​Carpe diem dla opornych cz. II

Gdy myślisz: "cierpliwość" - co widzisz? Hobbystę, który wieczorami dłubie przy swoich pasjach? Pracownika, który w skupieniu analizuje tabele na wyświetlaczu laptopa? Medytującego zakonnika? Ja widzę pewnego pięciolatka.

Szum informacji. Deadline'y. Poganianie. Magiczne cztery litery: ASAP. Pośpiech z reguły mocno redukuje empatię, również w stosunku do samego siebie
Szum informacji. Deadline'y. Poganianie. Magiczne cztery litery: ASAP. Pośpiech z reguły mocno redukuje empatię, również w stosunku do samego siebie123RF/PICSEL

Jest taki filmik na YouTube. Przed małym chłopcem leży spodeczek a na spodeczku piankowy cukierek. Właśnie go dostał od badacza. Chłopiec może zjeść piankę natychmiast. Chyba, że odczeka kilka minut, wówczas w nagrodę dostanie jeszcze jedną. W kosmosie kilkulatka pięć minut to prawie dekada, więc zadanie nie jest łatwe. Cały film jest uroczy. Możemy śledzić, jak malec toczy wewnętrzną batalię, by nie zjeść tej przeklętej pianki. Wącha ją, usiłuje odwracać wzrok, stuka tu i ówdzie palcami, odrywa mikroskopijny kawałeczek, kląska niczym tykający sekundnik...

Alleluja! Wytrzymuje!

Dostaje nagrodę. W pół sekundy obie pianki zostają natychmiast pochłonięte, zupełnie tak, jakby mękę oczekiwania należało natychmiast osłodzić ze zdwojoną mocą. W pierwszej wersji tego eksperymentu, wiele lat temu, zadano sobie trud, by po paru dekadach dotrzeć do dzieciaków, które brały w nim udział. Każda z tych osób, teraz już dorosłych, wiodła swoje życie.

Okazało się, że występuje pewna statystyczna zależność pomiędzy pożarciem pianki przed czasem a życiowym sukcesem. Ci, którzy powstrzymali się przed impulsem - dochrapali się wyższych stanowisk, byli lepiej opłacani, lepiej wykształceni, mieli większe domy, szybsze samochody i bardziej seksowne partnerki. Tym, którzy za dzieciaka testu nie wytrzymywali, statystycznie wiodło się gorzej.

Gdyby cały system edukacyjny mógł wówczas krzyczeć, byłoby to: "Eureka!". Teraz już wszystko jasne! Charakter! Silna wola! Samokontrola! O to chodzi w wychowaniu młodego człowieka. I tą drogą urabiano kolejne pokolenia. Po latach eksperyment trochę zmodyfikowano. Ponownie, z pomocą pianki, starannie posegregowano dzieci: słabe charaktery na lewo, mali mocarze woli - na prawo. Następnie małych mocarzy woli zestresowano.

Przykładowo, kazano im oglądać zabawki, którymi nie mogli się bawić, co ich potwornie frustrowało. I takich sfrustrowanych ponownie usadzono do testu z nieszczęsną pianką. Co się okazało? Wcześniejsze wyniki można było spuścić w toalecie. Wkurzone maluchy swoją siłę charakteru miały gdzieś: musiały się natychmiast uspokoić - choćby jedną pianką, reszta nie była ważna.

Wnioski?

Stres zeruje efekt silnego charakteru (podobnie zresztą jak alkohol). Oprócz samokontroli potrzebna jest też samoregulacja - a więc choćby podstawowa świadomość, że na nasze decyzje wpływają konkretne emocje. Te zaś mają swoje źródła i objawy. Dzieciom tego właśnie zabrakło. Wypada więc ćwiczyć nie tylko charakter, ale także elementarną uważność, w tym zdolność dostrzegania złożoności naszego wewnętrznego życia. A do tego potrzeba już czasu. I cierpliwości.

Tymczasem wiemy jak to jest na co dzień. Szum informacji. Deadline'y. Poganianie. Magiczne cztery litery: ASAP. Pośpiech z reguły mocno redukuje empatię, również w stosunku do samego siebie. Systematycznie jesteśmy uczeni życia w pośpiechu, oczekujemy, że to, co dzieje się wokół nas przynosić powinno szybki rezultat. Praca i obowiązki to jedno. Skoro ktoś oczekuje od ciebie szybkich wyników, możesz nie mieć wyboru.

Ale twój stosunek do tego - nad tym na szczęście możesz już pracować. Możesz się wściekać (choć niewiele w ten sposób ugrasz). Możesz coś z tym zrobić (zmienić sposób działania, np. poszukać innej pracy). Możesz wreszcie uruchomić samoregulację i starać się zmienić swoją postawę. Jeszcze nie czas i miejsce, by odpowiedzieć sobie na pytanie: jak. Teraz jest ważne, byś pamiętał, że to proces, który będzie wymagać czasu.

Czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Tak, tego czegoś, o czym niestety słyszysz, że wciąż go nie ma.

Twój sposób myślenia i patrzenia na świat to nie królik z kapelusza. Bardziej przypomina wzrastającą roślinę, o którą trzeba dbać i której nie ma sensu poganiać. Dlatego zmiana sposobu myślenia jest dziś tak wielkim wyzwaniem dla wielu ludzi. Przecież nikt nie ma tyle czasu i cierpliwości! Prawda?

Niekoniecznie. Kwestia wprawy. Mnie udało się jakiś czas temu zmienić sposób myślenia o każdym kolejnym dniu. Dziś np. wiem, że tylko ode mnie zależy, czy dzień jest ciekawy, czy nudny. Wiem, że moje zadowolenie mocno zależy od wewnętrznego nastawienia, również na "odbiór". Jakiś czas temu spisywałem coś, co nazwałem "mikrodziennikiem". Wpisywałem tam pozytywne zdarzenia, które przytrafiły mi się danego dnia. Były tam rzeczy spektakularne, np. narodziny synka. Taki kaliber przytrafił się jednak raptem raz. Były rzeczy fajne, ale średniego kalibru: zrobiony półmaraton, udana wycieczka na urlopie. Były tam też liczne drobiazgi - dobra kawa, ciekawy rozdział w książce, czy przyjazna rozmowa z kasjerką w sklepie.

Z początku trudno mi było wykrzesać z jednego dnia choćby trzy pozytywy. Potem nie miałem większego problemu z doliczeniem się dziesięciu. Dzięki tej technice, w zasadzie każdy dzień był udany - właśnie za sprawą świadomie dostrzeżonych drobiazgów. Carpe diem w praktyce.

Robiłem tak każdego dnia przez trzy lata.

Lepsza samoregulacja nie pojawia się z dnia na dzień. Efekty dostrzeżesz po pewnym czasie pod warunkiem, że postarasz się systematycznie trenować. Banał? Nie większy niż to, że kropla drąży skałę. Istota tego, co długotrwałe często sprowadza się do banału. Cierpliwość to cnota, która wzrasta powoli, ale można jej pomagać.

Po pierwsze - nastaw się, że sam proces nie jest ani szybki, ani prosty. Problemy, przestoje i spadek motywacji to coś naturalnego.

Po drugie, wyznaczaj plan na każdy dzień i trzymaj się go. Konsekwentnie odznaczaj każdy punkt.

Po trzecie - wyciągaj wnioski z tego, co wyszło i z tego, co nie wyszło. Przygotowuj narzędzia, szacuj ryzyka.

Po czwarte - pamiętaj, by po skończonym zadaniu się nagrodzić. Choćby piankowym cukierkiem - to lepsze niż nic.

Po piąte - bierz przykład z ludzi, którzy mają pasję. Z pewnością możesz o nich powiedzieć, że są cierpliwi? Co stoi na przeszkodzie, byś porozmawiał z nimi i popytał skąd czerpią motywację?

Jest bardzo prawdopodobne, że stosując się do tych kilku wytycznych poczujesz większą koncentrację. To spowoduje, że twój dzień będzie wydawał się bardziej interesujący a działania sensowniejsze.

Ale uwaga! Nie należy wtedy zbyt wcześnie otrąbić sukcesu. To jest właśnie sygnał, że działasz dobrze, a nie, że cel został już osiągnięty. Wówczas grozi ci to, o czym wspominał Bane spuszczając Batmanowi łomot: zwycięstwo cię pokonało.

O uważności mówi się, że jest jak mięsień. Nie jest jak kolejny level w grze, która automatycznie się zasejwuje. To, że raz przebiegłeś maraton nie znaczy, że zawsze już będziesz w stanie przebiec 42 kilometry z hakiem. Mięsień niećwiczony degeneruje się i wychodzi z formy.

Tytułem puenty. Wróćmy do bohaterów pierwszego akapitu: zakonnika, pracownika i hobbysty. Czy pomyślałeś co ich łączy? Wysoka samoregulacja? Pewnie tak, ale coś jeszcze.

Oni milczą. To nie przypadek.

Chcesz ćwiczyć cierpliwość?

To zamknij się i rób to.

"Pan od WF-u": Ćwiczenia z kółkami poślizgowymi na silne ramionaIPLA
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas