Samsung Galaxy S23 jest nieziemsko nudny. Oto dlaczego
Nadchodzący wielkimi krokami Samsung Galaxy S23 po raz kolejny zostanie uznany za topowy smartfon z najwyższej półki. Zapewne znajdzie się w zaszczytnym gronie najbardziej udanych modeli tego roku, a jego wersja Ultra zapewni zapas mocy wystarczający na kilka lat. Niestety, to wszystko jest nudne, niczym ten sam odcinek przeciętnego serialu, oglądany z braku laku w południe dnia roboczego na podrzędnym kanale telewizyjnym.
Kiedyś to naprawdę było!
Do wspomnień lat minionych często należy podchodzić z dystansem. Mamy jako ludzie taki mechanizm, który skutecznie zamazuje gorsze odczucia i wspomnienia, tym samym uwypuklając to, co dobre. Nie da się jednak nie zauważyć, że jeszcze kilka lat temu nowe modele koreańskiego producenta budziły ogromne emocje.
Te były nieporównywalne do tego, co odczuwamy dziś. Nie trzeba się nawet cofać do pierwszych modeli z rodziny Galaxy. Wystarczy przypomnieć sobie całkiem przełomowy S3, czy późniejsze, bardzo dobrze oceniane modele. Wśród najlepiej wspominanych wymienia się też Galaxy S6, który stał się dla serii prawdziwą rewolucją.
Poza standardowym modelem, na rynek trafiła wówczas również wersja Edge, czyli z lekkim spadem ekranu z jednej strony. To zostało doprowadzone przez Samsunga do istnej perfekcji w przypadku modelu S8 z 2017 roku. Co łączyło wymienione pozycje? Pewna doza rewolucji. Chęć wzięca ich w dłonie, poznania materiałów, z których je stworzono i potrzeba wyróżniania się. Były nowe, świeże, ale jednocześnie eleganckie i nowatorskie.
Aktualizacja, nie remake
Od jakiegoś czasu odnosi się wrażenie, że prezentowane nowe smartfony w większym stopniu stanowią uaktualnienie poprzedniej edycji, aniżeli zrobienie czegoś na nowo. Nie chodzi tu w żadnym wypadku o odkrywanie koła na nowo. Raczej o chęć zaskoczenia konsumentów i postawienia na swoim — szczególnie gdy nikt się tego nie spodziewa.
Czytaj na Antywebie | The Last of Us to przewspaniały serial. Nie ma znaczenia, czy graliście, czy nie
Trochę jednak można Samsunga w tej całej sytuacji zrozumieć. Zachowawcza polityka koreańskiego producenta wynika poniekąd ze sytuacji na świecie, która, lekko mówiąc, nie sprzyja biznesowi ani sporym wydatkom konsumenckim. Gdy w grze jest walka o utrzymanie podstawowego klienta, niekoniecznie jest się skorym do ponoszenia ryzyka w przypadku flagowego modelu telefonu.
Ten bardzo często może decydować o być albo nie być firmy. A o Galaxy S23 już od dawna wiedzieliśmy całkiem sporo. Przede wszystkim to, że będzie to szalenie dobry i mocny smartfon. Nawet w swojej podstawowej wersji zagwarantuje komfort użytkowania na każdym polu. Co więcej, w myśl polityki firmy, otrzymywać on będzie kilkuletnie wsparcie.
Mimo wszystko lepiej
Nawet bez efektu “wow" i zwrócenia uwagi całego świata, Samsung Galaxy S23 będzie miał pewną ważną do wypełnienia misję. Chodzi oczywiście o poprawienie niedoskonałości ubiegłorocznego modelu. Jedną z największych bolączek tamtej wersji była bateria.
Zastosowane ogniwo było mniejsze, niż te, w które wyposażony został Galaxy S21. Brzmi to absurdalnie, ale właśnie takie partactwo zaproponował swoim klientom Samsung. Teraz ma być podobno lepiej. Oby tylko Koreańczycy dowieźli tak, jak ma mieć to miejsce w przypadku aparatu i procesora.
O ile zastosowane obiektywy nie będą niczym szalenie rewolucyjnym, to dużej poprawie ma ulec ich oprogramowanie. Firma zdążyła się już pochwalić sporymi pokładami pracy włożonymi w ich optymalizację. Ma być lepiej i skuteczniej w ciemnym świetle, poza tym poprawie ulegnie szereg parametrów, na które przeciętny użytkownik i tak nie zwróci uwagi.
Co do procesorów, to wreszcie na stałe i na dobre zagości Snapdragon 8 Gen 2. Oznaczałoby to, że właśnie Samsung będzie mógł pochwalić się najbardziej wydajnym chipem w historii urządzeń z Androidem.
Dla fanów lub potrzebujących
Samsung Galaxy S23 nie będzie smartfonem, którym wasz znajomy pochwali się w towarzystwie mówiąc “zobacz, co potrafi". Głównie dlatego, że wiele innych urządzeń będzie zdolny do osiągania podobnych rzeczy. No, chyba że ktoś spędza piątkowe wyjście na piwo w towarzystwie kolegów i statystyk z benchmarków.
Nie przeskok, lecz aktualizacja. To nadal dobrze tak długo, jak faktycznej poprawie ulegają niedoróbki poprzednika. Mimo wszystko tęskno do czasów, gdy nowy smartfon dało się poznać z daleka — z wyglądu, nie zaś oznaczenia modelu na tyle obudowy.