Freeride - zimowy sport XXI wieku!
W szwajcarskim kurorcie Verbier, będącym jednym z największych europejskich centrów pozatrasowego narciarstwa i snowboardingu, z pompą zakończył się kolejny sezon najbardziej spektakularnego i jednocześnie najszybciej zyskującego na popularności sportu zimowego, czyli freeride’u. Już od ponad 20 lat zawody na słynnej górze Bec Des Roses przyciągają tysiące fanów z całego świata i najlepszych zawodników tej szalonej dyscypliny.
W czasach, gdy narciarstwo alpejskie przeżywa stagnację i w niezmienionej od lat 60. XX wieku formule niezdarnie stara się utrzymać prymat popularności wśród sportów zimowych, a freestyle doszedł do tak wysokiego poziomu, że nikt poza garstką fachowców nie jest w stanie rozpoznać różnicy w wykonywanych przez zawodników ewolucjach. Konsekwentnie i z niemałym rozmachem wyrasta tym dyscyplinom niezwykły konkurent, czyli jazda bez trzymanki z pionowych ścian. często w dziewiczym śniegu.
To właśnie jest freeride. Już teraz sportem tym zainteresowały się największe marki, nie tylko znane z produkcji sprzętu czy odzieży sportowej, co gwarantuje dopływ sporych pieniędzy. Zaś organizatorzy i pomysłodawcy wykorzystują tę sytuację na rozwój całej dyscypliny, organizując blisko 200 zawodów od Japonii po Kanadę w randze juniorskiej, niższej seniorskiej i wreszcie dla najlepszych z najlepszych w randze mistrzostw świata, czyli Freeride World Tour.
Podoba ci się? Sędziom też!
Kryteria oceny przejazdu zawodników są niezwykle czytelne nawet dla zupełnego laika. W największym skrócie można je określić tak - zjedź z trudnej góry w taki sposób, aby zrobić jak największe wrażenie.
A bardziej szczegółowo - sędziowie oceniają przejazdy według sześciu kryteriów:
- płynność przejazdu - zawodnik powinien jechać cały czas, w miarę możliwości, nie zatrzymywać się, nie rozglądać etc.;
- wybór linii - we freeride bardzo dużą wagę przykłada się do indywidualnego wyboru linii przejazdu, ważne aby była jak najciekawsza i jak najbardziej unikatowa (czyli inna niż wybiera większość zawodników);
- kontrola - zawodnik nie powinien w żadnym momencie przejazdu utracić kontroli nad nartami czy deską - sędziowie muszą mieć pewność że wszystko co robi podczas zjazdu jest zaplanowane i ma nad tym kontrolę;
- triki - głównie ewolucje w powietrzu podczas skoków;
- technika - narciarska technika jazdy, czyli wcale nie chodzi o to, by zjechać z góry "na krechę";
- styl - przejazd ma być miły dla oka, a ruchy płynne - najlepiej też w pewien sposób unikatowe, podkreślające wyjątkowość i odmienność stylu jazdy zawodnika.
Założę się, że po obejrzeniu dziesięciu przejazdów bez trudu każdy z oglądających wskaże, który z zawodników zrobił największe wrażenie i prawdopodobnie te odczucia będą się pokrywały z ocenami sędziów.
Na zawody czeka się nawet tydzień
W takim razie dlaczego taka czytelna i jednocześnie spektakularna dyscyplina nie przebiła się jeszcze do mainstreamu? Przyczyn jest kilka. Po pierwsze jest niezwykle młoda. Pierwsze zawody odbywały się od początku lat 90., bardziej w formie towarzyskich spotkań entuzjastów ekstremalnych zjazdów, a dopiero od 10 lat organizowany jest Freeride World Tour.
Drugim, chyba jeszcze ważniejszym powodem jest fakt, że freeride jak żaden inny sport zimowy totalnie uzależniony jest od warunków śniegowych i pogodowych. Zawodów nie da się przeprowadzić przy nawet średniej widoczności, przy choćby minimalnym zagrożeniu lawinowym czy zbyt dużym wietrze. Co to powoduje? Nie ma najmniejszych szans na dopasowanie kalendarza zawodów do wymogów stacji telewizyjnych. Na poszczególne zawody przewidywany jest minimum tydzień, aby dać jak największą szansę na rozegranie ich w idealnych warunkach. Przy poprzedniej edycji zawodnicy czekali przez tydzień na śnieżnej i mroźnej Alasce, aby w końcu móc wystartować.
Tegoroczny finał w Verbier również został przesunięty z pierwotnie planowanej soboty na poniedziałek. Na szczęście w dobie internetu ogólnodostępne transmisje można oglądać na żądanie, a są one realizowane tak, aby jak najłatwiej każdy mógł przewinąć i wybrać sobie przejazdy poszczególnych zawodników, czy kategorii.
Granice ryzyka
Pewnie każdy oglądający pierwszy raz takie przejazdy uzna tych sportowców za samobójców lub - w najlepszym wypadku - kompletnych wariatów. Otóż śledzę tą dyscyplinę od wielu lat i mimo, że oczywiście dość poważne wypadki się zdarzają, to na pewno kontuzje nie są częstsze niż np. w narciarstwie alpejskim. Po pierwsze - dlatego, że ci sportowcy są niezwykle wyćwiczeni i wygimnastykowani. Wpadki, które zwykłego człowieka mogłoby zabić zazwyczaj kończą się dla nich zwykłymi potłuczeniami. Po drugie - organizatorzy naprawdę wielką wagę przykładają do bezpieczeństwa i choćby wspomnianego wyboru dnia z odpowiednimi do rozegrania zawodów warunkami, a sędziowie obniżają ocenę przejazdu, jeśli uznają, że zawodnik przekroczył granicę ryzyka.
Dodatkowym powodem, dla którego ta dyscyplina ma szanse stać się bardzo popularna, jest fakt, że również amatorski freeride rozwija się w ostatnim latach niezwykle dynamicznie. Współczesny sprzęt pozwala nawet średnio zaawansowanym narciarzom cieszyć się z uroków dziewiczych zjazdów z dala od wyznaczonych tras. W stacjach takich jak Verbier - nastawionych na jazdę poza trasami - chyba już więcej ludzi jeździ na szerokich nartach (przystosowanych do jazdy poza trasą), niż na tych tradycyjnych znanych z wyratrakowanych stoków. W wypożyczalniach można zaopatrzyć się nie tylko odpowiednie narty, ale i cały potrzebny sprzęt lawinowy. Aby przygodę z tym niebezpiecznym sportem zaczynać w sposób rozważny, można wynająć przewodnika, który dostosuje trasy zjazdów do naszych umiejętności oraz panujących warunków i ewentualnych zagrożeń.
Wracając do właśnie zakończonych finałów FWT w Verbier. Odbywają się one na najtrudniejszej górze w całym kalendarzu FWT (Freeride World Tour). Bec Des Roses to niezwykle stroma ściana najeżona wystającymi skałami. Prawie nie ma możliwości zjechania z niej bez skoków, a startujący na niej zawodnicy przyznają, że największym problemem jest to, że po prostu nie leży na niej za wiele śniegu. Do tego nachylenie w wielu miejscach przekracza 45 stopni. Mimo to przejazdy, jakie wykonują, zapierają dech w piersiach. Zwycięstwo na Bec jest powodem do dumy porównywalnym ze zdobyciem tytułu mistrza świata. Te zawody dla freeride’u to jak Monaco Grand Prix dla Formuły 1 czy bieg w Kitzbuhel dla narciarzy zjazdowych. To zawody kultowe, podkreślające rangę i aspiracjE tego wciąż bardzo młodego sportu. W przeszłości zawody zwane Extreme Verbier wygrywały takie sławy narciarstwa i snowboardu jak Aurelien Ducroz, Xavier De Le Rue czy Kaj Zakrisson.
"3, 2, 1... Drop in!"
W poniedziałek 3 kwietnia na Bec Des Roses już po raz trzeci w karierze najlepszym narciarzem okazał się Szwed Reine Barkered stając się niekwestionowanym królem tej góry i najbardziej utytułowanym zawodnikiem wśród obecnie startujących. Wśród snowboardzistów zwyciężył Amerykanin Samy Luebke, pieczętując tym samym zdobycie mistrzostwa świata. W kobiecych kategoriach triumfowały Austriaczka Eva Walkner i lokalna zawodniczka Anne-Flore Merxer.
Mistrzem świata w najmocniej obsadzonej kategorii, czyli wśród narciarzy, został po raz pierwszy w karierze Francuz Leo Slemett.
Czy freeride faktycznie przebije się do mainstreamu? To okaże się w ciągu najbliższych kilku lat. Już teraz podczas mojego pobytu w Verbier czuć było klimat porównywalny z festiwalowym debiutem nowej supergwiazdy kina, nad którą już zachwycają się opiniotwórczy krytycy, a za chwilę jej podobizna zawiśnie w domu każdego nastolatka. Ta dyscyplina ma wszystkie argumenty w garści, aby taką gwiazdą się stać. Wzbudza emocje, jest niezwykle fotogeniczna, każdy z zawodników ma szanse na wygraną, a co najważniejsze: wciąż się rozwija. Stosując freeride'ową komendę startową chciałoby się powiedzieć: "3, 2, 1... Drop in!".
Filip Lenart
Przejazd Bec Des Roses w wykonaniu tegorocznego zwycięzcy Freeride World Tour: