Zawód "typowo dla kobiet"? To mit! Jak wygląda praca stewarda?

Leonardo DiCaprio jako pilot i osiem uśmiechniętych dziewczyn w uniformach wokół niego – taki obrazek mógł zapaść nam w pamięć z filmu „Złap mnie, jeśli potrafisz”. Te czasy już dawno odeszły do lamusa. Teraz kobiety spotkamy i wśród personelu pokładowego, i za sterami samolotu. Podobnie jak mężczyzn. Zawód stewardessy już dawno nie jest zarezerwowany wyłącznie dla płci żeńskiej. O tym rozmawiamy ze stewardem Damianem Izdebskim.

Artykuł z ekspozycją partnera

- O lataniu marzyłem od dziecka. Patrzyłem w niebo, wypatrując samolotów, jeździłem na pobliskie lotnisko, gdzie podziwiałem starty i lądowania. Również naturalną rzeczą był dla mnie wybór studiów związanych z lotnictwem. To właśnie jako student 10 lat temu rozpocząłem swoją przygodę z liniami lotniczymi. Na początku nie był to LOT Cabin Crew, a jedna z polskich linii czarterowych - mówi Damian Izdebski, steward.

Latanie w przestworzach to marzenie niemal każdego dziecka. Nie każdemu jednak udaje się je zrealizować, choć wbrew pozorom wcale nie jest to takie trudne. Wymagania dotyczące pracy w tym zawodzie przez lata uległy znacznym zmianom. Przede wszystkim żadnego znaczenia nie ma już płeć.

Reklama

- W naszym gronie, mężczyzna w załodze pokładowej nie jest niczym wyjątkowym. Pasażerowie moim zdaniem również tak to odbierają, choć kilka razy usłyszałem pytanie "to w Locie nie ma już kobiet?" - śmieje się Izdebski.

Tymczasem jak się okazuje, tworzenie mieszanych zespołów przynosi same korzyści:

- Musimy pamiętać, że to ciężka fizyczna praca, więc staramy się pomagać koleżankom, choćby przy zamykaniu półek bagażowych czy wyciąganiu z bufetów ciężkich wózków cateringowych. Po drugie często mamy różne spojrzenia na świat, co pomaga w rozwiązywaniu problemów na pokładzie. Dziesięć lat temu gdy rozpoczynałem swoją pracę jako steward, poznałem na szkoleniu swoją przyszłą żonę, która również była stewardessą. To pokazuje, że mieszane składy załóg mają pozytywny wpływ również w aspekcie prywatnym.

Zatem stereotyp dotyczący rekrutacji wyłącznie kobiet do załogi pokładowej jest już zdecydowanie przestarzały. Aplikować może każdy, wystarczy osiągnąć wiek pełnoletni i zdać maturę. Górny limit wiekowy? Nie istnieje. Warto więc spróbować swoich sił w trwającej właśnie rekrutacji na personel pokładowy do LOT Cabin Crew.

Przyjrzyjmy się zatem pozostałym stereotypom. Te najpopularniejsze dotyczą wyglądu, przede wszystkim wytatuowanego ciała. W dzisiejszych czasach jest to powszechna praktyka, trudno zatem wyobrazić sobie, że linie lotnicze miałyby dyskwalifikować kandydatów, którzy tatuaże mają. Czy w tym micie jest ziarno prawdy? Co z pozostałymi wytycznymi dotyczącymi wyglądu? Rozwiejmy wątpliwości: 

- Lata u nas wiele osób z tatuażami, choć te muszą być w niewidocznych miejscach. Aparaty ortodontyczne również są dozwolone. Co do atrakcyjnego wyglądu, wystarczy być zdrowym i dbającym o siebie człowiekiem - wyjaśnia Izdebski.

Jakie wymagania stawiane są zatem przed kandydatami? Okazuje się, że nie są wygórowane.

- Taka osoba musi płynnie komunikować się w języku polskim i angielskim, oczywiście inne języki będą dodatkowym atutem. Musi również umieć pływać oraz być dyspozycyjna - latamy również w nocy, w weekendy i święta. Wymagana jest również wysoka kultura osobista oraz komunikatywność. Komunikacja pełni chyba najistotniejszą rolę w naszej pracy, musimy porozumieć się z pasażerami różnych narodowości i pamiętać, że każdy z nich ma jakiś powód, żeby znaleźć się w samolocie.

Osoba zatrudniona w personelu pokładowym musi umieć pracować w zespole i dostosować się do aktualnie panujących warunków. Składy załóg rzadko kiedy są takie same, więc łatwość w nawiązywaniu kontaktów jest bardzo ważną cechą - wyjaśnia Izdebski.  

W zamian za spełnienie tych wymagań załogę czeka wspaniała przygoda. To wymarzona praca dla tych, którzy nie lubią się nudzić. Za to kochają podróżować.

- Każdy dzień i każdy lot jest inny. Mimo wielu lat na pokładzie chyba nie zdarzyło się jeszcze, żebym poleciał dwa razy w to samo miejsce, tym samym samolotem, z tą samą załogą i tymi samymi pasażerami. Najbardziej zaskoczyło mnie to, jak w wielu różnych miejscach na świecie mogę być w bardzo krótkim czasie - jednego dnia w Nowym Jorku, za tydzień w Tokio, a w międzyczasie nocować w Zielonej Górze.

Na lotach długodystansowych zawsze jest od kilkunastu godzin do kilku dni przerwy przed powrotem do domu, więc jest czas na zwiedzanie. Jednym z moich ulubionych wspomnień jest 50-kilometrowa wycieczka rowerowa wzdłuż wybrzeża Pacyfiku. Są też loty krótkodystansowe, gdzie pobytów jest mniej i zazwyczaj są krótsze, ale dają nam możliwość chociażby spaceru nad Bałtykiem czy zwiedzenia europejskich miast. Często jednak wracamy do Warszawy i cieszymy się, że noc spędzimy we własnym łóżku.

Artykuł z ekspozycją partnera

.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama