Lotniska tylko dla najlepszych
Niektóre leżą między górami, inne wśród wieżowców albo kończą się w... morzu. Piloci w takich sytuacjach muszą wykazać się nie lada umiejętnościami.
Według ekspertów, jednym z najbardziej niebezpiecznych lotnisk na świecie jest Toncontin w Hondurasie, położone na wysokości 1000 m n.p.m. i otoczone górami. Pas startowy ma tu zaledwie 1863 m długości i jest jednym z najkrótszych na lotniskach międzynarodowych.
By wylądować na Toncontin, piloci muszą najpierw przedostać się przez wąwóz, a potem wykonać ostry skręt w lewo. Od 1989 roku zdarzyło się tu sześć wypadków lotniczych, w których ginęli ludzie. Ostatni miał miejsce w marcu 2011 roku - zginęło dwunastu pasażerów i dwóch pilotów.
Bardzo niebezpiecznie jest również na lotnisku Lukla w Nepalu. Tutaj przylatują przede wszystkim himalaiści, którzy chcą zmierzyć się z Mount Everestem.
Już samo przybycie na to nepalskie lotnisko jest niezwykle niebezpieczne. Pas startowy ma jedynie 527 m długości, 20 m szerokości, i odchylenie od poziomu wynoszące 12 procent. To jednak jeszcze nic: od strony podejścia do lądowania kończy się przepaścią, a po jego drugiej stronie wznosi się góra.
Ponadto na wysokości 2860 m n.p.m. pogoda potrafi zmienić się w ciągu zaledwie kilku sekund. A i wysokość, na jakiej położone jest Lukla, nie ułatwia latania. Aby tu wylądować, trzeba wykonać serię ciasnych skrętów między górskimi szczytami.
Inne lotniska w Nepalu są równie niebezpieczne i trudne dla pilota. Nic dziwnego, że właśnie w tym kraju od 1951 roku było aż 70 wypadków, w których zginęło ponad 600 osób .
Kolejnym z najtrudniejszych lotnisk na świecie jest Matekane Air Strip w Lesotho. Tutaj piloci mają jedynie 400 m na to, by wyhamować po przyziemieniu, a pas kończy się 600-metrową przepaścią.
Przylatują tu przede wszystkim lekarze i wolontariusze, którzy chcą dostać się do pobliskich wiosek. Jeszcze gorzej jest przy powrocie, bowiem piloci muszą startować... pod górkę i przy przeciwnym wietrze!
Z dużych, międzynarodowych lotnisk w dziesiątce najtrudniejszych dla pilotów znalazł się również port lotniczy im. Johna F. Kennedy'ego w Nowy Jorku. Wszystko dlatego, że liczba lądowań i startów znacznie przekracza tu wszelkie wymogi, co sprzyja kolizjom.
Piloci muszą się tu wykazać nie lada koncentracją. Często ci, którzy lądują na JFK, muszą uważać na tych, co startują w Newark i La Guardia. Ruch w pobliżu tych portów lotniczych jest bardzo duży i istnieje nie lada problem z utrzymaniem odpowiedniej separacji lotów.