Mistrzowie kierownicy
Odległość, którą pokonują w ciągu roku kierowcy 10 Warszawskiego Pułku Samochodowego, jest większa niż sto okrążeń Ziemi. Mimo to jeżdżą w zasadzie bezkolizyjnie.
Bez brawury
- Nie są to duże wykroczenia, zdarza się, że jadą o 10-15 kilometrów na godzinę za szybko - zapewnia dowódca i dodaje, że kierowcy dopuszczają się rocznie około dziesięciu przewinień dyscyplinarnych, ale nie wszystkie są związane z prowadzeniem pojazdów. Żeby zachować bezpieczeństwo jazdy, wszyscy żołnierze po weekendzie i po dniach wolnych od pracy, kiedy wyjeżdżają za bramę jednostki, są sprawdzani alkomatami i narkotesterami. W tygodniu takie kontrole prowadzi się wyrywkowo. Wpadek nie ma.
- Nie ryzykują jazdy na kacu. Wiedzą, że to nie przejdzie - zapewnia podpułkownik Dariusz Chodyna, szef logistyki w warszawskiej jednostce. - Jeśli po weekendzie któryś z nich czuje, że przesadził z alkoholem w czasie rodzinnej uroczystości, to sam zgłasza ten fakt przełożonemu. Wtedy trzeba mu znaleźć zastępstwo. Ale to incydentalne przypadki.
- Nie mamy problemu z naborem. Ludzie cenią służbę w tej jednostce, bo jest stabilna, w dodatku w wielkim mieście - ocenia Zakrzewski. Dla kierowców dzień pracy zaczyna się wcześnie, bo o 5.30. I może trwać maksymalnie 10 godzin. Po tak długim czasie spędzonym za kółkiem następny dzień jest wolny. Takiego przywileju nie mają ci, którzy pracują krócej, do 8 godzin. Dlatego w długie trasy wyjeżdżają dwie osoby (dotyczy to przeważnie kierowców autokarów).
- Są takie zlecenia, że kierowcy ruszają i wracają za tydzień - przyznaje dowódca. Dziennie z jednostki wyjeżdża od 150 do 200 pojazdów. Technicy pracują każdego dnia do godziny 22. Wozy muszą przejść obsługę techniczną i zostać zatankowane. Jeśli wróciły w nocy, są obsługiwane wcześnie rano, tak by jeszcze tego samego dnia mogły wyruszyć. Jeżdżą sami mężczyźni.
Pierwsza kobieta na ciężarówce
- To kropla w morzu, na pewno byśmy kobiet nie odrzucili, bo u nas mogą one służyć równie dobrze jak mężczyźni. Tyle że jakoś do nas nie przychodzą zbyt licznie - ubolewa Chodyna.
- To się teraz trochę zmieni, nie bardzo, ale zawsze. Ma do nas przyjść jedna kobieta po szkoleniu w Narodowych Siłach Rezerwowych, w dodatku na stanowisko kierowcy samochodu ciężarowego - zapowiada major Suchecki. - Wcześniej jeździła tirami i ma prawo jazdy kategorii C plus E. Jest zafascynowana wojskiem i wymarzyła sobie takie życie. To będzie dla nas wydarzenie - dodaje.
Dlaczego od razu trafią się jej największe samochody? - Jeździła dużą maszyną, więc strach teraz dać jej mniejszą - żartuje major Marcin Morgaś, szef sekcji personalnej, i dodaje: - To byłoby marnotrawstwo, nie można komuś o takich kwalifikacjach dać małego samochodu.
W jednostce na trenażerach przechodzą je obowiązkowo wszyscy kierowcy. Inne szkolenia, na przykład z jazdy w kolumnie, są prowadzone przez zewnętrznych, prywatnych instruktorów. Autoryzowane firmy serwisują też pojazdy, gdy są na gwarancji. Już po jej wygaśnięciu to także one reperują samochody po wypadkach. Przeglądy bieżące i naprawy pogwarancyjne załatwiane są w jednostce. To nie lada wyzwanie, bo wozów nie dość, że jest dużo, to jeszcze dochodzi do tego cała paleta ich marek i typów. Tylko w zeszłym roku pułk przeprowadził 250 obsług okresowych, 840 napraw bieżących i ponad 300 obsług rocznych pojazdów.
- Z roku na rok jest trudniej, bo samochody są coraz starsze. Częstotliwość tych napraw wzrasta, ale robimy wszystko, żeby utrzymać je w dobrym stanie - podkreśla szef logistyki. Auta, których nie opłaca się już eksploatować, zdawane są do Agencji Mienia Wojskowego i przez nią sprzedawane na wolnym rynku. W 2010 roku jednostka oddała osiem pojazdów. Podobnie będzie w tym roku.
Ten wart 5 milionów złotych zakup wzbudził kontrowersje, tym bardziej że w chwili nabywania samochodów nie było do końca jasne, kto będzie nimi jeździł. Pojazdy mają być wykorzystywane podczas obsługi wizyt zagranicznych polityków w naszym kraju. Sęk w tym, że ma za to odpowiadać Biuro Ochrony Rządu, a nie wojsko. A BOR też kupiło na rzecz prezydencji 27 samochodów marki Audi za 7,5 miliona. Zakup Land Roverów został więc oceniony jako zbędny i nieprzystający do polityki oszczędności prowadzonej w armii.
Negatywne opinie na ten temat wyrazili też inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli, o czym pisaliśmy w relacji z posiedzenia sejmowej Komisji Obrony Narodowej w numerze 28. "Polski Zbrojnej".
Krzysztof Kowalczyk
Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.