Dojazdy do pracy nas zabijają

Mieszkasz na przedmieściach i spędzasz dużo czasu na dojazdach do pracy? Uważaj! Grozi ci rozwód, brak seksu, bezsenność i dodatkowe kilogramy...

Uciążliwe dojazdy do pracy mogą zepsuć nam dobry nastrój na długo
Uciążliwe dojazdy do pracy mogą zepsuć nam dobry nastrój na długo© Panthermedia

Złodzieje czasu

Być może "długodystansowcy" zwykle są ubożsi i mniej wykształceni - obydwa te czynniki sprawiają bowiem, że rozwód jest bardziej prawdopodobny. Być może długie czasy dojazdu zaostrzają małżeńskie problemy, bo jedna z osób jest obarczona opieką nad dziećmi, a druga obciążona pracą. Możliwe, że Szwedzi mówią nam coś, o czym już wiemy, czyli, że dojazdy są dla nas po prostu złe. A właściwie straszne...

Dojeżdżanie do pracy przyprawia o ból głowy. Ta przyziemna czynność jest tak przyjemna jak montowanie mebli, których części otrzymujemy w płaskim pudełku. Na dodatek trzeba to robić codziennie.

Jeśli dojeżdżasz do pracy, oznacza to, że nie spędzasz czasu ze swoimi bliskimi. Nie ćwiczysz, nie podejmujesz wyzwań, nie uprawiasz seksu, nie opiekujesz się psem i nie bawisz z dziećmi. Nie wykonujesz żadnej z tych czynności, które sprawiają, że ludzie są szczęśliwi. W zamian za to umierasz z nudów w autobusie, przepychasz się w pociągu lub tkwisz w korku.

Duży dom sprzedam: otyłość i rozwód w pakiecie

W ciągu ostatnich kilkunastu lat badacze przeprowadzili szereg istotnych badań, które mierzyły negatywne skutki długich dojazdów. Osoby dojeżdżające musiały walczyć ze stresem, otyłością i brakiem satysfakcji. W zamian za to mogły liczyć na mieszkanie w dużym domu, ale na odległych przedmieściach lub te dodatkowe oszczędności na koncie, wynikające z niskiej kwoty za wynajem. Ale to nie jest tego warte.

Po pierwsze badania udowodniły najbardziej oczywistą kwestię: nie lubimy dojeżdżania do pracy jako takiego - uznajemy je za mało przyjemne i stresogenne. W 2006 roku laureat Nagrody Nobla Daniel Kahneman I ekonomista z Princeton Alan Krueger przeprowadzili ankiety wśród 900 kobiet w Teksasie. Zapytali je, ile radości sprawiają im poszczególne, zwykłe czynności. Na pierwszym miejscu znalazł się seks, na drugim udzielanie się towarzysko po pracy. Na szarym końcu - dojazdy do pracy.

Długie trasy sprawiają również, że czujemy się bardziej samotni. Robert Putnam, słynny politolog z Harvardu, autor "Bowling Alone", uważa, że to jedne z najsilniejszych czynników prowadzących do izolacji społecznej. Zakłada, że każde 10 minut spędzone na dojeździe do pracy skutkuje zmniejszeniem "społecznych więzi" o 10 procent. A te społeczne reakcje sprawiają, że czujemy się bardziej szczęśliwi i spełnieni.

Stresujące godziny spędzone na słuchaniu radia nie uszczuplają jedynie naszego szczęścia. Sprawiają również, że mamy kłopoty ze zdrowiem. Zmieniają się nasze zachowania, a my jesteśmy mniej sprawni fizycznie. Gdy poświęcamy więcej czasu na dojazdy, zaczyna nam go brakować na ćwiczenia i przygotowywanie posiłków w domu.

(...)

Podsumowując: nienawidzimy dojazdów do pracy. Mają związek ze zwiększeniem ryzyka otyłości, rozwodu, bólu karku, stresu, zmartwień i bezsenności. Sprawiają, że gorzej się odżywiamy i ćwiczymy mniej. I mimo wszystko nadal to robimy.

Panikarze i realiści

Dlaczego więc ludzie znoszą takie męczarnie? Odpowiedź znajdziemy w słowach: "Będziesz jeździć, dopóki nie zdobędziesz odpowiednich kwalifikacji". Wiele osób pracuje w miastach, gdzie nieruchomości są drogie. Im dalej od pracy, tym więcej znajdziemy domów, na które nas stać.

Jeśli mamy do wyboru ciasne dwupokojowe mieszkanie położone 10 minut od pracy i przestrzenny dom z czterema sypialniami w odległości 45 minut od pracy, często wybierzemy tę drugą opcję.

Od wielu lat ekonomiści ostrzegają nas, że kiedy kupujemy dom usytuowany w znacznej odległości od miasta, nie mamy w zwyczaju brać pod uwagę naszego cennego czasu.

Jaka kwota byłaby w stanie zrekompensować nam potworności wynikające z dojazdów? Dwóch ekonomistów z University of Zurich - Bruno Frey i Alois Stutzer - próbowało to oszacować. Doszli do wniosku, że za dodatkową godzinę czasu na dojazd powinniśmy otrzymać 40 proc. podwyżkę, żeby nam się to opłacało.

Jeśli mamy więc wybierać między ciasnym mieszkaniem i wielkim domem, skupimy się raczej na namacalnych zyskach tej drugiej propozycji. Widzimy przed oczami dodatkową sypialnię. Marzy nam się dodatkowa wanna. Ale często z nich nawet nie skorzystamy. I zapominamy, że dodatkowy czas w samochodzie jest stałym, niezmiennym , codziennym ciężarem. Nawet wtedy, gdy jest niewidzialny.

Nie lekceważcie tego. Ludzie, którzy mówią "moje dojazdy do pracy mnie wykańczają", nie są panikarzami. Są realistami.

Annie Lowrey/WashingtonPost/Newsweek Interactive Co. LL

Tłum. Ewelina Karpińska-Morek (śródtytuły pochodzą od redakcji INTERIA.PL)

The New York Times Syndicate
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas