Kazachstan: Tu nic nie jest takie, jakim ci się wydaje...

Stacja metra w Ałmatach, dwaj Kazachowie witają się na tle byłego prezydenta, Nursułtana Nazarbajewa /Nikon Z50 /INTERIA.PL
Reklama

W poszukiwaniu zimy wybrałem się Kazachstanu. Dziewiątego największego kraju na świecie, do którego jednak wciąż przybywa bardzo niewielu Polaków. Kilka dni spędzonych w środkowej Azji wystarczyło, bym skonfrontował z rzeczywistością najczęściej powtarzane stereotypy o tym narodzie i zgromadził garść przydatnych informacji dla tych, których ciekawi jedna z byłych republik ZSRR.

Dużym plusem pracy dziennikarza są częste podróże. Najlepiej, gdy trafiają się zimą, a destynacją są szeroko pojęte "ciepłe kraje". Dlatego, gdy na moją skrzynkę mailową wpłynęło zaproszenie na wspólną eskapadę fotograficzną i testowanie bezlusterkowca - Nikona Z50, pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, było odpalenie aplikacji pogodowej.

Kraj - Kazachstan. Miasto - Astana. Temperatura? Minus 22. Świetnie. Opalić się nie opalę, ale przynajmniej jakaś odmiana od polskiej zimy. Albo tego, co próbuje obecnie zimę przypominać.

Od początku wiadomo było, że spakowane naprędce kąpielówki i klapki tym razem przydadzą się co najwyżej w hotelowej saunie. "Masyw Tienszan położony 3000 metrów n.p.m.", zlodowaciała rzeka Iszym, czy wiecznie zamarznięte, przewiane lodowatym wiatrem stepy, zawarte w planie podróży dawały mocno do myślenia. W panice rzuciłem się do uzupełniania zapasów ciepłej odzieży. Kazachstan to nie przelewki! Na taką podróż trzeba się przygotować.

Dwie pary ciepłych rękawic, dwie kurtki, ciepłe czapki, ocieplacz na szyję, buty do wypraw górskich, bielizna termiczna - lista rzeczy do zabrania nie należała tym razem do skromnych. Po ograbieniu lokalnego sklepu z odzieżą outdoorową byłem tak opatulony w technologie ogrzewająco-izolujące, że wyglądałem jak kierownik zimowej reprezentacji na igrzyska olimpijskie. Mało tego - gdy w jednym z hoteli natknąłem się na grupkę Polaków, wzięli mnie za jednego ze swoich.

Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

- Za kwadrans odjeżdżamy. Autokar nie będzie czekał, bądź punktualnie w recepcji.

- Sorry, ja z innej ekipy. A skąd wiesz, że też jestem z Polski?

- A co tam masz za znaczek na kurtce?

- No tak, wszystko jasne...

Reklama


Jak dostać się do Kazachstanu?

Pierwszy mój dzień w Kazachstanie to lądowanie w Nur-Sułtan, czyli mieście Astana, nazwanego tak całkiem niedawno na cześć Nur-Sułtana Nazarbajewa, wieloletniego prezydenta kraju i twórcy jego obecnej potęgi. Lotnisko w stolicy nosi oczywiście również jego imię. Co istotne, docierają tu bezpośrednio samoloty PLL LOT, startujące z Okęcia. Lot trwa pięć godzin, a po jego zakończeniu przestawiamy zegarki także o pięć godzin do przodu.

Lądowanie o ósmej rano odbywało się w całkowitych ciemnościach i ogromnej zawiei śnieżnej. Nur-Sułtan położony jest bowiem na wietrznym stepie. Tutaj zima to nie tylko śnieg i mrozy, ale także, a może i przede wszystkim, nieustający wiatr, który nie ustaje w nanoszeniu coraz to nowych warstw śniegu.

Formalności wizowe dla Polaków są ograniczone praktycznie do zera. Do Kazachstanu wjeżdżamy okazując ważny co najmniej przez pół roku paszport. Pracownicy lotniska są mili i pomocni, jak zresztą wszyscy Kazachowie. Gościnność to jedna z ich dewiz, a każdy przybysz od starożytnych czasów jest tu traktowany jako "posłaniec niebios". Należy mu się schronienie i posiłek.

Czy naprawdę jest tutaj tak zimno?

I tak i nie, gdyż klimat Kazachstanu jest naprawdę zwariowany. Roczna amplituda temperatur należy do największych na świecie. Latem upały przekraczające 40 stopni Celsjusza nikogo nie dziwią, natomiast zimą, napływające z Syberii masy zimnego powietrza sprawiają, że na termometrach można obserwować nawet -40 stopni!

Podczas mojego pobytu w Kazachstanie odwiedziłem zarówno północ (Nur-Sułtan), jak i południe (Ałmaty). Północ jest wyraźnie chłodniejsza, bardziej sucha i mróz rzeczywiście daje się we znaki. Na południu pogoda przypominała tę w Polsce. Około zera stopni, większa wilgotność i odczuwalne zanieczyszczenie powietrza, gdyż była stolica kraju zmaga się z dużym problemem smogu.

Kazachstan - kraj Islamu?

Suche dane statystyczne nie pozostawiają złudzeń: Kazachstan to kraj muzułmański. Islam wyznaje tu ponad 70 procent populacji. W epoce strachu przed tą religią, może to budzić pewne obawy przed podróżą, ale tak naprawdę, nie ma się czego obawiać. I to z kilku powodów.

Po pierwsze - jest tutaj spory odsetek Chrześcijan, z którymi miejscowi Muzułmanie od lat żyją w zgodzie.

Po drugie - Kazachowie sami uznają swój kraj za multikulturowy i wielowyznaniowy, toteż wszelka odmienność jest dla nich czymś powszechnym. Panuje tu całkowita wolność wyznaniowa.

Po trzecie - Islam w wydaniu Kazachów określany jest mianem "relaxed", co przetłumaczyć można jako zupełnie nieortodoksyjny. Na pewno nie skrajny w żadnych wypadkach. Jest to łagodna odmiana, która w żaden sposób nie przytłacza przybysza z Europy.  Burki? Hidżaby? Zapomnij...

Po czwarte - jako, że przez ponad sto lat był częścią Rosji i Związku Radzieckiego, kulturowo wciąż blisko mu do naszego kręgu kulturowego. Kazachscy Muzułmanie wcale nie obrażą się, gdy zaproponujesz im setkę czystej. No i dogadasz się z nimi po rosyjsku, nawet jeśli radzisz sobie z nim w stopniu podstawowym. Są otwarci, przystępni i naprawdę towarzyscy. Można odnieść wrażenie, że lubią Polaków. Zresztą, "naszych" nadal jest tu całkiem sporo - to pokłosie przesiedleń i deportacji stalinowskich. Szacuje się, że ludność polskiego pochodzenia to dziś około stutysięczna grupa.

Bogactwo - część główna

Czy Kazachstan to bogaty kraj? Panujący w świecie stereotyp na temat tego kraju, każde nam sądzić, że nie. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie - Kazachstan jest wschodzącą potęgą i nie ma nic wspólnego z przedstawionym w krzywym zwierciadle komediowym światem znanym z komedii... wiecie jakiej. Główne zasoby kraju to ropa naftowa, gaz, węgiel i uran. Ale nie tylko. Sami Kazachowie zwykli mawiać - "Kojarzysz tablicę Mendelejewa? To u nas znajdziesz wszystko, co się na niej mieści".

Gwałtowny wzrost ekonomiczny kraju nastąpił w 1991, gdy Kazachstan jako ostatnia z republik ZSRR ogłosił niepodległość, a stery w kraju przejął Nursułtan Nazarbajew, który ze stanowiska prezydenta ustąpił dopiero po... 28 latach. Niektórzy twierdzą, że jego wyniki w wyborach (nawet 98.8 procent poparcia!) nie zawsze były prawdopodobne, że opozycja w kraju miała za mało do powiedzenia, że średnie zarobki w kraju są zbyt niskie w stosunku do potencjału państwa, ale trudno mu odmówić jednego: za jego rządów, w ciągu niespełna trzech dekad Kazachstan dokonał postępu, jakiego innym nie udaje się dokonać w ciągu milenium.

Ten rozwój widać gołym okiem. Astana, która była kiedyś małą mieściną na stepie, dziś jest imponującą stolicą, usłaną nowymi osiedlami, biurowcami, halami, stadionami, muzeami. Można by rzec, że na naszych oczach, na piaszczystym, nieurodzajnym stepie powstaje Dubaj Azji Centralnej. A że czasem posypie tu i powieje? Cóż, taki mają klimat.

***Zobacz także***

Miejsca godne polecenia

W Kazachstanie spędziłem zaledwie kilka dni. Ale wystarczyły one, by odwiedzić byłą i obecną stolicę: Ałmaty i Nur-Sułtan, a także zahaczyć o kilka pomniejszych atrakcji.

Na pierwszy ogień - Ałmaty. Miasto położone u stóp łańcucha górskiego Tienszan, na wysokości 800-1100 metrów n.p.m. Populacja to prawie dwa miliony, choć jeszcze w 1929 roku mieszkało tu zaledwie 45 tysięcy osób. Symbolem miasta jest jabłko, a ciekawostką fakt, że na jego terenie znajdziemy ponad dwa miliony drzew. To część polityki miasta, mającej na celu poprawę jakości powietrza. Niekorzystne położenie sprawia bowiem, że smog jest tu realnym problemem, z którym Ałmaty borykają się od wielu lat.

Ałmaty to miasto ciekawe, choć będąc tu, nie odnosimy wrażenia, że żyje tu aż tyle ludzi. Po centrum dobrze poruszać się metrem. Poza godzinami szczytu wygodnie jest też poruszać się samochodem. To istotne, bo miasto ma powierzchnię dwa razy większą od Krakowa, więc zwiedzając je, często pokonujemy spore dystanse. Na pewno nie będziemy się tutaj nudzić. Mknąc ulicami, można odnieść wrażenie, że co krok mijamy jakiś bar, restaurację, czy knajpkę.

A przyznać trzeba, że karmią tu bardzo dobrze. Moje kulinarne wspomnienia z Ałmatów to sheereen - pieczony bakłażan, baursaks - kulki chlebowe, pstrąg z ziemniakami, czy chuk chuck - tradycyjne ciasto z miodem. Aperitif? Nie było z tym żadnego problemu. Czy ja wspominałem, że Kazachstan to naprawdę fajny kraj do życia?

Shymbulak - raj narciarzy

Korzystając z zimowej wizyty w Ałmatach, wręcz obowiązkowa jest wizyta w górach. Są o przysłowiowy rzut beretem od centrum miasta, a najlepiej uświadomił mi to pierwszy poranek, gdy po rozsunięciu kotar ujrzałem ośnieżone szczyty czające się za blokami. Wrażenie wprost niesamowite. To tak, jakby ktoś Warszawę przeniósł na Podhale, a Tatry zastąpił Alpami.

Czas dojazdu z centrum miasta do parkingu pod stacją narciarską Shymbulak to niecałe pół godziny. Po drodze również się nie nudzimy - możemy obserwować m.in. otoczone wysokimi murami dzielnice najbogatszych mieszkańców Ałmatów, a bliżej gór - potężne stalowe umocnienia. To zasieki, mające powstrzymywać skały i drzewa, niesione przez lawiny błotne. W przeszłości zdarzało się bowiem, że po trzęsieniach ziemi, wysoko położone polodowcowe jeziora spływały w dół, niszcząc wszystko co napotkały na drodze. Po przedsięwzięciu środków zapobiegawczych, zniszczeń w dużym stopniu udało się uniknąć. Zapory uratowały Ałmaty dwukrotnie: w latach 60. i 80. ubiegłego wieku.


Sam Shymbulak to fantastyczne miejsce. Największy kurort narciarski w środkowej Azji przyciąga mnogością tras, łagodnym klimatem i dużą ilością słonecznych dni. Widać, że zainwestowano tu olbrzymie pieniądze. Infrastruktura jest praktycznie nowa. Polecam gorąco skorzystać z możliwości wyjazdu kolejką na końcową stację, przepiękny masyw Tienszan. Stąd, z poziomu 3000 metrów n.p.m. możemy podziwiać zarówno łańcuch górski, jak i położone kilkanaście kilometrów dalej miasto. O ile aktualnie nie zasłania go chmura ze smogu. Każdemu miłośnikowi gór, czy też sportów zimowych, to miejsce zapadnie na długo w pamięci.

Podróżując gondolą nie sposób nie zwrócić uwagi na Medeo - najwyżej położone lodowisko na świecie. Znajduje się na wysokości 1700 metrów n.p.m. i jest areną, na której pobito wiele rekordów w łyżwiarstwie szybkim. Jest to zasługa krystalicznie czystej wody górskiej rzeki Malaya Almatinka, użytej do wytworzenia tafli oraz sprzyjającego sportowi klimatu (niskie ciśnienie, słaby wiatr). Mówi się, że to właśnie to miejsce kryje się za tajemnicą ogromnych sukcesów panczenistów ZSRR.

Stolica mrozu

Z byłej stolicy przenosimy się do obecnej. Astana, vel Nur-Sułtan zimą nie należy do najprzystępniejszych turystycznie miejsc. Ze wszystkich stołecznych miast świata, zimniej jest tylko w Ułan Bator. Narzekasz na przymrozki w listopadzie? Tutaj przymrozki oznaczają -35 stopni Celsjusza. Czasem trudno nawet chodzić po ulicach, bo wiatr z bezkresnych stepów paraliżuje ruchy. W przeciwieństwie do Ałmatów, nie możemy się schronić w cieplutkich tunelach metra, bo na piaszczystej glebie po prostu nie da się go tutaj wybudować.

Mimo tych wszystkich ograniczeń, Astana nie ustaje w prężnym rozwoju. W ciągu ostatnich 20 lat osiedlił się tutaj milion nowych mieszkańców. Wielu z nich dostało propozycję nie do odrzucenia, gdyż ich miejsca pracy po prostu przenoszono na północ kraju.

Dziś Astana to malutka część starego miasta i olbrzymie połacie nowej, potężnej stolicy Kazachstanu. Do jej budowy zatrudniano i nadal zatrudnia się najlepszych architektów i inżynierów z całego świata. Co prawda o stylistyce mówi się dość ostrożnie, że jest... eklektyczna, ale przepych, rozmach i tempo, w jakim rozrasta się ta metropolia robią wrażenie.


Nie jest tu tak przytulnie i swojsko, jak w Ałmatach, ale to typowe dla miejsc, które powstały stosunkowo niedawno. Stadion? Nowy. Kolarski welodrom? Nowy. Muzeum? Nowe. Teatr? Nowy. Meczet? Wiadomo - nowiusieńki. Ten ostatni, Nur-Astana, mogący pomieścić 5000 wiernych, jest zresztą jedną z największych świątyń muzułmańskich w tej części Azji. Co ciekawe, nie wybudowano go za lokalne petrodolary. Fundatorem jest emir Kataru, Hamad bin Khalifa. Koszty budowy trzymane są w tajemnicy, wiadomo jedynie, że nie oszczędzano na niczym. Prace trwały w systemie trzyzmianowym - 24 godziny na dobę.

Wspomniałem o "zrelaksowanym" Islamie - i ten meczet jest jego najlepszym przykładem. Jako "niewierny" po zdjęciu obuwia mogłem za darmo zwiedzić jego wnętrza i zobaczyć, jak miejscowi wypoczywają na miękkich dywanach wyścielających jego podłogi, w oczekiwaniu na modlitwę.

Dogonić XXI wiek

Ale Astana to nie tylko stadiony i meczety. To także kilka miejsc całkowicie odczepionych od rzeczywistości. Gigantycznych, spektakularnych, jakby ktoś budując je chciał przekazać prosty komunikat: My tu w Kazachstanie bawimy się, jak chcemy i za ile chcemy. Z budowli wartych odwiedzenia warto wymienić chociażby pałac prezydencki Ak Orda, wieżę widokową Bajterek, gigantyczne centrum handlowe Chan Szatyr - przypominające kształtem wielką jurtę (tradycyjny namiot koczowniczych plemion), czy też pałac Pokoju i Pojednania, który z kolei przybiera kształ piramidy.

Oddzielna historia to teren targów Expo, które odbywały się w Astanie w 2017 roku. Miałem okazję zajrzeć tam tuż przed wylotem do Polski i w dość szybkim tempie zwiedzić pawilon "Nur Alem". To szklany, kulisty budynek, który skrywa w sobie jedno, wielkie multimedialne show. Tematem przewodnim Expo była energia przyszłości i właśnie w tym duchu utrzymane są instalacje, które dziś zobaczyć mogą zwiedzający. Powiedzieć o tym, co czeka nas wewnątrz "science-fiction" to nie powiedzieć nic. Wewnątrz pawilonu czujemy się, jak w futurystycznym filmie pokazującym, jaki będzie XXI wiek. Jako przedstawiciel pokolenia millenialsów zawsze czułem gdzieś tam z tyłu głowy, że kiedyś będzie mi dane dogonić przyszłość. Nie sądziłem jednak, że stanie się to w Kazachstanie...

Moc wrażeń, sporo obalonych stereotypów, nowe znajomości, gigabajty zdjęć na karcie mojego Nikona i olbrzymi niedosyt. To pozostało mi po pięciu dniach spędzonych w dziewiątym największym kraju świata. To i rozbudzona ciekawość. Miejscowi mówią, że warto tu wrócić wiosną, gdy północne stepy pokrywają się kwiatami, a w rezerwacie przyrody Korgałżyn zjawiają się flamingi. Nie wiedzieliście tego, prawda? A takich rzeczy jest tu jeszcze do odkrycia całe mnóstwo. Dotychczas nietknięty koronawirusem (stan na 13 marca 2020) Kazachstan trafia na moją wakacyjną listę - zamierzam go odwiedzić, zanim Kazachowie odrobią pilnie kolejną lekcję - tym razem z turystyki. Bo przecież zawsze lepiej jest przemierzać szlaki jeszcze nie do końca przetarte...

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama