Dwie ofiary śmiertelne i nikogo za kółkiem - Tesla znowu ma kłopoty

Wypadek drogowy, na skutek którego śmierć poniosły 2 osoby, po raz kolejny wznieca dyskusję na temat funkcjonalności Autopilota w samochodach amerykańskiego koncernu - czyżby wizja autonomicznych pojazdów się oddalała?

Amerykańska prasa informuje o kolejnych kłopotach Tesli, a wszystko na skutek wypadku drogowego, na skutek którego zginęły 2 osoby. Mężczyźni poruszający się pojazdem Model S z 2019 roku w okolicach Houston uderzyli w drzewo i nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że służby wezwane na miejsce tragedii poinformowały, że nikt nie siedział za kierownicą. Jeden z mężczyzn siedział na miejscu pasażera obok kierowcy, a drugi z tyłu, jeśli więc nie było trzeciej osoby, która przeżyła i z jakiegoś powodu opuściła miejsce zdarzenia, co jest mało prawdopodobne, to mężczyźni musieli korzystać z Autopilota. 

Reklama

Co prawda na razie nie ma oficjalnych informacji, że 59- i 69-latek tak właśnie korzystali z Model S, ale wydaje się to najbardziej prawdopodobny scenariusz. I jeśli tak właśnie było, to dostaniemy kolejne potwierdzenie tego, że kierowcy bardzo często źle rozumieją funkcjonalności Autopilota i Full Self-Driving oferowane przez Teslę. Czy to wina koncernu? I tak, i nie…  bo choć Tesla regularnie powtarza, że opcje te nie zwalniają kierowcy z obowiązku kontrolowania pojazdu, a tym bardziej nie pozwalają na opuszczenie miejsca kierowcy (nawet tryb Full Self-Driving przypomni o konieczności trzymania rąk na kierownicy), to nieustanne zachwalanie nowych funkcjonalności samochodów sprawia, że część kierowców przecenia możliwości technologii.

Niemniej, to kierowcy odpowiadają za pojazdy, które prowadzą i nie można karać koncernu za samo udostępnianie im nowych możliwości, prawda? Tak czy inaczej, sam wypadek był też dobrym przypomnieniem dla służb, że czasy się zmieniają i pora odświeżyć wyposażenie i wiedzę w zakresie… gaszenia pożarów. Na miejscu okazało się bowiem, że gaszenie pożarów elektrycznych samochodów jest dla strażaków problematyczne i ugaszenie tej konkretnej Tesli Model S zajęło im ok. 4 godzin, a w międzyczasie kontaktowali się nawet z producentem w tej sprawie. Oczywiście, nie należy przez to traktować samochodów elektrycznych jako bardziej niebezpiecznych, ale nie da się ukryć, że potrzebne są szybkie zmiany, by ratowanie ofiar wypadków było tak samo szybkie i skuteczne niezależnie od pojazdu.

Źródło: GeekWeek.pl/engadget

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy