Dziecko płacze? Nie nagrywaj i nie udostępniaj w sieci. "To cyberprzemoc"
Udostępnianie w internecie zdjęć swoich dzieci, czyli słynny sharenting, wzbudza wiele kontrowersji. Dumni rodzice czasem chcą pochwalić się swoimi "bombelkami" na Facebooku i Instagramie, ale wrzucane przez nich treści mogą być nieodpowiednie i wyrządzać dziecku krzywdę. Dotyczy to zwłaszcza rzekomo śmiesznych filmików z płaczącymi dziećmi, które możemy zobaczyć na TikToku opanowanym przez toksyczny trend. Ekspertki z Uniwersytetu Jagiellońskiego ostrzegają: to cyberprzemoc.

Spis treści:
Parental trolling to forma cyberprzemocy
Dzieci w sieci to kontrowersyjny temat. Przeciwnicy publikowania ich wizerunków twierdzą, że dziecko nie jest w stanie wyrazić zgody na udostępnianie swoich zdjęć. Małe dziecko nie rozumie nawet idei wyrażania zgody, zaś starsze nie ma takiej mocy prawnej, gdyż odpowiadają za nie rodzice. Może jednak być temu przeciwne i to od opiekuna zależy, czy uszanuje jego zdanie. A tak powinno być, bowiem to rodzic lub opiekun jest osobą, której dziecko zwykle ufa najbardziej.
Pomijając już choćby fotki z wakacji, które mogą trafić w niepowołane ręce osób o złych zamiarach, problemem jest też wrzucanie filmików czy zdjęć z płaczącymi dziećmi. Dojrzałe emocjonalnie osoby wiedzą, że publikowanie wizerunku kogoś innego w chwili słabości czy w niekorzystnym położeniu może być upokarzające. Nadal jednak są osoby, które czerpią satysfakcję z wyśmiewania i zawstydzania dzieci, co z punktu widzenia psychologii jest absolutną katastrofą. To okropne zjawisko zyskało nawet nazwę: parental trolling, czyli trolling rodzicielski. Dziecko nie tylko traci zaufanie do opiekuna, ale także może nabawić się traum, kompleksów czy nawet PTSD, które utrudnią mu życie i będą wymagały terapii.
Jako dorośli nie życzymy sobie, by ktoś decydował o nas w kwestii publikacji naszego wizerunku. Możemy obawiać się kompromitacji, poniżenia i oceniania lub po prostu sami chcemy wrzucać zdjęcia, które nam się podobają, albo decydujemy się nie wrzucać niczego do sieci - mamy do tego prawo. W przypadku dzieci wygląda to podobnie. Te starsze są już zwykle aktywne w social mediach (najczęściej mogą prowadzić konto dopiero od 13 roku życia), ale młodsze są zdane na łaskę i niełaskę rodziców. Ci niestety często nadużywają swojej władzy rodzicielskiej.
Przykładem trollowania rodzicielskiego może być publikowanie filmików, na których dziecko płacze, jest przestraszone, zmartwione, zaskoczone albo znajduje się w innej kłopotliwej sytuacji. Osoby z niską empatią i inteligencją emocjonalną mogą uznać to za zabawne, ale same z pewnością nie chciałyby się znaleźć w położeniu tych dzieci.
Szkodliwy trend na TikToku. Wyśmiewają własne dzieci
Sharenting nie musi być z definicji zły, ale istnieją jego szkodliwe formy. Przyjrzały im się badaczki z Instytutu Pedagogiki Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, które pod kierunkiem dr Zuzanny Sury badały różne formy trollowania dzieci. "Parental trolling jest formą cyberprzemocy. Rodzice, którzy dzielą się takimi zdjęciami i filmami, prawdopodobnie traktują je jako zabawne, nie zwracając uwagi na konsekwencje publikowania wizerunku dziecka w internecie" - powiedziała dr Zuzanna Sury.
Naukowczynie przyjrzały się materiałom wideo na platformie TikTok, w których rodzice brali udział w "wyzwaniach" (internetowych "challenge'ach") z dziećmi poniżej 3. roku życia. Osoby te nagrywały swoje maluchy w sytuacjach dla nich poniżających. Celem było wyśmianie. Zaniepokojone, wystraszone dzieci, śmiech rodziców zza kamery i wesoła muzyka - tak wyglądało 7 badanych filmów. Użytkownicy są zachęcani do publikowania takich treści m.in. dzięki nagrodzie w postaci reakcji - komentarzy, polubień i udostępnień, czyli tego, czym żywią się TikTokerzy.
Naukowczynie zauważają, że toksyczny trend w social mediach może prowadzić do normalizacji społecznej takich zachowań. Oglądając wiele takich filmików, użytkownik może ulec złudzeniu, że jest to zachowanie typowe i nie stanowi ono krzywdy dla dziecka. Z tego powodu może sam przykładać się do tego trendu, działając nieświadomie, niekoniecznie w złej wierze.
"Filmy z tzw. trollingiem rodzicielskim ogląda wielu ludzi, w tym dzieci i nastolatkowie, którzy w przyszłości staną się rodzicami. Poprzez modelowanie i naśladownictwo uczą się, jak budować relacje ze swoimi dziećmi. Jeśli dzieci oglądają takie filmy, mogą nauczyć się, że granice dzieci można naruszać bez konsekwencji prawnych dla dorosłych" - skomentowała dr Zuzanna Sury.
Wrzucasz do sieci płaczące dziecko? Czekają cię konsekwencje prawne
Mówi się, że w internecie nic nie ginie. I choć niektóre materiały zdają się przepadać bezpowrotnie i nie ma ich w żadnym publicznie dostępnym archiwum, to w rzeczywistości nie wiemy, kto zapisał je na dysku. Pobieranie zdjęć i filmów z Instagrama, Facebooka czy TikToka nie stanowi najmniejszego problemu. Wystarczy zwykły dodatek do przeglądarki i parę kliknięć. Te materiały mogą być nawet po latach wykorzystane przez osoby o złych zamiarach do kompromitacji i szykanowania osób, które się na nich znajdują.
Naukowczynie z UJ przekonują, że trolling rodzicielski to cyberprzemoc, a jego sprawcami są wyłącznie rodzice czy opiekunowie. Istnieje też szansa, że po latach dzieci tych rodziców mogą domagać się swoich praw, jeżeli poczują się skrzywdzone. Badaczki podkreślają też, że pozornie niewinne zdjęcia z wakacji, np. dzieci bawiących się na plaży, mogą być "wykorzystane i nadużyte w innych kontekstach". Warto więc poczekać, aż "bombelki" dorosną i same zaczną decydować o tym, co chcą wrzucać do sieci.
Warto przypomnieć, że Konwencja o prawach dziecka gwarantuje "prawo do wolności od tortur, poniżającego traktowania, przemocy fizycznej lub psychicznej, wyzysku, nadużyć seksualnych". Parental trolling godzi więc bezpośrednio w jedne z podstawowych praw dziecka i praw człowieka, co jest absolutnie niedopuszczalne w cywilizowanym świecie.
A jeśli ktoś wierzy, że dzięki poniżaniu człowiek zbuduje dystans do siebie i będzie miał silną psychikę... Cóż, to tak nie działa. A jak chce się przekonać, to najlepiej niech zacznie od siebie.
Źródła: naukawpolsce.pl, J. Flis, Co ze mną nie tak? O życiu w dysfunkcyjnym domu, środowisku, w Polsce i o tym, jak sobie z tym (nie) radzimy, Kraków 2023, opracowanie własne