Przesiadka z iOS na Android. Czy warto? Sprawdziłem to osobiście
W swoim życiu korzystałem z różnych smartfonów, jednak zmiana systemu operacyjnego spotkała mnie tylko raz - gdy po latach spędzonych z Samsungami z serii Galaxy postanowiłem zaopatrzyć się w jeden z modeli iPhone’a. Zmiana ta nie była łatwa, ale dość szybko wdrożyłem się w system iOS. Teraz czas na powrót. Jak wygląda przesiadka z iOS na Androida?
Apple kontra reszta świata
Dlaczego w ogóle kilka lat temu zrezygnowałem z Androida? Głownie z czystej ciekawości. Dużo słyszałem i czytałem o ekosystemie Apple, który pozwala z ogromną łatwością łączyć urządzenia amerykańskiego producenta, znacznie poprawiając komfort pracy na plikach czy po prostu sprawiając, że przeglądanie zdjęć ze smartfona na Maku jest o wiele prostsze.
Nie mogę jednak zapomnieć o optymalizacji. Chociaż swojego ostatniego Samsunga Galaxy S8+ kochałem całym sercem, to relatywnie szybko zaczął mi doskwierać zarówno czas pracy na baterii, jak i niekoniecznie satysfakcjonujące działanie systemu, który współistniał z nakładką koreańskiej firmy. Stwierdziłem, że najwyższa pora na zmiany - stąd też w moich rękach wylądował pierwszy iPhone w wersji 11 Pro.
iOS kontra Android
Jako posiadacz urządzenia spod znaku nadgryzionego jabłka nie miałem większych powodów do narzekań. Smartfon działał dokładnie tak, jak to obiecywał producent, dzielnie znosząc zarówno mozolne scrollowanie social mediów, jak i zaawansowany przesył plików RAW z aparatu i obróbkę w Lightroomie.
Mimo to lubię utrudniać sobie życie, więc postanowiłem ponownie zobaczyć, co tam w Androidzie (nie trawie) piszczy - na przykładzie realme GT Neo5. Przesiadka z początku była całkiem prosta. Zanim zacząłem zastanawiać się, jak przenieść aplikacje z iPhone'a z iOS na nowy telefon z Androidem, smartfon poinformował mnie o takiej możliwość - na przykład przy pomocy kabla, którym połączyłem oba urządzenia.
Przenoszenie danych na nowy telefon jest proste i aplikacje dostępne na obydwu systemach automatycznie (jeżeli wyrazimy zgodę) zostaną pobrane na nowy smartfon z Androidem. Teraz wystarczyło się jedynie zalogować do odpowiednich kont i gotowe - urządzenie stało się moim codziennym towarzyszem. Czy było warto?
Tutaj można robić wszystko
W starciu iOS vs Android system od Google bezwzględnie wygrywa w kategorii otwartości. To dość szerokie pojęcie, dlatego warto zwrócić uwagę na kilka najistotniejszych przykładów. Jeden z nich zauważyłem na samym początku, bo mowa o ekranie startowym. Korzystając z iOS trochę zapomniałem czym są widgety i dostosowywanie smartfonowego pulpitu. W przypadku Androida mamy wręcz nieograniczone możliwości zabawy.
Dodajmy do tego możliwość wgrywania zewnętrznych launcherów, które pozwalają na jeszcze więcej. Kiedyś, jeszcze korzystając z i5700 od Samsunga udało mi się zrobić z niego coś na wzór popularnych wówczas pulpitów z HTC. iPhone mocno trzyma nas w ryzach, przez co personalizacja jest widocznie ograniczona.
Z drugiej strony, jest co personalizować. Androidy już dawno zasłynęły ogromną ilością preinstalowanego oprogramowania. To nadal jest problemem równym dodawaniu wszelkich systemowych nakładek. Niby mamy wolność w ustawianiu swojego systemu, jednak z drugiej strony czuć, że został on przeładowany masą programów i dodatków - niekoniecznie pożądanych.
Szybko zrobiło mi się tęskno
Odniosłem wrażenie, że smartfon z Androidem (niezależnie od producenta) od pierwszej chwili próbuje przekonywać mnie o swoich niesamowitych funkcjach i niebywałej ergonomii z użytkowania. To nieco przytłaczające i wydaje mi się, że minimalizm wraz z prostotą urządzeń opartych na iOS trafiają do mnie o wiele mocniej.
To nie tak, że iPhone nie ma żadnych funkcji - wręcz przeciwnie, nowe modele od Apple od zawsze były potężnymi urządzeniami. Zwyczajnie nie bije od nich przeładowanie informacjami, opcjami, sposobami na dostosowywanie poszczególnych parametrów i tym podobne. Urządzenie z miejsca daje nam wszystko to, czego potrzeba - choć samo nie pozwala na wiele w zakresie zmiany sposobu jego działania, to Apple doskonale przewiduje nasze potrzeby.
I jest to w sumie najważniejsza różnica między iOS a Androidem w codziennym użytkowaniu. Smartfony z systemem Android wsadzają nas do piaskownicy, co rusz dorzucając kolejne zabawki i gadżety. Możemy z nimi robić co tylko chcemy, jednak ja dość szybko poczułem się przygnieciony nadmiarem możliwości - zresztą, nie wszystkie zawsze działają perfekcyjnie.
Apple działa inaczej. Zamiast zabawy w piaskownicy, mamy dość szczegółowo zaplanowany dzień atrakcji, które zostały obmyślone tak, aby nam pasowały. Jeżeli coś nie wpisuje się w nasz gust, to niestety, musimy z tym żyć. Sądzę jednak, że w moim przypadku programistyczne decyzje były strzałami w dziesiątkę.
A może jednak Android?
Mimo szybkiej tęsknoty za iPhone’em jestem w stanie wymienić rzeczy, które w świecie Androida sprawiają, że serce bije jakby szybciej - i to w pozytywnym tego wyrażenia znaczeniu. Weźmy na przykład szybkie ładowanie. Apple w tym temacie nie ma do powiedzenia praktycznie nic ciekawego, podczas gdy realme w modelu GT Neo5 chwali się ładowarką o mocy 240W.
Nie są to przechwałki bezpodstawne, bo tak szybko ładującego się urządzenia nie widziałem nigdy. Mowa tu o napełnianiu ogniwa mocą w dosłownie kilka do kilkunastu minut! Bywa również, że genialną pracę wykonuje aparat. Sporo można się było naczytać o mocy tego w Samsungu Galaxy S23 Ultra. Pomijając już sprawę z księżycem, to w smartfonie zamontowano genialne obiektywy, a te wraz ze świetnym oprogramowaniem dostarczają cudownych zdjęć. Można mówić o sporym skoku technologicznym względem Apple. Nowy iPhone rzadko kiedy budzi takie emocje.
Nie budzi, bo działa - przez kilka lat i to na równym poziomie. Bez konieczności zwracania uwagi na podzespoły, bo te zwyczajnie trzymają się ustalonej wydajności, pozwalając na codzienne korzystanie z aplikacji, czy bardziej skomplikowane zadania bez zająknięcia. Oczywiście, konkurencja ze strony Androida jest bardzo potężna - ale z miłą chęcią wrócę do raz odwiedzonego już środowiska iOS.