Joe Biden: Warto się temu przyjrzeć. Czy prezydent USA widzi w Elonie Musku... agenta?

Wygląda na to, że międzynarodowe relacje i biznesy szefa Tesli, SpaceX i Twittera w końcu zwróciły uwagę amerykańskiej administracji, a nawet samego prezydenta Joe Bidena, który, choć teoretycznie nie oskarża Elona Muska, to sugeruje, że część spraw wymaga sprawdzenia.

Wygląda na to, że międzynarodowe relacje i biznesy szefa Tesli, SpaceX i Twittera w końcu zwróciły uwagę amerykańskiej administracji, a nawet samego prezydenta Joe Bidena, który, choć teoretycznie nie oskarża Elona Muska, to sugeruje, że część spraw wymaga sprawdzenia.
Joe Biden uważa, że zagraniczne kontakty Elona Muska "wymagają uwagi" /SAUL LOEB (Joe Biden) /AFP

Czyżby Elon Musk mógł spodziewać się w najbliższym czasie wzmożonych kontroli we wszystkich prowadzonych firmach? Całkiem prawdopodobne, bo jego "związki z innymi krajami" zwróciły uwagę amerykańskiego prezydenta, który najpewniej będzie chciał je sprawdzić. Joe Biden, zapytany podczas konferencji prasowej, czy uważa kontrowersyjnego miliardera za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, unikał jakichkolwiek oskarżeń, ale przyznał, że pewnym sprawom warto się lepiej przyjrzeć.

Reklama

Joe Biden chce przyjrzeć się działalności Elona Muska

Nie wyjaśnił też, czy "machina państwowa" już ruszyła, zasugerował jedynie, że sprawa zasługuje na dalszą uwagę. O co konkretnie może chodzić? Amerykański prezydent kilka dni temu głośno wyraził swoje niezadowolenie z przejęcia Twittera przez Elona Muska, a dziennikarze podczas konferencji dopytywali konkretnie o wsparcie finansowe ze strony pewnego holdingu z Arabii Saudyjskiej, jakie miliarder otrzymał podczas tego procesu, więc śmiało można zakładać, że będzie to punkt wyjścia.

Fakt, że drugim największym co do wielkości inwestorem na Twitterze (a nie brakuje też takich powiązanych z Chinami i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi) po przejęciu przez Elona Muska została firma inwestycyjna saudyjskiego księcia Alwaleeda bin Talala, jednego z najbogatszych inwestorów na Bliskim Wschodzie, zwrócił też uwagę dwóch amerykańskich senatorów.

Ron Wyden, który przewodniczy komisji finansów oraz Chris Murphy wezwali w zeszłym tygodniu do "dokładnej weryfikacji" tej umowy z Twitterem, a ten pierwszy nie przebierał przy tym w słowach. Jego zdaniem to sprawa bezpieczeństwa narodowego, aby Stany Zjednoczone chroniły dane swoich obywateli przed "morderczymi obcymi rządami", wskazując, że ten saudyjski dobrze pasuje do tego opisu.

Przejęcie Twittera przez Elona Muska wzbudziło też zaniepokojenie ekspertów, którzy są przekonani, że miliarder będzie zmuszony działać pod naciskami także innych krajów, które ograniczają wolność słowa swoich obywateli, np. Chin.

A że przy okazji prowadzi w tym kraju poważne biznesy, a mówiąc precyzyjniej, Państwo Środka jest dla niego nie tylko kluczowym rynkiem zbytu, ale i bazą produkcyjną, to efekty mogą być różne. The Washington Post już w czerwcu donosił, że "niektórzy analitycy amerykańskiego wywiadu i urzędnicy Białego Domu są zaniepokojeni możliwością wykręcenia rąk przez Chiny, jeśli Musk zdobędzie Twittera".

I w sumie trudno się temu dziwić, szczególnie w kontekście ostatnich "planów pokojowych" miliardera zarówno dla Tajwanu i Chin, jak i Ukrainy i Rosji, które zakładały odpowiednio oddanie "pewnej kontroli" w ręce Chin oraz Krymu w ręce Rosji. A jeśli dołożymy do tego informacje od samego Elona Muska, który przyznał, że chińskie władze szukały u niego zapewnienia, że nie udostępni w ich kraju usługi swojego internetu satelitarnego oraz chęć zakończenia finansowania Starlinka w Ukrainie i "konsultacje" z Putinem, którym wprawdzie zaprzeczył, zarzucając analitykowi politycznemu Ianowi Brennerowi kłamstwo, to wokół miliardera wkrótce może zrobić się bardzo gorąco. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Elon Musk | Twitter | Joe Biden
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama