Największa demokracja świata najczęściej wyłącza internet. A wolność słowa?
Standardy demokratyczne to nie tylko powód do dumy - to również szereg obowiązków, które władza musi wypełniać wobec kraju i swoich obywateli. Jak się okazuje, nazywanie państwa “demokratycznym” nie zawsze idzie w parze z utrzymywaniem odpowiednich standardów. Przykładem jest populacyjny gigant, który dość frywolnie podchodzi do spraw związanych z internetem.
Internet stał się kluczową przestrzenią we współczesnej demokracji i idących z nią w parze prawach obywatelskich. Możliwość wypowiadania swoich opinii, poglądów czy wygłaszanie krytyki wobec polityki kraju to prawo, które ma każdy obywatel demokratycznego państwa z prawdziwą wolnością słowa. Taka jest teoria, ponieważ z praktyką, jak doskonale wiemy, bywa różnie.
Na celowniku organizacji zajmujących się prawami obywatelskimi i człowieka znalazły się Indie. Azjatyckie państwo ze względu na swoją ogromną populację (ponad 1,4 miliarda osób) określane jest mianem “największej demokracji świata". Czy jednak faktycznie dochowuje się tam wszelkich standardów, które uznajemy za społeczną sprawiedliwość i pluralizm?
Opublikowany niedawno przez Access Now raport wykazał, które spośród państw najczęściej wyłączały dostęp do internetu przez swoich obywateli. Na szczycie niechlubnego zestawienia znalazły się Indie. Co gorsza, jest to już piąty rok, gdy taki rezultat się powtarza. Na 187 stwierdzonych przerw w dostępie do internetu, aż 84 miały miejsce w tym azjatyckim państwie.
Dane z raportu jasno sugerują, że to właśnie ten kraj odpowiada za najczęstsze zamykanie obywatelom drogi do przestrzeni internetowej. Biorąc pod uwagę wielkość środowiska internetowego w tym kraju, jest to ogromne ograniczanie swobód obywatelskich. Indie to drugi co do wielkości “obywatel sieci", liczący sobie ponad 800 milionów użytkowników.
Najwięcej, bo aż 60% indyjskich odłączeń sieci, miało miejsce w Kaszmirze. Jak podały władze, przerwy w dostawie do internetu wynikały z niestabilności w regionie. To żadna nowość - obszar sporu pomiędzy Indiami a Pakistanem od dawna nie należy do najspokojniejszych miejsc na świecie. Tym bardziej, że w grze są nie tylko wpływy polityczne, ale i różnice religijne oraz kulturowe.
Rząd Indii ma na koncie sporo naruszeń praw obywatelskich w związku z protestami i wystąpieniami przeciwko władzy. Przykładem może być 2019 rok, kiedy decyzja o cofnięciu autonomii Dżammu i Kaszmiru spotkała się z falą protestów. Jednym ze sposobów na poradzenie sobie z nimi było odcięcie środków komunikacji.
To nie jedyne regiony, w których zanotowano próby ograniczania wolności obywateli. Podobne środki zaradcze przyjęto w Zachodnim Bengalu i Radżastanie. Niestety, Indie to nie jedyny przypadek, gdy władza uciekała się do blokowania internetu w celu ochrony swoich interesów.
Podobne działania “nadzorcze" władzy nad przestrzenią internetową mają miejsce w Iranie, a nawet w bliższej nam Turcji. Państwo, które niedawno padło ofiarą katastrofalnego trzęsienia ziemi ma na swoim koncie szereg nieprzyzwoitych działań, które ograniczały dostęp obywateli do mediów społecznościowych - na przykład Twittera, co miało miejsce jeszcze w lutym tego roku.
W 2022 roku opublikowany został ranking wolności w przestrzeni internetowej. Zestawienie comparitech.com wystawiało poszczególnym państwo punkty w odpowiednich kategoriach, a najwięcej do zdobycia było 11 - taki wynik oznaczał najwięcej ograniczeń i najmniejszą wolność.
Tylko dwa państwa znalazły się na niechlubnym szczycie - mowa o Chinach i Korei Północnej. Na ostatnim miejscu podium uplasował się Iran (punktów), a resztę czołowej dziesiątki dopełniły Białoruś, Katar, Syria, Tajlandia, Turkmenistan, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn.