Kupię lajki, dużo lajków! Mogą być z... Wietnamu

Powiedz mi ile masz lajków, a powiem ci jak bardzo popularny jesteś. To zdanie jest prawdziwe w dobie pogoni za zasięgami w social mediach. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę z tego, że polubienia mogą być po prostu kupowane. Polscy politycy nie pozostają w tyle, dostrzec to można szczególnie na profilach polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy najwidoczniej posiadają sporo fanów z... Azji.

Powiedz mi ile masz lajków, a powiem ci jak bardzo popularny jesteś. To zdanie jest prawdziwe w dobie pogoni za zasięgami w social mediach. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę z tego, że polubienia mogą być po prostu kupowane. Polscy politycy nie pozostają w tyle, dostrzec to można szczególnie na profilach polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy najwidoczniej posiadają sporo fanów z... Azji.
Młode Azjatki popierają Prawo i Sprawiedliwość. Tak sugerują polubienia na Facebooku /123RF/PICSEL

Wynajęte mieszkania, wypożyczone samochody czy markowe ubrania i biżuteria odsyłane do sklepu chwilę po zrobieniu zdjęć. Tak dziś buduje się wizerunek i popularność w mediach społecznościowych, które już dawno przestały być serwisami łączącymi osoby prywatne i stały się kluczowymi narzędziami prowadzenia biznesu. Umożliwiającymi dotarcie do ogromnej bazy potencjalnych klientów, co można z kolei zamienić na pieniądze, bo jak nie wiadomo, o co chodzi...

Po co się męczyć, kupowanie lajków cię wyręczy

Zdobywanie sympatii i uznania odbiorców bywa jednak wymagającym i czasochłonnym zadaniem, dlatego niektórzy idą na skróty, czyli kupują sympatię użytkowników, czytaj: polubienia w mediach społecznościowych. Tak, duża część użytkowników internetu nie ma pojęcia o tym, że tysiące polubień pod postami na Facebooku czy Instagramie nie oznaczają wcale, że ich autor dostarcza wartościowe treści, dzięki którym porywa tłumy. Owszem, może tak być, ale warto mieć świadomość, że równie dobrze mógł sobie tę sympatię i popularność kupić, choćby częściowo.

Reklama

Bo mechanizm jest prosty, im więcej polubień, tym większe prawdopodobieństwo, że więcej osób zobaczy nasze treści, a to zwiększa rozpoznawalność i renomę marki. I jest to pokusa, której często trudno się oprzeć, szczególnie że kupowanie lajków jest banalnie proste. Wystarczy wpisać w Google frazę w stylu "kupię lajki", żeby wyszukiwarka wyrzuciła listę stron specjalizujących się w tego typu usługach. I w sumie trudno się dziwić, bo skoro jest zapotrzebowanie, to znaleźli się rezolutni przedsiębiorcy gotowi sprostać oczekiwaniom rynku.

Lajki robią lajki, a lajki to pieniądz

Czy to oznacza, że kupowanie lajków w mediach społecznościowych jest popularne? Zapytana przez nas Olga Chwastek, ekspertka ds. social media, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości - jej zdaniem kupowanie lajków w mediach społecznościowych to wręcz powszechne zjawisko, z którego korzystają konta z praktycznie każdej branży.

Podobnego zdania jest też inna branżowa ekspertka, Kinga Rękawiczna, która wyjaśnia nam, że trudno wprawdzie ocenić skalę kupowania lajków, ale na pewno jest to powszechne już od dosyć dawna, a z zakupionych polubień czy komentarzy pod postami najchętniej korzystają osoby, które nie mogą lub z własnych powodów nie chcą reklamować swoich treści, np. politycy. 

Dużo lajków, tanio!

Zastanawiacie się, ile to kosztuje? Wystarczy rzut oka na ofertę jednej z popularnych stron tego typu, żeby przekonać się, że niewiele - za 100 lajków pod jednym postem na Facebooku trzeba zapłacić kilkanaście złotych. Nieco mniej, jeśli będą to polubienia "najgorszej jakości", czyli pochodzące ze sztucznych kont i nieco więcej, jeśli zależy nam na prawdziwych kontach.

Sam proces zakupu też jest bardzo prosty, wystarczy wybrać liczbę lajków, wkleić link do posta, który chcemy "podkręcić", zapłacić szybkim przelewem i gotowe! Ba, serwis oferuje nawet szereg usług dodatkowych, jak audyt konta, możliwość błyskawicznej realizacji, wyświetlenia profilu czy stopniowe dodawanie lajków, bo nagły przypływ fanów zawsze jest podejrzany.

I to właśnie on zwrócił uwagę mediów na profil Prawa i Sprawiedliwości na Facebooku, na którym w krótkim czasie pojawiło się wiele polubień pozostawionych przez użytkowników z Azji. Bo jak inaczej wytłumaczyć nagłą miłość młodych Wietnamek do polskiej partii politycznej?

Prawo i Sprawiedliwość stawia na Wietnam?

W mediach pojawiły się informacje o nietypowej aktywności pod wpisami wymienionej partii na Facebooku, której postanowiliśmy się przyjrzeć. W oko szybko wpadły nam trzy, które wyróżniały się ogromną liczbą reakcji, bo podczas gdy większość wpisów z października tego roku zgromadziła ich kilkaset do trzech tysięcy, "bohaterowie" w momencie pisania tego tekstu mogą się pochwalić wynikami 8,7 tys., 13 tys. reakcji i 7,1 tys.

Mowa o wpisach zachęcającym do głosowania na PIS w nadchodzących wyborach z 13 października, informującym o wyniku PIS w wyborach z 15 października oraz dziękującym za oddane głosy z 17 października. Kilka kliknięć później i już wiemy, że za dużą część reakcji (często jest ich tyle, że scrollowanie listy zajmuje naprawdę mnóstwo czasu) odpowiadają konta o azjatycko brzmiących nazwach, które można zobaczyć na załączonych screenach i nagraniach.

Podejrzane? Zdecydowanie, szczególnie jeśli spróbujemy dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Część z nich wygląda wprawdzie na "normalne" konta (ale wciąż z Azji), tzn. profile mają zdjęcia, opisy, znajomych czy kilka opublikowanych postów, ale inne nie pozostawiają wątpliwości. Brakuje tu jakichkolwiek informacji, historii, wpisów, znajomych, komentarzy, a zdjęcia mają często jeden wspólny motyw - przedstawiają młode, często roznegliżowane i pozujące w bieliźnie kobiety, które nie tylko wyglądają jak z jednego generatora obrazów, ale i wybitnie nie pasują do profilu partii.

Kupione lajki? A może jest inne wytłumaczenie

Mówiąc krótko, trudno oprzeć się wrażeniu, że oglądamy fałszywe konta, których jedynym celem było wygenerowanie ruchu na innych kontach. I utwierdza nas w tym przekonaniu wspomniana już Kinga Rękawiczna, wyjaśniając, że wymienione przez nas cechy "to typowy opis fałszywego konta. Takie konta zakładane są przez różne firmy i organizacje, dla różnych celów, zazwyczaj marketingowych albo propagandowych".

A może wszyscy się mylimy? Postanowiliśmy zasięgnąć wiedzy u źródła, czyli w biurze prasowym Prawa i Sprawiedliwości, ale do dziś nie uzyskaliśmy komentarza do sprawy. Żeby uniknąć oskarżeń o stronniczość, sprawdziliśmy też październikowe wpisy na profilach FB innych partii, które brały udział w ostatnich wyborach parlamentarnych, ale nic podobnego nie miało tam miejsca. 

Owszem, we wszystkich przypadkach w komentarzach czy reakcjach można znaleźć konta, które ograniczają się do imienia i nazwiska czy kilku znajomych, ale jest ich niewiele, a poza tym pochodzą z naszego kraju, więc równie dobrze mogą należeć do prawdziwej osoby, która rzadko korzysta ze swojego profilu. 

Mogą też być kupione, pewnie, ale przy tak małej skali nie mają żadnego znaczenia, nie prowokują żartów o "wdzięczności za wizy" i nie skłaniają do myślenia o legalności całego procederu. Czy zatem Prawo i Sprawiedliwość postanowiło przetrzeć szlaki i otworzyć nowy rozdział w polskiej internetowej polityce? 

Postanowiliśmy porozmawiać o tym z dr. Miłoszem Babeckim z Katedry Badań Mediów, Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej, UWM w Olsztynie.

GW: Czy kupowanie lajków w mediach społecznościowych jest legalne?

Odpowiedź na to pytanie wymaga pewnego krótkiego wstępu. Chodzi o to, czy mówimy o legalności na gruncie np. krajowego albo międzynarodowego prawa regulującego komunikację w Internecie i ściślej w mediach społecznościowych. W Polsce i w wielu krajach świata takiego zakazu nie ma. Nie oznacza to jednak, że jest to aktywność zgodna z regulaminami poszczególnych platform społecznościowych. Wprowadzanie w błąd algorytmów mediów społecznościowych wiąże się z naruszaniem zasad społeczności. 

To, ogólnie sprawę ujmując, jest nielegalne. Konkretnych postanowień jednak w tej kwestii brak. Platformy społecznościowe rezerwują sobie jednak prawo do czasowego lub permanentnego blokowania kont, jeśli wykryją na nich jakąś masową, nienaturalną aktywność. Systemy tych serwisów reagują też na skargi użytkowników. Gdyby więc jakiś użytkownik złożył skargę w odniesieniu do sytuacji, o której rozmawiamy, system musiałby jakoś zareagować. Trudno jednak zawyrokować z góry, jaka by to była reakcja.

GW: Jak powszechne jest kupowanie lajków w mediach społecznościowych, kto najczęściej z tego korzysta?

Kupowanie reakcji, jak też kupowanie obserwujących to procesy występujące w Sieci, głównie w takich aplikacjach, jak Instagram. Nie ma tu reguły, kto decyduje się na to działanie. Czasami widać to w postępowaniu początkujących influencerów i marek, ale od czasu do czasu przyłapuje się też na tym influencerów dużych i znanych. To zawsze droga na skróty, na pewno nieetyczna, ponieważ to działanie zwodnicze i wprowadzające w błąd. To jak kupowanie pozytywnych komentarzy w serwisach aukcyjnych. Obserwujący i reakcje na posty to wskaźniki, które mają pewien wpływ na nas i na nasze decyzje, np. o tym, czy chcemy śledzić profil, oglądać publikowane w nim treści i np. sięgać po polecane na nim produkty i usługi. 

GW: A czy istnieje inne niż kupowanie lajków wytłumaczenie opisywanej wyżej aktywności pod postami PIS?

Bardzo trudno sobie wyobrazić, aby tego rodzaju aktywność była wynikiem zbiegu okoliczności lub tylko przypadku. Statystycznie nie jest to możliwe, żeby nagle z dnia na dzień, posty jakiegoś komitetu wyborczego, jakiejś partii politycznej, ale też jakiejś marki zostały masowo polubione przez grupę niepowiązanych ze sobą użytkowników, lecz pochodzących z jednego kręgu narodowego i kulturowego, w przypadku którego dotyczy nasza rozmowa, użytkowniczek, ze zdjęciami profilowymi przedstawiającymi wizerunki kobiet w bieliźnie. Musielibyśmy mieć tu do czynienia z bardzo nienaturalnym nałożeniem się wielu zmiennych, a to się nie zdarza, bo nie może się zdarzyć. 

Można oczywiście wyobrazić sobie, że ktoś korzysta z systemu reklamowania treści na platformie Facebook, ale byłoby to promowanie posta albo efekt utworzonej reklamy zorientowanej np. na to, żeby uzyskać więcej polubień czy obserwatorów strony. Przyrost obserwujących lub lubiących dane treści rozkładałby się jednak na poszczególne dni kampanii trwającej od jednego do kilku dni i nie byłby tak jednorodny. Nie wiązałby się więc z pozyskaniem uwagi kobiet z Azji, które występują na zdjęciach profilowych w bieliźnie. Takich zbiegów okoliczności nie ma. Aktywność zmierzająca do pozyskania zaangażowania takiej grupy musiała więc wyjść od dysponenta strony na Facebooku albo konta i ktoś za tę aktywność musiał zapłacić.

GW: Czy to już norma w polskiej polityce? Czy może PIS przeciera szlaki?  

Na świecie tego rodzaju proceder widać stosunkowo często. Ostatnio mieliśmy z nim do czynienia na dużą skalę np. w Niemczech, w 2019 roku. W 2018 roku w kampanii wyborczej w Polsce mogliśmy obserwować nienaturalną aktywność kont w mediach społecznościowych, które najprawdopodobniej były bot-kontami. Mamy zatem w tej sferze pewne precedensy. Tym razem jednak chodzi o nienaturalny przyrost polubień, a to w naszych realiach pierwszy tego typu przykład.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Media społecznościowe | Facebook | Instagram
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy