością żydowską i wybudowano zbór ewangelicki.

Oczywiście nie zabrakło oskarżeń o zbytnie bratanie się z innowiercami. Może legenda o Białej Damie w swej pierwotnej formie wynikła z niezadowolenia pewnej grupy wyznawców? Niewykluczone. Ba, nawet dziś możemy doszukiwać się religijnych powodów rzekomych eskapad metafizycznej postaci pod osłoną nocy.

Dawne krzywdy minęły

Wobec tego cieszy fakt, że dzisiejsza legenda o Białej Damie naznaczona jest raczej ciekawością kobiety i chęci przyglądania się swojemu dawnemu majątkowi, nie zaś przypisanymi skandalami. Bo takie też było jej życie — przepełnione działalnością na rzecz miasta. Nawet sama śmierć nie daje nam powodów, aby sądzić, że kobieta nie odeszła w pokoju.

Zmarła 26 listopada 1790 roku, mając 76 lub 75 lat. Dożywszy sędziwego wieku wiedziała, że jej misja została wypełniona. Pozostawiła po sobie ogromne dziedzictwo, a dziś... Cóż, pozostaje jej bacznie przyglądać się turystom. W nocy zaś przychodzi czas na tajemne schadzki, bo wszystko, co ważne zostało już dokonane.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy