Nówka sztuka w "tedeiku", czyli romans z Golfem

Golf VII - na ten model długo czekali fani najpopularniejszego hatchbacka ze stajni Volkswagena. Niespodziewanie doczekałem się go również i ja. Przez cztery dni miałem okazję testować "wypasioną" wersję z silnikiem 2.0 TDI. Romans z Golfem był przyjemną przygodą, ale samochód nie zdobył szturmem mojego serca.

Nowy VW Golf podczas górskiej wycieczki. W tle słowackie szczyty
Nowy VW Golf podczas górskiej wycieczki. W tle słowackie szczytyINTERIA.PL

Testy nowego Golfa rozpocząłem w czwartek, a zakończyłem w poniedziałek. Nieco ponad cztery dni wystarczyły, by sprawdzić ten samochód bardziej niż "pobieżnie". Nie była to zatem randka, a krótki, kilkusetkilometrowy romans z "nówką sztuką", w dodatku z ukochanym przez Polaków "tedeikiem" pod maską.

Do dyspozycji otrzymałem jedną z najdroższych oferowanych obecnie wersji - model Highline ze 150-konnym, dwulitrowym silnikiem TDI, wyposażonym dodatkowo w 17-calowe alufelgi z oponami w rozmiarze 225/45. Kiedyś na takich "laczkach" poruszały się limuzyny, dziś spokojnie można wyposażyć w siedemnastki auto klasy średniej. Wszystkich dodatków z listy wyposażenia nie ma tu sensu wymieniać. Posługując się językiem handlarzy samochodowych streszczę go w dwóch słowach "full opcja".

Czwartek: Gdzie jest ręczny?
 Samochód na parkingu nie wygląda zbyt spektakularnie, choć to akurat nie zarzut. Jest stonowany, ale zgrabny i dość dostojny jak na auto klasy średniej. Choć może to zasługa całej gamy dodatków?
Jako, że nie jestem dziennikarzem motoryzacyjnym, pierwszy kontakt z Golfem nieco mnie zaskoczył. Dość szybko nauczyłem się, że wielki okrągły znaczek VW na klapie bagażnika służy do przytrzaskiwania palców. Aha - przy okazji jest też klamką.

Następne zaskoczenie dopadło mnie wewnątrz auta, gdzie nie zastałem hamulca ręcznego. "Dziwne - w szóstej generacji jeszcze był" - pomyślałem. Tu w jego miejscu zastałem plastikową łopatkę. Naciskam, podciągam. I nic! Na szczęście z pomocą przyszedł mi asystent na wyświetlaczu, który podpowiedział, żeby jednocześnie wcisnąć hamulec nożny. Wcisnąłem, zwolniłem ręczny i pojechałem na pierwszą przejażdżkę.

Za dużo wszystkiego, nie obejmę tego...

Przydała za to się strefowa klimatyzacja, którą szybko ustawiłem według własnych preferencji. Aha - czy mówiłem już, że miło zaskoczyła mnie kierownica? Przypomina nieco wolant, jest gruba i nieco spłaszczona na dole i bardzo dobrze leży w dłoniach. Jedyny minus to "tekturowa" w dotyku ekoskóra, którą jest obszyta.

W piątek wziąłem się za ogarnięcie "panelu sterowania", czyli głównego menu. Odkryłem, że pod gustownie wykonaną klapką znajduje się schowek i gniazdo na zewnętrzne źródło muzyki (zarówno Aux, jak i USB). Bardzo przyjemna niespodzianka. Studiowanie menu to dobre kilkanaście minut zabawy. Dowiemy się z niego m.in. jak wyregulować jasność oświetlenia na nogi, przyciemnić ledowe listwy w panelach drzwi, czy powyłączać różne denerwujące nas opcje i systemy.

Moja podróż nie zakończyła się jak planowałem w okolicach Zawoi. Wydłużyłem nieco trasę, zdecydowałem się na małą samowolkę i zabrałem Golfa aż za południową granicę. Czemu samowolkę? Bo miałem nie opuszczać samochodem terytorium Rzeczpospolitej Polskiej, ale wizja wyprażanego sera z hranolkami na obiad kusiła zbyt mocno. Nawet mimo tego, że zamówiony do posiłku "Zlaty Bażant" miał na etykiecie wielki dopisek "Nealko".  

Dwie skazy na ideale

Ksenonowe oświetlenie w Golfie trochę mnie rozczarowało
Ksenonowe oświetlenie w Golfie trochę mnie rozczarowałoFilip PetlicINTERIA.PL

Chyba zabrakło chemii...

RAF

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas