Rosja straszy atomem, ale czy arsenał nuklearny w ogóle jeszcze działa?

W ciągu ostatniego roku sporo nasłuchaliśmy się o potencjale nuklearnym Rosji i zachodu, przy okazji w pośpiechu szukając informacji o najbliższym schronie. Widmo nuklearnej zakłady ciąży nad ludzkością od wielu dekad, ale… czy tak naprawdę mamy się w ogóle czego obawiać? Pojawiło się bowiem pytanie odnośnie do tego, czy światowy arsenał nuklearny jeszcze działa.

Potencjał nuklearny świata

Na świecie mamy całą masę głowic jądrowych, które są kontrolowane w zasadzie przez garstkę państw. Zgodnie z informacjami podanymi przez Jamesa Eagle’a z Visual Capitalist, obecnie na świecie znajduje się 12 700 głowic nuklearnych. Te należą do grona 9 państw, w których wymienia się Stany Zjednoczone, Rosję, Wielką Brytanię, Francję, Chiny, Izrael, Pakistan, Indie i Koreę Północną.

Do tego dodajmy państwa, które uparcie chciałyby posiąść taki arsenał (na przykład Iran) oraz te, które w przeszłości miały do niego dostęp, a obecnie (przynajmniej oficjalnie) utrzymują, że zniwelowały go do zera. W gronie tych ostatnich wymienić należy Kazachstan, Białoruś, Ukrainę i RPA. 

Reklama

Takie dane nie pozostawiają złudzeń — mamy na świecie naprawdę sporo sprzętu, którego niewielka część mogłaby zniszczyć doszczętnie wszystkie państwa i miasta, łącznie z żyjącymi ludźmi, zwierzętami i nie tylko. To samo w sobie stanowi słuszny powód do obaw, prawda? Okazuje się, że niekoniecznie, ponieważ nie mamy gwarancji, że ów arsenał jeszcze działa.

Stare, ale czy na chodzie?

Największy boom na broń jądrową przypada na XX wieku, kiedy to w czasie tzw. Zimnej Wojny USA i Związek Radziecki prześcigały się we wdrażaniu technologii zbrojeniowych. Ostatecznie oba te bloki trzymały się w szachu, przy okazji mając palec w pobliżu mitycznego czerwonego przycisku, mającego doprowadzić do uruchomienia procesu zagłady. Poniekąd status ten utrzymuje się do dziś, choć napięcie jest jednak mniejsze.

Gdy odrzucimy emocje, fakty są dość... uspokajające. Żaden kraj nie użył broni jądrowej w konflikcie od 1945 roku, kiedy to Stany Zjednoczone zrzuciły dwie bomby na Hiroszimę i Nagasaki w Japonii. A co z testami? Nikt oficjalnie nie przeprowadził jeszcze testów przenoszenia pocisków pociskami międzykontynentalnymi, podczas gdy próby z żywymi ładunkami datuje się na lata 60. ubiegłego wieku.

Ciężko zatem jednoznacznie stwierdzić, czy posiadany np. przez Rosję arsenał nuklearny nadal może stanowić realne zagrożenie. Pora jednak rzucić okiem na kilka konkretów. Te, na całe szczęście, nie pozostawiają złudzeń wobec rosyjskiej myśli technicznej w XXI wieku.

Rosyjska zagłada nie-atomowa

Jak podaje Federation of American Scientists, Rosjanie posiadają około 4500 sztuk niewycofanych głowic nuklearnych, z których 2000 stanowią te o zastosowaniu taktycznym, na mniejszą skalę — na przykład na polu bitwy. Niech liczby nie przysłonią nam jednak faktów — zdaniem badaczy, nie były one przystosowywane do współczesnych standardów ich przenoszenia. Co to oznacza?


W dużym skrócie, w przypadku próby użycia takiego ładunku, można spodziewać się absolutnie wszystkiego, łącznie z ich przedwczesną detonacją jeszcze na platformie startowej. Poza tym dochodzi ryzyko związane z systemami przenoszenia pocisków. Wojna w Ukrainie nauczyła nas, z jakimi problemami Rosjanie borykają się na tym polu. Statystyki są dość jasne, nawet do 60% rosyjskich pocisków zawodzi na jakimś polu. Część z nich to niewypały, inne nie mogą wylecieć w powietrze, inne zaś w ogóle nie trafiają w obrany cel.

Kolejnym problemem jest działanie samych głowic. Aby te były skuteczne, musi zajść odpowiednia sekwencja, nad którą czuwa szereg mechanizmów i urządzeń. Biorąc pod uwagę wiek posiadanej przez Rosjan broni jądrowej (część pamięta zamierzchłe czasy Zimnej Wojny sprzed kilkudziesięciu lat) można się łatwo domyślić, że nie wszystko zostało zachowane w idealnym stanie.

Jak przyznaje Alex Wellerstein, historyk broni jądrowej w Stevens Institute of Technology, tak wiekowa broń wymaga regularnego przeglądu, a w przypadku usterek napraw przy użyciu odpowiednich, oryginalnych części zamiennych. Nie sposób doszukać się jednak właściwych zamienników wiele dekad od czasów ich wyprodukowania. Poza tym brak regularnych testów stwarza kolejną niewiadomą. Zdaniem Wellersteina, można jedynie mieć nadzieję, że arsenał działa — konkretnych dowodów jednak brak.

Nie do długiego przechowywania

Rzeczą, o której w kontekście broni jądrowej nie mówi się często, jest wpływ długiego przechowywania na możliwości jej wykorzystania w walce. Okazuje się, wbrew niektórym opiniom, że głowice atomowe to rzecz niezwykle delikatna. O ile dopiero co wyprodukowany ładunek jest faktycznie śmiercionośny i niebezpieczny dla przeciwników, tak wiele dekad składowania odciska niebotyczne piętno na jego działaniu.

Weźmy na przykład bombę termojądrową W47. Jej mechanizm mógł być aktywowany dopiero po wyciągnięciu umieszczonego wewnątrz drutu. Jednak długotrwałe wystawienie materiału na promieniowanie sprawiało, że pękał, uniemożliwiając tym samym uzbrojenie ładunku. Nie trzeba być ekspertem, aby wiedzieć, że Rosjanie również są trapieni podobnymi problemami.

Nie oznacza to jednak, że Rosjanie nie mają i nie użyją żadnych ładunków atomowych. Bilans zysków i strat byłby dla nich raczej niekorzystny, choć te obliczenia pozostają po ich stronie. Niezaprzeczalnym faktem jest jednak to, że suche liczby dotyczące składowanych pocisków są dalekie od faktycznego stwarzania zagrożenia przy ich użyciu. Jak tak spojrzeć na historię można odnieść wrażenie, że broń jądrowa to... broń psychologiczna.

Polecamy na Antyweb | Australijskie wojsko zaprojektowało i oblatało drona bojowego w dwa miesiące

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: broń atomowa | Broń jądrowa | Rosja | atom | broń nuklearna | wojna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy