Tysiące karaczanów na podłodze, ścianach i meblach! Tajemniczy atak w restauracji

​Pracownicy restauracji w Tajpej, stolicy Tajwanu zostali kilka dni temu, delikatnie mówiąc, zaskoczeni w bardzo niemiły sposób. Dwóch zamaskowanych mężczyzn wbiegło do lokalu i wypuściło tysiące karaluchów, które natychmiast rozpierzchły się po podłodze. Sprawcy rzecz jasna natychmiast uciekli, ale insekty nie były już tak skore do opuszczenia budynku.

G House Taipei to duża, kilkupoziomowa restauracja w centrum stolicy państwa nazywanego Republiką Chińską (nie mylić z Chińską Republiką Ludową). Dotychczas znana była głównie mieszkańcom azjatyckiej metropolii. Teraz usłyszał o niej cały świat.

Kiedy ogląda się nagrania z monitoringu zamontowanego wewnątrz lokalu sprzed kilku dni, trudno uwierzyć w to, co się widzi. W pewnym momencie do restauracji wbiegają dwie zamaskowane postacie, trzymając w rękach ogromne torby. 

Mężczyźni nie tracą czasu, biegną na piętro, gdzie znajduje się główna recepcja i tuż po chwili wysypują zawartość pakunków - ponad tysiąc karaluchów. Następnie uciekają tak szybko, jak wpadli do środka.

Reklama

Przez krótki moment zapanowała konsternacja, gdyż klienci siedzący przy stolikach początkowo nie zdawali sobie sprawy z tego, co właściwie się stało. Dotarło to do nich w momencie, w którym całe mrowie karaczanów zaczęło obłazić podłogę, ściany i meble w lokalu.   

Panice zapobiegli jednak przebywający wewnątrz policjanci, bawiący się tamtego dnia na oficjalnym bankiecie. Wyprowadzili spokojnie klientów restauracji i zebrali grupę pościgową, która ruszyła za sprawcami i zatrzymała ich. Aresztowano pięć osób: dwie widoczne na nagraniu, dwie stojące na czatach przed budynkiem i kierowcę.

Początkowo podejrzewano, że to właśnie funkcjonariusze byli celem robaczego ataku, ale nie znaleziono żadnych dowodów, potwierdzających tę hipotezę. Najprawdopodobniej incydent był wynikiem porachunków pomiędzy lokalnymi biznesmenami a gangami i konsekwencją sporu o długi.

Zatrzymani są podejrzewani o członkostwo w organizacji przestępczej zwanej Związkiem Bambusowym. To właśnie tej grupie właściciel G House Taipei miał być winny pieniądze. Związek groził mu kilkukrotnie, a gdy ten pozostawał niewzruszony, grupa prawdopodobnie przypuściła atak.

Policja zdołała ustalić, skąd sprawcy mogli kupić na niewielkiej wyspie taką liczbę karaluchów. Prawdopodobnie insekty pochodzą ze sklepu zoologicznego, gdzie sprzedawane są jako pokarm dla ryb hodowlanych. Śledztwo mające na celu powiązanie zatrzymanej piątki ze światkiem przestępczym trwa.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy