"Astronautka oszalała i zniszczyła stację kosmiczną"

Takie oskarżenia wysunęli wobec amerykańskiej astronautki Rosjanie. Przedstawiciele Roskosmosu twierdzą, że dziury w rosyjskim statku Sojuz wywierciła amerykańska astronautka, która doznała załamania nerwowego.

Amerykana miała uszkodzić kosmiczny dom
Amerykana miała uszkodzić kosmiczny dom123RF/PICSEL

Wraca tajemnicza sprawa sprzed 3 lat. Chodzi o wykrycie dziury w rosyjskim statku Sojuz. Śledztwa prowadzone przez Rosyjską i Amerykańską Agencję Kosmiczną spełzły na niczym. Teraz okazuje się, że za te zagrażające życiu astronautom problemy odpowiada amerykańska astronautka. Przynajmniej tak twierdzą anonimowi przedstawiciele Roskosmosu, cytowani przez państwową agencję informacyjną TASS.

Mówią oni o celowym działaniu Sereny M. Auñón-Chancellor, która miała wywiercić dziury na skutek załamania nerwowego. Wydarzenia rozegrały się w 2018 roku, gdy wówczas znajdowała się na pokładzie kosmicznego domu. W ten sposób chciała zostać szybko ewakuowana na Ziemię. Z ujawnionych informacji wynika, że Auñón-Chancellor rzeczywiście była leczona przez NASA, bo wykryto u niej skrzepy w szyi i sercu, ale nie cierpiała na depresję.

Bill Nelson, szef NASA powiedział, że "ataki są fałszywe i nie są wiarygodne". Rosjanie uważają, że astronautka wywierciła kilka dziur, ale nie wiadomo, gdzie dokładnie się one znajdują. Jedna została wykryta w statku Sojuz. Rosjanie wyszli na spacer kosmiczny, by sprawdzić, z której strony została wywiercona. Okazuje się, że od środka, czyli z pokładu statku. W czasie jej wywiercenia rosyjska załoga miała znajdować się na spacerze kosmicznym, a kamera nawigacyjna ulokowana w śluzie Sojuza uległa awarii.

Rosjanie podali, że część dziur została już zidentyfikowana, ale te mniejsze wciąż pozostają ukryte, a każdego dnia ucieka z nich życiodajny tlen w przestrzeń kosmiczną. Władze Roskosmosu przyznają, że w kolejnych latach te dziury mogą zacząć się powiększać, co może zacząć stanowić zagrożenie dla załogi. To może oznaczać potrzebę deorbitacji kosmicznego domu.

Innego zdania są Amerykanie. Otóż, dziury w modułach mogły powstać na skutek uderzenia mikrometeorytów. Jeśli chodzi o duży otwór w Sojuzie, to musiał powstać jeszcze w fabryce na Ziemi. Niestarannie mógł go wywiercić rosyjski inżynier, a później próbował zatuszować całą sprawę, nieudolnie maskując go.

Jest jednak jeden problem. Nie znaleziono materiału, którym zaklejono dziurę. Tymczasem NASA nie zezwoliła Rosjanom na pobranie próbek z wiertarki, która znajdowała się w amerykańskim segmencie ISS. To właśnie nią Amerykanka miała wywiercić dziury. Wiertło mogło nosić ślady użytku, a opiłki wpaść do filtrów w module. Rosjanie nie potwierdzili, czy te opiłki rzeczywiście znajdują się w filtrach i nie użyli tej kwestii jako argumentu. Nie wiadomo, dlaczego.

Eksperci uważają, że za całe wydarzenie odpowiada Rosja. Władze po prostu chcą odwrócić uwagę od swoich ostatnich głośnych porażek, ale również jest to kolejny element wojny informacyjnej pomiędzy mocarstwami. Przypominamy, że rosyjski moduł Nauka, a później statek Sojuz, obracając kosmiczny dom, o mały włos go nie zniszczyły. Kolejnym niebezpiecznym incydentem dla stacji było zniszczenie satelity w trakcie rosyjskiego testu antysatelitarnego.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas