Człowiek w roli zwierzyny łownej. Co by było, gdyby przeżyły

Czy potrafisz wyobrazić sobie świat, w którym ludzie żyją razem z wielkimi prehistorycznymi gadami? We współpracy z paleontologami, biologami i geologami przeprowadziliśmy najbardziej emocjonujący eksperyment myślowyod czasu Parku jurajskiego.

Ląd! Ląd na horyzoncie! Na pokładzie statku Santa Maria zapanowało gorączkowe poruszenie. Po ponad dwóch miesiącach spędzonych na pełnym morzu załoga dojrzała na zachodzie wyspę - zgodnie z przewidywaniami kapitana, Krzysztofa Kolumba. Jest 12 października 1492 roku.Ten dzień będzie punktem zwrotnym w historii świata, ponieważ kolonizacja Ameryki na zawsze zmieni jego oblicze. A przecież jedno jedyne zdarzenie sprzed 66 milionów lat mogło sprawić, że wszystko potoczyłoby się inaczej. 

Wtedy to kometa o dziesięciokilometrowej średnicy uderzyła w Ziemię na terenie dzisiejszego Meksyku. Ciało niebieskie z apokaliptyczną siłą ponad miliarda bomb atomowych z Hiroszimy wywołało gwałtowne zmiany klimatyczne, których następstwem było masowe wymieranie dinozaurów. Ta kosmiczna katastrofa otworzyła dla ssaków szereg nisz do tej pory zajętych przez gady i w konsekwencji umożliwiła pojawienie się człowieka. 

Reklama

Ale co by się stało, gdyby kometa uderzyła gdzie indziej lub z mniejszą siłą? Być może odkrycie Ameryki wyglądałoby wówczas inaczej... Kolumb i jego ludzie docierają na ląd w łodziach spuszczonych ze statku. Po raz pierwszy stawiają stopę na jednej z wysp kontynentu amerykańskiego. Kapitan pada na kolana, przesypuje między palcami garść białego piasku i oddycha z ulgą. Udało się! Już składa usta do modlitwy,gdy nagle ziemia zaczyna się trząść. 

Najpierw delikatnie. Potem z dżungli dobiega głuchy odgłos. Żołnierze mocniej zaciskają dłonie na kolbach arkebuzów. Ziemia znowu drży, aż ziarnka piasku zaczynają podskakiwać. Po chwili drżenie zmienia się w trzęsienie, a hałas staje się coraz głośniejszy. Coś się zbliża, najwyraźniej idąc prosto na nich - i to bardzo szybko. Drzewa przed odkrywcami zaczynają się chwiać. Z lasu z głośnym skrzekiem wynurza się sześciometrowy kolos: spod kolorowych piór przebija zielonobrązowa skóra. Marynarze stoją jak sparaliżowani, szeroko otwartymi oczyma wpatrują się w zbliżającego się potwora. Zwierzę, nazwane później Tyrannosaurus rex, nie waha się ani chwili: jednym kłapnięciem szczęk odrywa tułów Kolumba od reszty ciała...

Narodziny nowego świata

Jak musiałaby przebiegać historia naszej planety, żeby powyższy scenariusz był możliwy? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, gdyż światy ludzi i dinozaurów różnią się w sposób zasadniczy. Gdyby one nie wymarły, człowiek zapewne nigdy by się nie narodził, ponieważ mięsożerne giganty nie dałyby ssakom szans na spokojny rozwój, pozostawiając je na zawsze w roli ofiar. 

By stworzyć model, w którym ludzie żyliby na ziemi zamieszkanej przez dinozaury, zwróciliśmy się o wsparcie do naukowców. Doktor Ulrich Kotthoff z Uniwersytetuw Hamburgu kieruje Muzeum Geologiczno-Paleontologicznym. Według niego byłoby to możliwe, gdyby 66 mln lat temu kometa uderzyła gdzie indziej i wytępiła dinozaury tylko miejscowo. 

- By stworzyć idealne warunki dla takiego scenariusza, kometa musiałaby spaść w Afryce - twierdzi Kotthoff. - Tym samym Czarny Ląd pozostałby kolebką ludzkości, a wszędzie indziej nadal żyłyby dinozaury. 

W późnej kredzie nie było połączeń lądowych między kontynentami, gdyż poziom morza był wyższy od dzisiejszego o 150 m, więc ssaki mogłyby bez przeszkód ewoluować. Dałyby początek istocie rozumnej (która jednak wcale nie musiałaby być identyczna z Homo sapiens). 

Na ile to prawdopodobne? Dopiero na początku tego roku badacze odkryli, że kometa uderzyła w najgorsze z możliwych miejsc na planecie, ponieważ jej trafienie w bogate w ropę skały osadowe wyrzuciło do atmosfery ogromne ilości drobin węgla oraz sadzy. A to spowodowało dwuletnie zaciemnienie, które praktycznie wstrzymało fotosyntezę na lądach i w oceanach. Gdyby spadła choć kawałek dalej - dinozaury może by całkiem nie wymarły...

Przeżyć za wszelką cenę

- Gdy kometa uderzyła w Ziemię, dinozaury panowały na planecie od 160 milionów lat - opowiada brytyjski paleontolog, Stephen Brusatte. - Nie mam najmniejszych wątpliwości, że bez trudu poradziłyby sobie ze zmianami klimatu i przetrwały do dzisiaj.

W erze dinozaurów klimat byłcieplejszy od dzisiejszego o okołoosiem stopni. - Musiałyby się dostosować nie tylko do trudniejszych warunków klimatycznych, ale i nowych gatunków roślin porastających naszą planetę - mówi Kotthoff. - Dzisiaj wiemy już, że większość dinozaurów miała pióra. Z biegiem tysiącleci,w reakcji na globalne obniżenie temperatury, mogłoby się u nich wytworzyć upierzenie ochronne. 

Bardziej problematyczna dla prehistorycznych gadów byłaby modyfikacja diety. Dotyczy to szczególnie roślinożerców. Z biegiem czasu znajdowaliby oni więcej owoców niż paproci, które wcześniej stanowiły podstawę ich pożywienia.

- Wskutek takiej zmiany zwierzęta wcześniej osiągają dojrzałość płciową, szybciej rosną, ale i stają się znacznie mniejsze. Gigantów by nie było - mówi amerykański paleontolog, Matt Bonnan. 

- Nie dotyczy to jednak drapieżników - odpowiada Kotthoff. - W Ameryce Północnej wielcy myśliwi, tacy jak tyranozaur, mogliby przetrwać, ponieważ duża masa ciała chroni też przed zimnem.

Podzielony Świat

Afryka, 100 000 lat przed naszą erą. Myśliwi mocniej zaciskają dłonie na dzidach. Wiedzą, że nie wszyscy przeżyją tę walkę, lecz nie mają wyboru: ich śladem podąża ogromny gad, więc stawką w tej grze jest przetrwanie plemienia. Kilkunastu mężczyzn okrąża wroga. Do tej pory jeszcze nie mierzyli się z takim olbrzymem. Ten okaz tarbozaura, krewniaka północnoamerykańskiego tyranozaura, ma długość dziesięciu metrów. 

Potem wszystko dzieje się bardzo szybko. Nadany znak sześciu myśliwych ciska drzewca z kamiennymi grotami w potwora, trafiając go w bok i w szyję. Ranny tarbozaur ryczy z wściekłości i przechodzi do ataku. Jednak nigdy wcześniej nie miał do czynienia z człowiekiem. Zamiast uciec myśliwi okrążają dinozaura i atakują dalej. Stojący z przodu członkowie plemienia mają dzidy, ci za nimi są nieuzbrojeni. Gdy tylko ktoś z pierwszego rzędu padnie, jego broń przejmuje następny. Koniec końców czterech ludzi leży we krwi, a ciężko ranny tarbozaur się wycofuje. Ale łowcy podążają za nim - jego mięso i skóra są zbyt cenne...

- Po zderzeniu się kontynentów coraz więcej dinozaurów z Azji i Europy docierałoby do kolebki ludzkości - mówi Kotthoff. - Nasi przodkowie z powodzeniem polowali na mamuty, nauczyliby się więc pewnie również zabijać dinozaury. 

A także je wykorzystywać - przede wszystkim roślinożerne kaczodziobe (hadrozaury) zostałyby z biegiem czasu udomowione jako zwierzęta hodowlane. Niektóre inteligentne gatunki mogłyby pełnić też funkcje transportowe.

- Koni by nie było, ponieważ wyewoluowały w Ameryce Północnej - dodaje Kotthoff. - A tam, zgodnie z naszym scenariuszem, rządzą największe i najpotężniejsze z dinozaurów.

Dopiero wraz z odkryciem Nowego Świata ludzkość uświadomiłaby sobie, że znane im europejskie gady nie mogą się równać z tamtejszymi gigantami.

Wielka konkwista

Wróćmy do XV i XVI wieku: kolonizacja odkrytego właśnie kontynentu nie jest łatwa. W Ameryce Południowej i Środkowej żyliby może nadal potomkowie ogromnych, długoszyich zauropodów, na przykład ważącego nawet 70 ton argentynozaura. Poza tym byliby tam pewnie także mięsożercy, prawdopodobnie więksi od tyranozaura - gigantozaur czy mapuzaur. Zachowane kości szczęk i szyi pokazują, że gigantozaur mógł poruszać głową bardzo szybko i gryzł niezwykle ostrymi, 20-centymetrowymi, piłkowanymi zębami. Był wędrownym łowcą, który krążył po okolicy i zjadał wszystko, co wpadło mu do ponad 1,5-metrowego pyska.

Koloniści nie są jednak zupełnie bezbronni w obliczu tego teropoda - mają w końcu muszkiety, rapiery, kusze oraz piki. A poza tym wzrastającą przewagę: ze Starego Świata przybywają wciąż nowi żołnierze i osadnicy z coraz większą ilością broni. Z czasem człowiek porzuca rolę zwierzyny łownej, szybko stając się wszystkożercą, który w swoim menu umieszcza nawet tyranozaura.

Koniec dinozaurów

- Scenariusz Parku jurajskiego jest pod licznymi względami niewiarygodny z naukowego punktu widzenia - mówi Kotthoff. - Ale w jednej sprawie jego twórcy mieli zapewne rację: dzisiaj wiele drapieżnych dinozaurów przeżyłoby prawdopodobnie wyłącznie w rezerwatach - inne zostałyby po prostu wyparte przez człowieka i w końcu by wymarły.

Niektóre gatunki ogromnych gadów byłyby dzisiaj zwierzętami hodowlanymi lub domowymi. Potężne gady latające, pterozaury, nadal zataczałyby kręgi na niebie. Ptaki wprawdzie też by istniały, ale tylko te niewielkie, które są w stanie schronić się w zaroślach lub pod koronami drzew. Ostatnim niezbadanym obszarem naszej planety byłyby morza.Nie byłoby może w ogóle waleni, ale w niedostępnych dla człowieka morskich głębinach krążyłyby gigantyczne mozazaury, pliozaury i ichtiozaury...

Artykuł pochodzi ze "Świata Wiedzy 7/2018" - sprawdź, co można znaleźć w nowym numerze

Świat Wiedzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy