A może to nie był Prigożyn? Trzy scenariusze katastrofy
Nie milkną echa wczorajszej katastrofy samolotu, na pokładzie którego mieli znajdować się Jewgienij Prigożyn i jego prawa ręka, "pierwszy Wagner" Dmitrij Utkin. Zemsta Putina czy może zręcznie wyreżyserowana ustawka? Takie pytania pojawiają się coraz częściej.
Wielu wojskowych ekspertów było od samego początku przekonanych, że Władimir Putin nie zapomni o buncie Jewgienija Prigożyna i jego "marszu sprawiedliwości" na Moskwę, chociaż początkowo zgodził się na jego wyjazd na Białoruś, gdzie azyl zaproponował mu Alaksandr Łukaszenka. Rosyjski prezydent nie ma bowiem w zwyczaju wybaczać zdrady i wydawało się, że "nieszczęśliwy wypadek" szefa grupy Wagnera to tylko kwestia czasu.
Moskwa potwierdza katastrofę i śmierć Prigożyna
I stało się, wczoraj wieczorem jego biznesowy odrzutowiec rozbił się pod Moskwą, a rosyjskie media państwowe TASS potwierdziły, że na liście ofiar śmiertelnych był nie tylko Prigożyn, ale i jego zastępca Dmitrij Utkin. Oczywiście, istnieje pewne prawdopodobieństwo, że faktycznie mieliśmy do czynienia z wypadkiem, ale nie da się ukryć, że śmierć zbuntowanego najemnika w przedziwnej katastrofie lotniczej nie wydaje się dziełem przypadku. Zdaniem ekspertów Insidera, zdecydowanie bardziej prawdopodobne są trzy inne scenariusze.
Zabójstwo na zamówienie Putina
Pierwsza i najbardziej prawdopodobna opcja, czyli katastrofa samolotu Jewgienija Prigożyna nie była wypadkiem, tylko zleceniem wydanym przez Władimira Putina. Jak wyjaśnia w rozmowie z Insiderem Simon Miles z Duke University, specjalizujący się w historii Związku Radzieckiego i stosunkach amerykańsko-sowieckich, rosyjski prezydent miał wiele powodów, by chcieć śmierci przywódcy grupy Wagnera.
Ten publicznie krytykował rosyjskich generałów, wszedł w konflikt z ministerstwem obrony, wielokrotnie zaskakiwał w mediach społecznościowych nagraniami, w których chwalił Ukraińców (nie brakowało też doniesień, że próbował się z nimi układać), krytykował Rosjan i proponował samobójczą śmierć rosyjskim generałom, aż wreszcie zdecydował się na bunt.
I chociaż jego powstanie nie trwało długo, ujawniło słabość Putina i jego władzy, stwarzając największe zagrożenie dla reżimu Kremla od dziesięcioleci. Co więcej, w sieci zaraz po katastrofie zaczęło krążyć nagranie, na którym możemy usłyszeć, jak rosyjski prezydent mówi, że nie wszystko można wybaczyć i zdrada jest jedną z takich rzeczy.
Nic dziwnego, że Putin się zemścił. Właściwie my, obserwatorzy Putina, spodziewaliśmy się tego i dzisiaj stało się - dokładnie dwa miesiące po buncie Wagnera
Zabójstwo zlecone przez kogoś innego
Jako bogaty i wpływowy człowiek, Jewgienij Prigożyn z pewnością miał wielu wrogów, a jeśli dołożymy do tego wspomniany wcześniej konflikt z wysoko postawionymi rosyjskimi urzędnikami i generałami, istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś inny zlecił jego zabójstwo.
Co prawda eksperci mają wątpliwości, czy jakikolwiek trybik kremlowskiej machiny zdecydowałby się podjąć działania przeciwko przywódcy grupy Wagnera bez zgody Putina, szczególnie że niektóre doniesienia medialne sugerują, że samolot Prigożyna został zestrzelony przez rosyjską armię.
Nie jest to jednak niemożliwe i zdaniem ekspertów pasuje do faktu, że lider Wagnerowców przed dwa miesiące cieszył się wolnością - mówiąc krótko, któryś z urzędników mógł nie wytrzymać tego, że "zdrajca korzysta z życia, jak gdyby nigdy nic".
Na tym wczesnym etapie bardzo trudno jest znaleźć wyjaśnienie tego, co widzieliśmy, które nie wiązałoby się z wykorzystaniem zasobów państwowych do zestrzelenia tego samolotu z nieba
No chyba że tym "innym zlecającym zabójstwo" byli Ukraińcy, czego nie wykluczają niektórzy specjaliści, np. cytowany już Robert English: “Kto inny mógłby chcieć śmierci Prigożyna i mieć możliwość jej przeprowadzenia? Oczywiście Ukraińcy! Jeśli tak, to jest to przebłysk geniuszu. Dramatycznie zamordować zabójcę wielu Ukraińców. Przeprowadzić kolejny genialny atak w Rosji. Upokorzyć Putina. A wszystko w przededniu dnia niepodległości Ukrainy".
A może Prigożyn żyje?
Jest jeszcze jedna możliwość, zakrawająca na teorię spiskową, ale zdecydowanie warta rozważenia, a mianowicie... Prigożyn żyje i ma się świetnie, zginął jego sobowtór, a katastrofa była tylko ustawką, żeby zaszyć się gdzieś na drugim końcu świata. Niemożliwe? Możliwe, szczególnie biorąc pod uwagę zamiłowanie przywódcy grupy Wagnera do przebrań i sobowtórów oraz niezbyt godny zaufania rosyjski krajobraz medialny, który po części sam kreował.
Ludzie, których znam, poważnie twierdzą, że to może nie być prawdziwy Prigożyn
Jak było naprawdę? Trudno powiedzieć, bo nawet za jakiś czas, kiedy pierwsze emocje opadną, a zainteresowane strony wydadzą oficjalne oświadczenia, rosyjska propaganda zadba, by świat usłyszał tylko to, co zdaniem Kremla powinien.