Ludzie z syndromem wilkołaka
W gęstej sierści porastającej twarz widać tylko oczy. Te ofiary genetycznej anomali, przypominają bardziej wilka niż człowieka. Dziś na świecie żyje pół setki ludzi naznaczonych "syndromem wilkołaka".
Jedną z 50 osób na Ziemi cierpiących na genetyczne schorzenie zwane "syndromem wilkołaka" jest liczący 11 lat Pruthviraj Patil. Całe ciało chłopca porasta futro, tylko wnętrze dłoni i podbicia stóp są gładkie.
Pruthviraj jest dzieckiem zamożnych rolników z wsi w indyjskim okręgu Sangali, miejscowości położonej blisko Bombaju. Państwo Patil od lat zmagali się z chorobą syna, zdając sobie sprawę z trudności jakie z racji wyglądu czekają chłopca w dorosłym życiu.
Zastosowano wiele terapii.
Sięgnięto po homeopatię, przeprowadzono leczenie tradycyjną metodą Ayurvedy, wreszcie - wypalano gęste owłosienie laserem. Nic jednak nie pomagało, bo jeśli nawet udawało się częściowo usunąć futro, to włosy szybko odrastały. W połowie sierpnia tego roku rodzice Pruthviraja zdecydowali się przekazać go w ręce lekarzy z kliniki w Bombaju. Eksperci kilku specjalności stworzyli tam zespół, aby przeprowadzić na chłopcu złożoną terapię genetyczną. Lekarze z góry jednak się zastrzegają, że nie ma pewności czy taka kuracja przyniesie trwały efekt. Antropolodzy zakładają, że
źródło legend o wilkołakach
stanowią właśnie genetyczne anomalie, takie jak w przypadku Pruthviraja Patila. Osoby cierpiące na "syndrom wilkołaka" zwykle były odrzucane przez społeczności, w których się urodziły. Później, od początków XIX wieku po pierwszą połowę XX-go stulecia, genetycznie obciążeni "wilkołacy" trafiali często do objazdowych menażerii i cyrków zarabiając swym wyglądem na chleb. Dziś ich życie też nie jest lekkie, bo stanowią atrakcję dla genetyków stając się obiektami eksperymentów medycznych.
Tadeusz Oszubski