Ceny hamburgerów w górę. Zmienią się zależnie od popytu

Pewna popularna sieć restauracji fastfood chce wprowadzić iście rewolucyjny sposób ustalania cen. W przeciwieństwie do konkretnych wartości odpowiadających danym produktom ceny będą zmieniać się dynamicznie. Wraz ze wzrostem popytu hamburgery, frytki i nie tylko będą droższe. Czy analogicznie pójdą w dół, gdy zainteresowanie spadnie? Klienci są zaniepokojeni.

Hamburger zawsze taki sam

Wiele złego można zarzucić restauracjom typu fastfood, ale jedno jest pewne. Globalna marka jakimś cudem jest w stanie oferować z grubsza ten sam produkt o takim samym smaku niezależnie od tego, czy konsumujemy go w Polsce, Gruzji czy Kanadzie. To cieszy, bo w niektórych sytuacjach wiemy, czego możemy się spodziewać, a jako taki standard obsługi i przygotowywania posiłku jest lepszy, niż kompletna niewiadoma spod znaku niepewnej budki z kebabem.

Okazuje się jednak, że nawet taka klasyka, jak sieć barów z burgerami i frytkami może przeprowadzić rewolucję. Przykładem jest amerykańska marka Wendy's (niedostępna w Polsce), która szykuje się na coś wielkiego. Jej prezes oznajmił niedawno, że chcą przygotować system zmieniających się cen (jak w Uberze i tym podobnych). Oznacza to, że zależnie od pory dnia i popytu, ceny na poszczególne produkty mogłyby np. wzrosnąć, a zmianie mogłaby też ulec sama oferta.

Reklama

Do wprowadzenia takiego pomysłu konieczna będzie odpowiednia inwestycja. Restauracje Wendy's mają zostać wyposażone w nowoczesne wyświetlacze, które prezentowały będą menu wraz ze zmieniającymi się pozycjami i cenami. Szacuje się, że koszt całego przedsięwzięcia wyniesie około 30 milionów dolarów, a jego start planowany jest na 2025 rok. Wyobraźcie sobie to - idziecie do knajpy na ulubiony zestaw za dwie dyszki, a ten niespodziewanie drożeje - można się zdenerwować, prawda? Z podobnego założenia wyszli internauci.

Wendy's znienawidzone w jeden dzień

Nie trzeba było wielu dni, aby fala gorzkich słów pod adresem sieci rozlała się w internecie. Internauci szybko doszli do wniosku, że taka polityka oznacza jedno. Ceny będą rosnąć, gdy popyt na kanapki wzrośnie, co samo w sobie jest oburzające. Mowa przecież o burgerach, a nie akcjach giełdowych - chyba żaden restaurator nie wpadł na pomysł, aby niejako "karać" klientów za to, że tłumnie odwiedzają jego przybytek i na dodatek muszą dłużej czekać na swoje zamówienie.

Doszło nawet do tego, że wiele osób zadeklarowało chęć całkowitego bojkotu firmy i jej knajp. Inni jedynie wyśmiewali nowy pomysł, przyrównując go do inwestowania czy zamawiania przejazdu z aplikacji:

Jednak nie chodzi o ceny

Szybko doczekalismy się oficjalnego stanowiska Wendy's wobec dużego poruszenia klientów w sieci i nie tylko. Czytamy w nim, że wcale nie chodzi o dynamicznie zmieniające się ceny, a jedynie dostosowywanie oferty w czasie rzeczywistym. Wszystko po to, aby klienci mogli otrzymywać lepsze produkty w korzystniejszych cenach, a do tego mogli korzystać ze specjalnych rabatów, promocji i zestawów. Cóż, brzmi to znacznie lepiej niż początkowa wersja, o której parę dni temu mówił CEO.

Najprawdopodobniej pierwsza informacja została przekazana w szalenie zły sposób, albo szybko okazało się, że byłby to strzał w kolano. Oby żadnym innym sieciom nie przyszło do głowy ustalanie dynamicznej ceny - to nie giełda czy kryptowaluty, ludzie są po prostu głodni.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: fastfood | jedzenie | ceny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy