Wielki transport w Rosji. Kreml szykuje "nową" broń

Kreml zorganizował kolejny wielki transport czołgów. Armia chce wzmocnić swoje oddziały na froncie w Ukrainie. Znowu postanowiono wykorzystać "starożytne" T-54 z połowy ubiegłego wieku.

Kreml zorganizował kolejny wielki transport czołgów. Armia chce wzmocnić swoje oddziały na froncie w Ukrainie. Znowu postanowiono wykorzystać "starożytne" T-54 z połowy ubiegłego wieku.
Wielki transport w Rosji. Kreml szykuje kolejne czołgi T-54 i T-55 /NEXTA /Twitter

Jako że Kreml szykuje się do długiej wojny w Ukrainie, ale i z NATO, już teraz wszystkie zakłady zajmujące się budową i modernizacją czołgów są postawione w stan najwyższej gotowości i pracują na trzy zmiany. Rosjanie mają ogromne problemy z czołgami. Obecnie Ukraińcy tylko w ciągu jednego dnia potrafią wyeliminować z frontu ponad 10 tych maszyn. Odbudowa floty czołgów może zająć Kremlowi nawet 30 lat.

Niedawno w mediach pojawiła się też bardzo ciekawa analiza, z której wynika, że rosyjska armia ma zaledwie połowę swojej potęgi, licząc od chwili agresji na Ukrainę. Może Ukraińcy nie dokonują ogromnych postępów na drodze wyzwalania swoich terytoriów, ale na pewno zadają wyniszczające ciosy wrogowi, zarówno w kwestii sprzętu, jak i samych żołnierzy, o czym wspominają nawet sami agresorzy.

Reklama

"Starożytne" czołgi T-54 i T-55 walczą w Ukrainie

Kreml w panice sięga zatem po najbardziej przestarzały sprzęt w postaci czołgów T-54 i T-55. Pierwsze takie maszyny pojawiły się w Ukrainie w marcu, ale przez ostatnie 3 miesiące dostarczono setki nowych tego typu czołgów, ponieważ coraz częściej na froncie niszczone są najnowsze T-80 i T-90, a armia nie ma ich czym zastąpić.

Nowy wielki transport czołgów T-54 i T-55 zaobserwowano kilka dni temu w rosyjskim Woroneżu, który zaledwie 2 tygodnie temu był zajęty przez grupę Wagnera w swoim rajdzie na Moskwę. Niestety, tych "starożytnych" maszyn armia ma ogromne ilości. Szacuje się, że w całej historii powstało ich blisko 100 tysięcy. Oczywiście, zdolnych do działania obecnie może być kilka tysięcy, ale po szybkiej modernizacji, już nawet kilkadziesiąt tysięcy tych maszyn może pojawić się w Ukrainie.

T-54 i T-55 to trupiarki na gąsienicach

Analitycy żartują, że niebawem na froncie w Ukrainie będzie działał tylko ten gąsiennicowy złom z lat 40. i 50. ubiegłego wieku. Rosyjscy żołnierze coraz częściej publikują filmiki w roli głównej z tymi czołgami. Idealnie wpisują się one w ich mentalność. Na jednym z materiałów filmowych możemy zobaczyć te maszyny w akcji.

Na ujęciach uwieczniono ładowanie pocisków przez członka załogi czołgu i przygotowanie do wystrzału. Próżno szukać w tej konstrukcji nowinek technologicznych, takich jak automatyczne ładowanie broni. Cała obsługa odbywa się za pomocą siły ludzkich rąk.

Tragiczne warunki wewnątrz czołgów T-54

Warunki panujące wewnątrz są ekstremalne. Przy upałach można się dosłownie ugotować nie tylko od rozgrzanej promieniami słońca stali, ale również od wysokiej temperatury pracującej maszynerii. Po każdym wybuchu wnętrze wypełnia ciemny i gryzący dym.

Wysyłka do Ukrainy zabytkowych czołgów T-54 czy T-55 nie mieści się w głowie. Te maszyny to trupiarki na gąsienicach. Nie mają odpowiedniego pancerza czy systemów obrony. Zniszczenie takich maszyn jest możliwe nawet najprostszymi wyrzutniami przeciwpancernymi czy większymi granatami zrzucanymi z dronów. Rosyjskie załogi będą przemieszczały się nimi z duszą na ramieniu. Jednak to nic nowego, bo jak wszyscy wiemy, Kreml od zawsze stawia na ilość żołnierzy i sprzętu, a nie na jakość.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: t-54
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy