Winnice ogrzewane śmigłowcem. Polacy wpadli na pomysł, jak ratować rośliny

To była ciężka noc, która w wielu regionach kraju zaskoczyła dużymi przymrozkami. Właściciele Winnicy Żelazny z rejonu zielonogórskiego postanowili ratować winorośle z wykorzystaniem śmigłowca. Helikopter spisał się w pierwszych dniach przymrozków na medal. Skąd pomysł na wykorzystanie takiego rozwiązania?

Winnice ogrzewane śmigłowcem. Polacy wpadli na pomysł, jak ratować rośliny.
Winnice ogrzewane śmigłowcem. Polacy wpadli na pomysł, jak ratować rośliny.Winnica Miłosz w Łazie/K.Fedorowiczmateriał zewnętrzny

Polska została nawiedzona przez falę zimna, której kulminacja nastąpiła w nocy z poniedziałku na wtorek. Przymrozki nadeszły po ciepłym okresie i były bardzo niebezpieczne dla upraw. Właściciele Winnicy Żelazny z rejonu zielonogórskiego oraz kilku innych plantacji postanowili dmuchać na zimne i to dosłownie. W celu ratowania winorośli wykorzystano śmigłowiec.

Śmigłowiec uratował winorośle przed falą przymrozków

Polacy wpadli na pomysł, aby do ochrony winorośli wykorzystać śmigłowiec. W tym celu właściciele kilku winnic wynajęli helikopter wraz z pilotem, który w trakcie zimnych nocy latał nad uprawami należącymi do okolicznych plantacji, w tym Winnicy Żelazny. Jak takie rozwiązanie spisało się w praktyce? Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę.

Otóż walczyliśmy od 22:30 do 7:15. Była to bardzo męcząca, zimna i wymagająca noc. Śmigłowiec latał w Zaborze nad 6-cioma Winnicami o łącznej powierzchni ok. 14 ha. Pytanie, które zadajecie nam teraz najczęściej to, czy lot śmigłowca faktycznie był skuteczny. Wg nas zdecydowanie tak! Na większości naszej dwu hektarowej parceli nie odnotowaliśmy ŻADNYCH strat. W jednej części Chardonnay liczymy straty w wysokości ok. 10-20 proc.
czytamy na profilu Winnicy Żelazny na Facebooku w poście z niedzieli

Wspomniane straty na jednej z parceli w wysokości 10-20 proc. mieściły się w ramach normy, o czym poinformowała nas właścicielka Winnicy Żelazny, Katarzyna Żelazny. Skąd pomysł na wykorzystanie śmigłowca?

Właścicielka Winnicy Żelazny przekazała, że był to pomysł na ratowanie winorośli przed falą przymrozków. Śmigłowiec latający nad uprawami był w stanie wtłaczać ciepłe powietrze w grunt. Standardowe metody w postaci zapalonych zniczy czy zadymania byłyby tutaj nieskuteczne.

Sam pomysł nie jest nowy

Polacy sięgnęli po rozwiązanie, które z powodzeniem stosowane są w innych krajach od dawna. Tego typu metoda używana jest przez właścicieli plantacji roślin w Stanach Zjednoczonych, Francji czy Niemczech. Skoro tam spisuje się na medal, to dlaczego miałoby być inaczej nad Wisłą?

Piloci z Polski robili to pierwszy raz. Dlatego najpierw musieli odpowiednio przygotować się do zadania. Zrobili to m.in. dzięki rozmowom przeprowadzonym z kolegami po fachu z Kalifornii oraz Niemiec. Finalnie spisali się na medal i dobrali odpowiednie czasy oraz wysokości lotu, które pozwoliły na dogrzewanie winorośli.

Najgorsza była dzisiejsza noc

Śmigłowiec świetnie sprawdził się podczas akcji zorganizowanych we wcześniejszych dniach. Niestety fala mrozu uległa przesunięciu i jej kulminacja nastąpiło w nocy z poniedziałku na wtorek. Helikopter oraz piloci zostali w tym czasie przydzieleni do innego zadania. To sprawiła, że Winnica Żelażny odnotowała ogromne straty.

Jestem załamana. Po dzisiejszej nocy mamy 100 proc. strat.
powiedziała nam właścicielka Winnicy Żelazny

Wierzymy, że choć część roślin przetrwało falę przymrozków i ma na to nadzieję również właścicielka Winnicy Żelazny. To jednak wyjaśni się z czasem.

Legenda o potworze z Loch Ness wciąż żywaDeutsche Welle
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas