Wypalacz. Trudny zawód na wymarciu

Choć nie jest to łatwe zajęcie i o oparzenie nietrudno, Józef Zieliński, który jako jeden z niewielu w Polsce zajmuje się wypalaniem drewna na węgiel, lubi swoją pracę w Bieszczadach. "Jak przerzucę 10 ton drewna, to czuję, że żyję" - mówi Zieliński.

Wypalanie drewna dla wielu mieszkańców Bieszczad to jedyny sposób zarabiania pieniędzy
Wypalanie drewna dla wielu mieszkańców Bieszczad to jedyny sposób zarabiania pieniędzySławek ZagórskiINTERIA.PL

Józef Zieliński jest wypalaczem na wypale w Łopience. 63-latek zajmuje się czterema beczkami na węgiel, a przy wypale pomaga mu szef, który dowozi mu drewno z pobliskiego zrębu. Wypalaniem drewna zajmuję się w sumie kilkadziesiąt lat.

- Zacząłem w 1967 roku i tak do '78/79. W międzyczasie pracowałem jako drwal czy leśnik i w '97 roku zacząłem wypał retortowy - opowiada.

Wypalenie drewna służy otrzymaniu węgla drzewnego. Drewno wypala się do pewnego momentu, zanim się spopieli.

- Koniec dymienia, koniec palenia. Dwa dni się pali, dwa dni stygnie - instruuje wypalacz. Po wypaleniu węgiel pakuje się do worków, by trafił do sklepu, a wreszcie do klienta.

- Węgiel się sprzedaje, bo nastała moda na grillowanie kiełbasek - zauważa.

Po tylu latach w zawodzie Zieliński ocenia, że jest to bardzo ciężka praca.

- Mnie wciągnęła - jak przerzucę 10 ton drewna, wypiję kilka browarów, to wiem, że żyję. A jak nic nie robię, to ciało "gnije", wszystko mnie boli, a tak mam siłownię na wypale (śmiech). Też trochę z turystą pogadam i nie wiem, kiedy mi dzień ucieka - mówi wypalacz.

Zieliński przyznaje, że nie jest to praca dla każdego i brakuje chętnych do podjęcia się jej, w związku z czym zawód wypalacza jest zawodem na wymarciu. Pan Józef jest jednym z ostatnich imających się tego fachu.

- Problem jest też taki, że zaostrzyli przepisy unijne, że niby jest to szkodliwe dla środowiska i mają wprowadzić inny system wypalania węgla drzewnego. Też tego surowca w lesie już nie ma tyle, co kiedyś. No i nie ma z tego konkretnych zarobków - z turystami żartuję, że trzeba mieć dobrą emeryturę, dopiero później można traktować to jako hobby - mówi.

Jak przyznaje Zieliński, przy wypale drewna wszystko może się zdarzyć, więc podczas pracy nie raz sparzył się - w dosłownym tego słowa znaczeniu.

- Mam do czynienia z bardzo wysoką temperaturą, nieraz żar - który dochodzi do temperatury 800 st. C - nasypał mi się do buta, palce też poparzyłem - kwituje.

Co ciekawe, pan Józef jest nie tylko lokalna "gwiazdą" w swoim fachu, ale i jednym z bohaterów trzeciej już serii programu "Przystanek Bieszczady" - premiera 8 marca na Discovery Channel.

Paulina Persa

PAP life
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas