Labubu łapie za serca i portfele. Wyjaśniamy fenomen popularnej zabawki
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w ostatnich miesiącach usłyszeliście lub zobaczyliście słowo "Labubu" przynajmniej raz. Zabawki te przykuwają uwagę z kilku powodów. Zadziorny uśmiech, wątpliwy urok, cena, a także wszechobecność zarówno w internecie, jak i na liście potrzeb wielu nastolatków (i nie tylko). Czym są demoniczne stworki, dlaczego niektóre kraje zastanawiają się nad zakazaniem ich i przede wszystkim, dlaczego niektórzy tak bardzo chcą mieć własne Labubu? Sprawdźmy to.

Spis treści:
Labubu - co to właściwie jest i skąd się wzięło?
Odpowiedź na pierwsze pytanie jest nieco bardziej skomplikowana, ale skupmy się na ten moment na tym, że to… zabawki. Stworzone zostały natomiast już 10 lat temu, przez Kasinga Lunga, artystę urodzonego w Hong Kongu. Po raz pierwszy pojawiły się w serii ilustrowanych książek, inspirowanych nordyckim folklorem, o tytule "The Monsters".

Stworki charakteryzują się specyficznym wyglądem - mają dość sporą głowę, królicze uszy, duże oczy, rumieńce i wielkie uśmiechy z wystającymi spiczastymi zębami, mogą przypominać gremliny. Wiele osób z pewnością uznałoby je za… po prostu brzydkie albo przynajmniej nieurodziwe. Rzecz wykracza jednak poza standardy zabawkowego piękna.
I właśnie - mamy przecież 2025 rok. Labubu zaczęto produkować w 2015 roku, a odkąd w 2019 roku w sprzedaż zaangażował się Pop Mart, zabawki te zyskały przytulne miejsce na półkach kolekcjonerów. Zdaje się jednak, że to w 2024 roku odbiły się szerokim echem globalnie. Skąd zatem nagłe i tak duże zainteresowanie tematem, po tylu latach? Otóż w kwietniu 2024 roku członkini zespołu kpopowego Blackpink miała przypiętą małą zabawkę Labubu do torebki - w formie breloka, zwykłej ozdoby.
Tu warto zaznaczyć, że idealizowanie celebrytów, nazywanych idolami (i właściwie na takich trenowanych i kreowanych), ma w krajach azjatyckich inny wymiar niż ten, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Jest to zdecydowanie ciekawy przypadek, a na potrzeby tego tekstu podkreślmy po prostu, że przyczepienie breloka do torebki przez jedną osobę sprawiło, że ponad rok później mówimy wręcz o zjawisku społecznym. Trend podchwycili oczywiście nie tylko fani konkretnej artystki, ale i osoby, które nie miały zapewne pojęcia o jej istnieniu, a z czasem Labubu zaczęły towarzyszyć także zachodnim celebrytom.
Kto jest targetem tych specyficznych zabawek? Zdawać by się mogło, że przede wszystkim dzieci i nastolatkowie, ale również starsze osoby chętnie sięgają po tego typu wyroby. W 2023 roku pojawił się raport The Toy Association pt. "The Inner Dynamics of Kidult Culture: Trending Toys and games, Theme Parks, and Animated Movies", w którym czytamy, że ponad 25 procent globalnej sprzedaży zabawek to udział dorosłych, którzy nabywają towar dla siebie samych.

Maskotki Labubu - o co chodzi? Na czym polega ich fenomen?
Rozważając nad istotą Labubu, trudno nie pochylić się też nad pytaniem "po co?" - czemu właściwie służą te zabawki? Próbę odpowiedzi możemy przeczytać na łamach Psychology Today, w artykule "Why We Love Labubu".
Autorka przywołała symboliczne wspomnienie, kiedy to jej 9-letnia córka, szczęśliwa posiadaczka Labubu, napotkała w sklepie swoją rówieśniczkę, która również dzielnie dzierżyła swój egzemplarz zabawki. Dziewczynki nic do siebie nie powiedziały, ale ich wzrok się spotkał, a na małych twarzach zagościł uśmiech. Tylko tyle i aż tyle - Labubu, które na pierwszy rzut oka może się wydawać nierozsądną zachcianką, przedmiotem nieistotnym, w takich momentach staje się formą waluty społecznej i wyrazem przynależności do grupy. Bonusowe punkty, jeśli zabawka jest wyjątkowa. Nie można też zapomnieć o wyrażaniu siebie - nieważne, czy mówimy o dzieciach, czy dorosłych. Labubu, jak przypomina autorka, są nazywane, przebierane, dobierane do humoru czy ubioru, jakie właściciel nosi danego dnia. Następnym krokiem często zdaje się fotografowanie swojego wyboru i dzielenie się nim w mediach społecznościowych. W odpowiednich aplikacjach znajdziemy mnóstwo zdjęć przedstawiających zabawkę, która siedzi np. w samochodzie albo na stole, towarzysząc swoim właścicielom w codziennym życiu. Być może dla dorosłych ma to też jakiś symboliczny wymiar pozwolenia sobie na odczuwanie nostalgicznej, niewinnej radości, jaką pamiętają z lat dziecięcych albo na jaką w tamtym okresie nie mogli sobie pozwolić?

Jest jeszcze jeden bardzo ciekawy aspekt (i problem), które przyczyniają się do tak ogromnej popularności tych zabawek. Labubu są sprzedawane w pudełkach, tzw. blind boxach, w ramach serii. Wiemy, jakie zabawki są dostępne, ale która tak naprawdę trafi w nasze ręce? Tego dowiemy się dopiero po uiszczeniu opłaty za produkt. Dodatkowym elementem jest "sekretna edycja", która jest rzadsza - w przypadku jednej z serii obecnie dostępnych w Pop Marcie, czyli sklepie zajmującym się sprzedażą Labubu, mamy jedną wersję kolorystyczną, której prawdopodobieństwo wylosowania wynosi 1/72. Odpakowanie tajemniczej zabawki jest jak otwieranie starannie opakowanego prezentu spod choinki, który w końcu trafia w nasze drżące dłonie w wigilijny wieczór. Ta wizja jest dość niewinna, ale mówimy o procesie, który może okazać się wręcz uzależniający - mamy pragnienie, podsycane ciekawością, dostajemy nagrodę, otwierając paczkę, a już samo oczekiwanie może sprawiać, że nasz mózg otrzymuje zastrzyk dopaminy, jak zauważono na łamach Psychology Today. I tak w kółko - na podobnej zasadzie działają treści, które konsumujemy w mediach społecznościowych.
Co więcej, Labubu mają charakter kolekcjonerski - z tego też względu możemy mieć do czynienia z sytuacją, kiedy jedna zabawka nigdy nie będzie wystarczająca. Mamy jedną, ale czy akurat tę, którą chcieliśmy? A może przy jednym stworku dobrze wyglądałby też drugi? Skoro tyle emocji wkładamy w sam zakup i posiadanie, może zabawka, której pieczołowicie wybraliśmy imię, potrzebuje kolegi? No i pamiętajmy o "sekretnej", rzadkiej wersji! Dodajmy do tego fakt, że zabawki ukazują się w tematycznych seriach, w których każda z 7 odsłon jest inna. W taką pułapkę łatwo wpadają dorośli, nie wspominając już o tym, jak podatne mogą być na to dzieci.
Jakie masz Labubu? Zjawisko unboxingu w internecie
Labubu zdobią półki, torebki czy plecaki dzieciaków i dorosłych, a w sieci można znaleźć ogrom filmów ukazujących rozpakowywanie pudełek, któremu towarzyszą spore emocje. Trzęsące się dłonie, piski czy inne odgłosy ekscytacji - to norma. Warto zaznaczyć, że nie tylko w przypadku filmów traktujących o Labubu, tego typu materiały cieszą się sporą popularnością na YouTube już od 2006 roku.
Pod hashtagiem #labubu na Tiktoku ukazało się ponad 2,6 mln filmów. Wpisując #labubuunboxing, czyli tag sugerujący otwieranie pudełek z zabawką, znajdziemy 88,1 tysięcy postów. Na Youtube pod hasztagiem #labubu ukazało się 535 tys. wideo. Na Instagramie z kolei 1,5 mln postów. I mowa głównie o krótkich filmach czy także statycznych postach w przypadku ostatniej aplikacji, a prawdziwy ogrom ruchu w sieci dookoła tych zabawek widać, gdy zerkniemy na wyświetlenia tych materiałów - jest tego po prostu mnóstwo. W ostatnim czasie swoje Labubu na wizji odpakowała też... Iga Świątek.
Choć dla osób, które na co dzień nie korzystają z mediów społecznościowych, taki opis tego zjawiska może wydawać się wręcz przerażający czy odpychający, dla wprawionych internautów takie wspólne przeżywanie wydarzenia z zasady przynoszącego radość, może zbliżać, dawać poczucie przynależności czy po prostu łączyć ludzi, których nierzadko dzielą tysiące kilometrów.
Ile kosztuje oryginalne Labubu?
Interesującą kwestią z pewnością jest także cena oryginalnego Labubu. Oryginalna zabawka jest wyceniana różnie - to zależy głównie od serii i rodzaju. Na stronie Pop Martu widzimy np. Labubu na breloku, których data premiery to 13 sierpnia, a kosztują 27,99 dolarów, czyli około 103 zł (po obecnym kursie). Gdy w sklepie wskażemy jako region Polskę, zobaczymy nieco niższe ceny, np. 20 euro, to w przeliczeniu daje około 85 zł, co nadal jest sporą kwotą za zabawkę, ale wygląda już lepiej, niż 100 zł czy więcej.
Kilkukrotnie ukazywały się też serie w ramach współprac, np. z Coca-Colą, dzięki której mogliśmy nabyć m.in. Labubu dzierżące puszkę czy butelkę coli; czy inspirowane mangą "One Piece". Pop Mart zdecydował się również na współpracę z muzeum, dzięki czemu idąc do Luwru w Paryżu, możemy nabyć Labubu inspirowane dziełami sztuki.
Natomiast mamy też inną wersję Labubu, które nie są brelokami, są za to ubrane w małe ciuszki, mogą posiadać różne akcesoria, ich cena jest wyższa, ale i od razu wiemy, którą konkretnie zabawkę kupujemy. Tego typu wersje kosztują około 300 zł, są też większe - mają 38 cm. Nie da się nie zauważyć, że również w ramach tej odsłony zabawki, mamy egzemplarze wyjątkowe, czyli np. Labubu "aniołek w chmurach", który został wyceniony na 299,99 dolarów, co daje około 1100 zł, ale zabawka ma aż 58 cm.
Trzeba przyznać, że już pierwsza wspomniana kwota może przyprawić o zawroty głowy, mówimy przecież o zabawce na breloku, nieco większej niż iPhone 13 - co prawda kolekcjonerskiej, ale mam wrażenie, że ten argument niektórych nie przekona.
Labubu jest obecnie najlepiej sprzedającą się marką Pop Mart w Stanach Zjednoczonych i jedną z najsilniejszych na świecie
Tylko w 2024 roku Labubu miało wygenerować przychód na ponad 419 milionów dolarów.
W internecie znajdziemy też sporo ofert sprzedażowych Labubu opublikowanych przez sklepy niebędące Pop Martem i w tym przypadku kłopotliwe może być ocenienie ich oryginalności, a i ceny są po prostu znacznie wyższe.
Popularne stały się również podróbki, które zyskały własną nazwę… Lafufu. Podróbki, poza oczywistym, przyniosły ze sobą jeszcze jeden problem. Przy okazji skonfiskowania ponad 200 podrobionych egzemplarzy Labubu przez Urząd ds. Nieuczciwego Handlu na wyspie Man, rzecznik rządu wskazał, że wiele z podrobionych produktów często omija kontrole bezpieczeństwa i jakości, co może stanowić zagrożenie zadławienia się przez dzieci np. odpadającymi elementami zabawek. Przytoczony przypadek był jednym z wielu - o konfiskacji ponad 500 podrobionych Labubu mogliśmy usłyszeć też np. nieco ponad tydzień temu, a jest tego więcej.
Najdroższe Labubu. Zabawka wielkości człowieka sprzedana za skromne 150 tys. dolarów
W czerwcu 2025 roku mogliśmy być świadkami niecodziennego wydarzenia. W chińskim domu aukcyjnym Yongle International Auciton w Pekinie sprzedała została zabawka, która mierzy aż 131 centymetrów (jest więc niewiele niższa od autorki tego tekstu albo dość sporego drapaka dla kota) i było to właśnie gigantyczne Labubu.
Oczywiście należy pamiętać, że wciąż rozmawiamy o zabawce, która zapewne może co najwyżej stać - niemniej nie sposób pominąć cenę, a ta może szokować: 150 324 dolary, czyli około 547 tysięcy złotych.
Kontrowersyjne oblicze Labubu. Demoniczna zabawka
Czy z pozoru niewinna zabawka jest w rzeczywistości niebezpieczna, a nawet powiązana z demonami? Tak zdawali się twierdzić internauci, którzy swoimi obawami podzielili się między innymi na Facebooku czy Instagramie. Klawiatury płonęły, a ci ostrzegali: "Nie kupujcie tej demonicznej zabawki dla swoich dzieci czy dla siebie!!".

Zmartwieni użytkownicy wskazywali podobieństwo Labubu do… starożytnego demona Pazuzu, który był uważany za "króla złych wiatrów" i oskarżany o sprowadzanie plag, głodu czy sezonowych susz. Do tego porównania mógł skłonić jego wygląd - była to hybryda łącząca cechy ludzkie i zwierzęce, jednak teoria ta już na pierwszy rzut oka wydaje się naciągana.
Labubu z pewnością mogą kojarzyć się ze stworkami rodem z legend i opowieści, a ich twórca wskazuje na wpływ wielu bajek z Europy Północnej, przede wszystkim Skandynawii, jakie czytał w dziecięcych latach, co jest też podkreślone na stronie Pop Martu.
Pamiętam, że czytałem wiele bajek z Europy Północnej i Skandynawii. Spędzałem dużo czasu w bibliotece, czytając, aby poprawić swój niderlandzki. Po studiach przygotowywałem się do zostania artystą. Zawsze myślałem o swoim dzieciństwie, o tym, co przeczytałem i co zawsze kochałem. Dlatego zawsze wymyślałem coś związanego z bajkami i tym, co było mi tak bliskie, gdy byłem dzieckiem
Łapie za serca i portfele. Czy warto kupić maskotkę Labubu? Opinia
Trudno odmówić maskotce Labubu tego, że wywołała duże globalne poruszenie. Te niezbyt tanie zabaweczki są obiektem pożądania, niecodziennym dodatkiem do ubioru, a nawet swego rodzaju wyznacznikiem statusu czy przynależności. Jak, zdaje się, wszystko mają swoje dobre i złe strony.
Na pierwszy rzut oka mogą być odpychające - i to nie tylko ze względu na swój wygląd. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że każde pokolenie ma swoje "demoniczne zainteresowanie". Labubu mojego dzieciństwa to były zabawki Diddle, przedstawiające białą mysz z wielkimi uszami i długim ogonem, które każde dziecko chciało posiadać. A jeśli nie maskotkę, to chociaż kubek, notesik czy długopis tę postać przedstawiające. Z przyzwoitości nie będę poruszać tego, ile to wszystko kosztowało, a zdecydowanie nie znajdowało się na liście rzeczy potrzebnych mojej rodziny.
Były też karteczki, którymi wymienialiśmy się na przerwach albo tazosy, którymi graliśmy siedząc w kółku, zgarbieni, uniemożliwiając przejście przez korytarz, albo chowając się po łazienkach, żeby przypadkiem nauczycielka ich nie zabrała. Nawet nie będę zaczynać tematu serii książek, a potem filmów, "Harry Potter", które potrafiły jeżyć włosy na głowie również najbardziej oddanym rodzicom.
Czy któreś z tych zainteresowań było faktycznie złe? Raczej nie i do tego też się skłaniam w przypadku Labubu. Gdy spojrzymy na tę zabawkę po prostu w kontekście zainteresowania, fascynacji jakimś tematem, które dodatkowo daje dzieciakom (i nie tylko) poczucie przynależności, temat do rozmowy z rówieśnikami, swego rodzaju spoiwo - nawet to 100 zł wydaje się niedużym kosztem.
Nie da się zignorować drugiej strony medalu, tj. potencjalnego uzależnienia zbieraniem tego typu zabawek czy postrzeganie swojej wartości poprzez posiadanie jednego czy kolejnego egzemplarza. Tu dobrym odruchem byłoby po prostu edukowanie. Gdy dziecko chce nową maskotkę, która jest popularna, warto przed decyzją zakupową porozmawiać z najmłodszymi, przypominając im, że nasza wartość nie równa się posiadaniu itp. Negatywnym obliczem pogoni za Labubu może być też odrzucenie dzieciaków, które tej zabawki nie mają i z różnych powodów nie będą miały - tu również bardzo pomocni mogą być rodzice.
Opinię na temat Labubu i tego, czy warto je kupić, każdy zapewne wyrobi sobie sam. Jeśli chcielibyście się nią z nami podzielić, zachęcamy do kontaktu mailowego!