Znowu ucierpią cywile. Rosja rozmieszcza "niewidzialne" miny
Roman Mroczko, szef administracji wojskowej Chersonia, poinformował o zdalnym rozmieszczaniu przez siły rosyjskie w okolicach miasta min przeciwpiechotnych PFM-1. To szczególnie niebezpieczna broń, której ofiarami często pada ludność cywilna, w tym dzieci.
Władze Chersonia ostrzegają o nowym zagrożeniu, jakie pojawiło się na drogach (i wzdłuż nich) w okolicach miasta, a mowa o minach lądowych PFM-1. To radzieckie kasetowe miny przeciwpiechotne, nazywane też motylkowymi, które są szczególnie niebezpieczne, bo ze względu na swój mały rozmiar, wygląd i kolor, bardzo trudno je dostrzec w trawie, liściach i tym podobnych środowiskach. Mocno przypominają stosowaną przez armię amerykańską minę lądową BLU-43, mają podobny kształt i zasadę funkcjonowania, ale stosuje się w nich inne typy materiałów wybuchowych.
Jest mała, wielkości dłoni, koloru zielonego lub brązowego. Może eksplodować w przypadku dotknięcia i sama z siebie. Obowiązuje całkowity zakaz zbliżania się, a co dopiero jej dotykania! Jeśli zobaczysz taki "motylek", wybierz "101"
Rozmieszczenie min może nastąpić zarówno z powietrza, np. z użyciem helikopterów lub samolotów, jak i przez piechotę. Eksplozja następuje najczęściej na skutek nadepnięcia, które powoduje gwałtowne uderzenie tłoka w detonator i natychmiastową detonację. Ze względu na relatywnie mały ładunek, wybuch PFM-1 najczęściej nie jest śmiertelny dla dorosłych i częściej prowadzi do amputacji kończyn dolnych, ale w przypadku małych dzieci sytuacja wygląda inaczej.
Chcieli ich zabronić. Oni powiedzieli "nie"
Wszystkie rozwiązania tego typu budzą liczne kontrowersje, głównie z tego powodu, że ofiarami min motylkowych często padają cywile. Przykłady z przeszłości pokazują, że jednym z nieoczekiwanych efektów militarnego zastosowania PFM-1 była duża liczba ofiar wśród dzieci, które z powodu niezwykłego kształtu przypominającego motylki traktowały tę broń jak zabawki.
Mina PFM-1 stała się więc głównym celem Międzynarodowej Kampanii na Rzecz Zakazu Min Przeciwpiechotnych, która nie odniosła jednak spodziewanych rezultatów, bo Rosja nie podpisała w 1997 roku traktatu ottawskiego, zakazującego stosowania lądowych min przeciwpiechotnych i nadal posiada miny PFM-1 na wyposażeniu swojej armii (i korzysta z nich w czasie inwazji na Ukrainę). Warto jednak zaznaczyć, że na podobny krok zdecydowały się również Stany Zjednoczone i Chiny, a zapasy tych min ma również Kijów.
Jest on wprawdzie sygnatariuszem traktatu ottawskiego i zobowiązał się do utylizacji i nieużywania posiadanych przez siebie min PFM-1 (w latach 1999-2020 zniszczono ponad 3,4 mln sztuk), ale według stanu na 2021 rok drugie tyle wciąż znajdowało się w jego magazynach. I przynajmniej część z nich Ukraińcy wykorzystali w wojnie z Rosją, ostrzeliwując nimi Izium i zajęty przez armię rosyjską Donieck.
Nie tylko Rosja i Ukraina, Korea Północna też
Przypominamy, że po podobne rozwiązanie sięgnęła ostatnio również Korea Północna, która od wielu miesięcy instaluje miny lądowe w buforowej strefie zdemilitaryzowanej z Koreą Południową. W tym przypadku eksperci zwracają uwagę, że mamy do czynienia z najbardziej perfidną formą min motylkowych, wyglądem przypominającą... liście w kolorze zielonym i brązowym (stąd określenie "miny liściaste"), które jeszcze trudniej dostrzec na zalesionych obszarach.
Miny Pjongjangu zawierać mają ok. 40 g materiałów wybuchowych, czyli nie na tyle dużo, żeby spowodować dużą eksplozję, ale wystarczająco, aby zadać poważne obrażenia. Zresztą jak informowała południowokoreańska administracja, w wyniku eksplozji tych min lądowych i obrażeń termicznych podczas prac instalacyjnych zginęło ponad dziesięciu żołnierzy Kim Dzong Una.